Nina Andrycz w Sopocie
Nina Andrycz przyjechała w poniedziałek do Sopotu na wieczór autorski.
- To powietrze jest jak zimny szampan - stwierdziła Nina Andrycz, wkraczając wczoraj na molo w Sopocie. Aktorka przyjechała na Wybrzeże, aby promować swą najnowszą książkę.
Nina Andrycz przyjechała w poniedziałek do Sopotu na wieczór autorski. Spotkanie z czytelnikami odbyło się w muzeum miasta. Razem z Krzysztofem Kolbergeiem czytała tam fragmenty swojej, ósmej już, książki "Bez początku, bez końca". To powieść autobiograficzna, w której aktorka opisuje swe pierwsze powojenne lata: stresy związane z powrotem na scenę po kilkuletniej - spowodowanej wojną - przerwie, "psi romans" - jak nazywała jej mama związek z pewnym porucznikiem naszej ludowej armii - oraz spotkanie z Józefem Cyrankiewiczem. Właśnie z premierem PRL, który został jej mężem, gwiazda polskiego teatru przyjeżdżała przez lata na wakacje do Sopotu. Spędzali je w willi Claaszena, w której obecnie mieści się muzeum.
- Gdy wychodziliśmy na spacer, miasto się ożywiało - wspominała. - Wszyscy mnie fotografowali: mieszkańcy, plażowicze, a także marynarze, którzy potem zabierali moje zdjęcia w rejs.
Również sopocka publiczność, która w poniedziałkowy wieczór wypełniła muzealne sale, przyjęła Ninę Andrycz życzliwie i żywiołowo reagowała na opowiadane przez nią anegdoty. Autorka długo podpisywała swoje książki. Wczoraj wybrała się na sentymentalny spacer na molo. Tam, przechadzając się, odpowiadała na ukłony starszych sopocian.