Artykuły

Aktor wieńczy dzieło

Piątkowa premiera "SCENARIUSZA DLA NIE ISTNIEJĄCEGO LECZ MOŻLIWEGO AKTORA INSTRUMENTALNEGO" BOGUSŁAWA SCHAEFFERA w Teatrze im, J. Słowackiego na scenie "Miniatura" usposobiła sprawozdawcą negatywnie. Zmęczony jestem, propozycjami awangardowymi i nie lubią demonstrowania gestów, sytuacji, które nie stoją w określonym porządku, w określonej funkcji do jakiejś myśli. Ód dawna w "Życiu Literackim" czytam "Granie na sucho" znakomitego polskiego współczesnego kompozytora i doprawdy wolę to, co Schaeffer komponuje. Przeto po dłuższej przerwie (widowisko sprzed lat, w kazimierskiej bożnicy nie przypadło mi do gustu) nawiązałem kontakt... z kim? Z autorem za pośrednictwem świetnego aktora. JAN PESZEK odniósł się z niezwykłym pietyzmem i zaangażowaniem do różnych publicystycznych wypowiedzi Schaeffera, który proponuje zmęczonemu współczesnemu widzowi uznanie ograniczoności sztuki. Ale wdzięk spektaklu, w którym aktor panował nad tekstem, dokonał swego.

Peszek niczego nie załatwia doraźnie. Wtłacza się w określone sytuacje nie na zasadzie słów bez pokrycia. Najdokładniej widać to w scenie z jabłkiem, kiedy po wzniosłych uwagach o realizacji sztuki, po jakimś tam nawet początku rozważań o warunkach twórczości - aktor wręcz wbija w swe rozdziawione usta czerwone jabłko. Bełkot oznacza przysłowiowe zatkanie gęby i podnosi rzecz całą do poziomu prawdziwego teatru. Już od tego momentu opuściły mnie wątpliwości. Autor zwycięża przez aktora.

Dalej już poszło gładko aż do sceny z wiolonczelą. "Scenariusz..." artysta wypełnił całym sobą znakomicie. Rodziły się też wątpliwości, czy Peszek nie zechce przedmiotów "ogrywać", wykorzystać ich dla efektu scenicznego. Nie stało się tak. Wzniosłe uwagi autora pełne wcale nie doraźnych formuł aktor przedłużał w zmaganiu się z młotkiem, dechą, gwoździami, wiadrem, wodą, szmatami. Wszystkie pomysły z przybijaniem drewna do podłogi, rytmicznym trzaskaniem mokrych szmat, niejako "zawrócenie z drogi", kiedy człowiek przygotowuje widzów do gry na instrumencie, potem się ociąga i coś tam mruczy pod nosem - to żaden kontrapunkt. To właśnie uzupełnienie, przedłużenie żywota słów Bogusława Schaeffera. W ten sposób tekst napisany czy pomyślany staje się jakby mądrzejszy od autora i aktora. Ale bez odarcia z pewnych tajemniczych mniemań, wręcz mitów wzniosłość uwag mogła" by się stać jeszcze jednym eksperymentem awangardowym. Tymczasem ciało aktora, cała jego ograniczność i wszystkie możliwości wynikające z ruchowego zaangażowania się artysty - sprawiają, że widz dostrzega łatwo (z zaangażowaniem nawet to przyjmuje), jak rzeczywiście sztuka uzależniona jest od wielu prostych czynności.

Ferwor, z jakim Peszek proponuje współczesnemu widzowi rozumienie niełatwego tekstu, piekielne tempo wszystkich scen do wspomnianego fragmentu z wiolonczelą pozwalają nam bawić się doskonale i nawet mądrości z zakresu historii sztuki wydają nam się dziecinnie proste. Tak, ale zawdzięcza to autor aktorowi Ten ostatni też bierze na siebie rodzaj najważniejszego w teatrze... autorstwa. Powtarzam: ostatnie 10 minut skreśliłbym bez zmrużenia oka. "Scenariusz..." zwyciężył w Krakowie, z czego się bardzo cieszę i nie wierzę w żadne tam puste, beztreściowe rozważania Schaeffera (myślę o jego pomysłach dramatycznych).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji