Artykuły

Łuk triumfalny

Erich Maria Remarque, jeden z najgłośniejszych niemieckich prozaików, debiutował w 1918 roku, ale prawdziwy sukces przyszedł jedenaście lat później, po opublikowaniu "Na zachodzie bez zmian". Od 1931 roku Remarque przebywał na emigracji i właśnie oczami emigranta opisuje zdarzenia w swojej kolejnej, równie wysoko ocenionej przez czytelników, a zwłaszcza krytykę powieści - "Łuk triumfalny". Powstała ona już po wojnie, w 1946 roku. Krzysztof Zaleski zaadaptował ją, dokonując znacznych skrótów, dzięki czemu na plan pierwszy tak zdecydowanie wysunął się związek między Joanną i Ravikiem. On był głównym chirurgiem dużego niemieckiego szpitala, ale musiał uciekać ze swojej ojczyzny przed faszyzmem. Teraz pracuje i żyje "na lewo" we Francji, ratuje z doktorem Veberem co bardziej beznadziejne przypadki. Ona jest piosenkarką bez sukcesów, kobietą, której kochanek właśnie umarł. Joanna przeżywa głęboką depresję i wtedy na jej drodze staje właśnie Ravic. Błyskawicznie nawiązuje się między nimi gorące uczucie. Ale władze odkrywają nielegalny pobyt Ravica i lekarz zostaje deportowany do Szwajcarii. Czy rozłąka kochanków nie przekreśli ich uczucia? Czy sprawdzą się obawy Morozowa, mądrego rosyjskiego emigranta, przyjaciela Ravica, który powie: "Nie wierz w żadne jej słowo. To suka."

Jednak w "Łuku triumfalnym" chodzi nie tylko o melodramatyczny romans. Gdzieś w tle czujemy pomruki nadchodzącej wojny (akcja dzieje się w 1938 i 1939 roku), a bohaterowie wystawiają surowe oceny czasom, w którym przyszło im żyć. Jak zauważy Morozów, starożytni Grecy mieli bóstwa pijaństwa i rozkoszy. "My mamy Freuda i kompleks niższości. To nie był dobry wiek, ale nasz".

Remarque'owi krytyka często zarzucała schematyczne rozwiązania fabularne i uproszczenia psychologiczne. Ale właśnie prostota jest największym atutem widowiska wyreżyserowanego przez Zaleskiego. Bliskie plany w dialogach, realizm wnętrz i dopiero w finale biała, niezwykła sala, trochę z tego, a trochę z tamtego świata.

Choć bohaterowie mówią o bardzo silnych, chwilami skrajnych emocjach, przekazują je w czytelny i komunikatywny sposób. Wielka w tym zasługa Marii Pakulnis i Piotra Fronczewskiego, którzy wykreowali zwykłych, choć dramatycznie uwikłanych ludzi. Równie "czystą" aktorsko rolę stworzył w drugim planie Marian Kociniak jako Morozow.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji