Artykuły

"Kapelusz pełen deszczu"

Sztuka Michaela Vincente'a Gazzo "Kapelusz pełen deszczu" powstała w roku 1955 i natychmiast znalazła drogę na angielskie i amerykańskie sceny, a także na ekran filmowy. Stała się bestsellerem. Była jednym z tych dramatów, które najdoskonalej wyrażają swoją epokę.

Polska prapremiera "Kapelusza" odbyła się w roku 1959 w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Zbigniew Cybulski zagrał w tym przedstawieniu jedną ze swych najsłynniejszych ról.

W gdańskiej prapremierze zagrał Johnny'ego wstrząsająco. Był może bardziej buntownikiem niż przypadkowym katastrofistą, ale też i dzięki temu wzbudzał również protest wobec własnej postawy. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych sztuka spotkała się z potężnym rezonansem i z niepokojem należało oczekiwać powrotu do niej po latach. Tak to już jest, że utwory zbyt porywające doraźnie, rzadko wytrzymują próbę czasu.

Tym milsza była niespodzianka telewizyjnego przedstawienia. Dokonano małego przeniesienia akcentów. Bo Johnny-buntownik byłby już dzisiaj nie do zniesienia. Toteż Johnny był w gruncie rzeczy potraktowany przedmiotowo. Ciężar walki przeniósł się na jego brata, Pola. W ten sposób jeszcze jeden manifest, jeszcze jednej straconej generacji stał się wezwaniem do życia, a kliniczne studium człowieka w szponach nałogu było przejmującym obrazem walki o godność ludzką.

Johnny Olgierda Łukaszewicza był bezradnym, zagubionym chłopcem, który może zostać jedynie obiektem manipulacji innych. I tylko nikłe wspomnienie człowieczeństwa nie pozwala mu od początku złożyć swoich losów w ich ręce. W tej sytuacji finałowy policyjny happy end jest tyleż zwycięstwem w walce o człowieka, co rezygnacją. Jest triumfem obcego, zewnętrznego elementu, który reprezentuje Celia w wykonaniu Anny Chodakowskiej, tak maksymalnie naturalna, jak tego kiedyś od bohaterki tej sztuki wymagano. Ale chyba też zbyt powierzchowna.

Pola zagrał Jan Nowicki. Była w tej roli i pełna oddania, bezinteresowna miłość do brata i rezygnacja dziecka niegdyś mniej kochanego. Polo bardzo dużo z siebie daje i bardzo mało bierze. A właściwie nie tak. Jego walka toczy się po prostu w innym planie. Przegrywa miłość Celii tak jak niegdyś przegrał miłość ojca. I odgrywa się szukając rekompensaty tam, gdzie żaden z partnerów nie może mu dorównać - we własnej sile charakteru.

Było coś z westernowego bohatera w Polu Jana Nowickiego. Reżyser Tomasz Zygadło uczynił bohatera jakby szeryfem. I słusznie. Ale niestety nie do końca. Z innej, dawnej sztuki przyszli diaboliczny "Matka" i jego zdegenerowani kompani. Ta sztuka mogłaby nosić tytuł "W szponach nałogu", co więcej, dawać gwarancję, że nałóg zwycięży. Zaważyła na tej koncepcji osobowość aktorska Zdzisława Wardejna. Cała trójka to były postacie z makabrycznego koszmaru. Ale przecież koszmary odnoszą się do Johnny'ego. Nie zna ich Polo. I nie powinny znaleźć się w sztuce, której on jest bohaterem.

Ale było to przedstawienie ciekawe, świetnie wyreżyserowane i zagrane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji