Wygodniej nie wiedzieć
W warszawskim Teatrze Narodowym grają właśnie komedię, której bohaterowie najprzód nie wiedzą co się dzieje przez zarozumiałość, a potem przez wzgląd na wygodę i spokój domowy, decydują się udawać, że nic nie widzieli i nie słyszeli. Mowa o "Mężu i żonie" Fredry, w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, scenografii Zofii de Ines Lewczuk, w atrakcyjnej obsadzie, bo z Danielem Olbrychskim w roli Męża, Jadwigą Jankowską-Cieślak w roli Żony, Krzysztofem Kolbergem, jako przedstawicielem domu, Haliną Rowicką w roli subretki oraz z dodanymi w inscenizacji osobami: majordomusem, Janem, granym przez Wiktora Zborowskiego i gromadką panien służących i lokal.
Na początku wstawka ze "Ślubów panieńskich" oraz przerywniki piosenkowe i taneczne, uatrakcyjniają widowisko. Inscenizator nie poskąpił także takich efektów, jak padający śnieżek i flirt w wannach z pianą do kąpieli. Dodatki te wszakże rozpraszają, rwą bardzo konsekwentną kompozycję dzieła, odwracają uwagę od sensu sztuki.
W programie, jakby na obronę tych upiększeń, są przytoczone słowa Boya i Brucknera, że "Mąż i żona" są "epilogiem" czy "dalszym ciągiem "Ślubów panieńskich", ale prześlizgnęło się także zdanie Tarnowskiego o doskonałej budowie "Męża i żony". Sądzę, że ta budowa została naruszona bynajmniej nie wzmocniona przez rozbudowę. Mając do dyspozycji takich artystów, jak Olbrychski, byłoby lepiej nie dodawać "nickolwiek", jak to mówi Szozda.
COŚ z tego wygodnego zatkania sobie uszu i zamknięcia oczu na świat otaczający mamy w zachowaniu się bohaterów w sztuce Edwarda Redlińskiego "Czworokąt", granej na scenie przy ulicy Łowickiej teatru Rozmaitości, w reżyserii Marka Kostrzewskiego. W sztuce występują , cztery osoby: Pani, zaślepiona karierą, grana przez Adrianę Godlewską, jej mąż, inżynier na kierowniczym stanowisku, pamiętający o swym chłopskim pochodzeniu, grany przez Jerzego Turka, dziewczyna, prosto ze wsi, o wyobraźni ukształconej przez film, telewizję i płytoteki, grana przez Izabellę Olejnik oraz wzruszająco interpretowany przez Czesława Roszkowskiego, staruszek - pełne nagromadzenie samych plusów w życiorysie. Wszyscy pomyśleni jako nosiciele określonych postaw życiowych i społecznych typy-schematy.
Cała czwórka jest głucha i ślepa na argumenty innych, z tym, że dziadek ma najwięcej przebłysków świadomości, a najciemniejsza i najgłupsza wydaje się jego córka. Każda z postaci wyraźnie woli nie wiedzieć, jakie ma końskie okulary na oczach. Jak wiemy "końskie okulary" pozwalają tylko patrzeć przed siebie, nie widząc co się dzieje wokół.