Artykuły

Norwid pod kostiumem

Mimo prac Wilama Horzycy i prób Kazimierza Brauna nie sposób mówić o tradycji wystawiania sztuk Norwida.

Grany coraz powszechniej, nadal istnieje Norwid w teatrze na prawach eksperymentu. W jakiej mierze repertuar świadczy o autentycznym zainteresowaniu naszych reżyserów dramaturgią autora "Kleopatry" - trudna przesądzać. Jedno jest pewne, że przeszliśmy już okres fascynacji samym nazwiskiem poety.

Fakt podkreślanej przez historyków literatury odrębności dzieła Norwidowego - w przedstawieniu niewiele wyjaśnia. Odrzucenie formuły wielkiego dramatu romantycznego stanowi tylko etap poszukiwań innej poetyki. A chyba dla definicji stylu grania Norwida mamy jeszcze zbyt mało istotnych spektakli; myślę o całej twórczości dramatycznej, bo wśród tzw. komedii salonowych, zwłaszcza Pierścienia wielkiej damy, możemy znaleźć pewien ciąg rozwiązań inscenizacyjnych.

Tak np. nurt misteryjny (Wanda, Krakus, Zwolon) był dotąd w teatrze prawie niezauważony. Chociaż właśnie Krakus stanowi debiut sceniczny poety (krakowska prapremiera w reżyserii Józefa Sosnowskiego odbyła się 6 czerwca 1908 r.), utwór ten pozostał w sferze niezrealizowanych marzeń Wyspiańskiego i Osterwy. Czyli z jednej strony zachwyt miłośników Norwidowskiego słowa (w okresie międzywojnia prof. Szmydtowa opublikowała wnikliwe studium: "O misteriach Cypriana Norwida"), a z drugiej - marginesowe występy zespołów amatorskich (Szkolny teatr Poznański, 1929; Wadowicki teatr gimnazjalny, 1933, itd.).

I wreszcie, przeszło 60 lat od realizacji Sosnowskiego, opracowała Krakusa na małą scenę "Ateneum" Małgorzata Dziewulska, młoda reżyserka z warszawskiej PWST.

Tekst misterium stawia twórców inscenizacji wobec wielu pytań. Zmagania prasłowiańskich książąt Krakusa i Rakuza posłużyły Norwidowi do historiozoficznej paraboli losów polskiego narodu. Osadzenie akcji w legendarnej scenerii pogańskiego władztwa jest jednak równocześnie wyborem momentu narodzin już chrześcijańskiej społeczności. Nowe prawdy szerzy Pustelnik. Zawarta w jego słowach "Dziewicy nogą w ziemi dalekiej smokowi głowę starto pierwotną" metafora odnosi się do zwycięstwa Marii nad wężem-kusicielem. Boskie posłannictwo wypełni "cichy" Krakus i tym samym zwycięży aktywnego Rakuza.

Pierwsza redakcja dramatu sięga roku 1847. Ostateczna wersja powstała 4 lata później. Przez ten czas krystalizował się historyzm poety. Wiosna Ludów zastaje Norwida w Rzymie. Na jego ówczesną postawę wpłynęły sądy m.in. Krasińskiego, Trentowskiego, Cieszkowskiego. W Paryżu autor spotyka jednego z najwybitniejszych reprezentantów socjalistycznej "filozofii postępu" - Proudhona.

Zostawmy Norwidologom selekcję nazwisk i dzieł, które organizowały światopogląd pisarza. Ważne jest natomiast, że sylwetka tytułowego bohatera, czas i miejsce rozgrywanych zdarzeń mieszczą się wśród romantyczno-hegeliańskich orientacji filozoficznych pierwszej połowy XIX w. Gloryfikacja przeszłości wyraża dezaprobatę "nierozumnej" rzeczywistości współczesnej.

Przywołajmy teraz warszawski spektakl. Norwidowska odpowiedzialność za treść i brzmienie użytych form słownych zobowiązuje aktorów do wyjątkowej precyzji mówienia kwestii. Inaczej wieloznaczność gubi sens, a zostaje stylistyczna zabawa. Zespół aktorski (Edmund Fetting, Stanisław Libner, Henryk Łapiński, Ludwik Pak, Marian Rułka, Andrzej Seweryn) pokonał trudności samej techniki podawania w sposób zrozumiały złożonego wiersza.

A przeto zmarli, a przeto zeszli

Nie są to jacyś, co ich nie było

Nie ma, ni może kiedyś być - jeśli

I własną przez nich rozrządzasz siłą

Gdyby teatr zaprezentował estradę poetycką, można by mówić o sukcesie. Ale oglądamy przecież inscenizację utworu dramatycznego.

Prezentując w 1914 r. własną koncepcję misterium, Mieczysław Limanowski za element organizujący przedstawienie uznał arenę cyrkową. (Na arenie tragedia "może tworzyć jedną, jedyną a bogato rozgałęzioną odsłonę"). Dziewulska pokazała dramat na małej Scenie 61. Przypuszczam, że w pomyśle reżyserki miał to być zabieg oczyszczający utwór z monumentalnych przejaskrawień, ornamentu dekoracji (konne starcie, puszcza, tłumy u smoczej jamy...). W ostatecznym wyniku - rzecz się kończyła jednak na usiłowaniu tłumaczenia krakusowych strof. Tylko że nie bardzo wiadomo dlaczego?

Początkowo służebna umowność scenografii Jerzego Grzegorzewskiego (kilka głazów, skóry, wiszący łańcuch) z biegiem przedstawienia coraz natrętniej interpretuje kolejne obrazy. W końcu łachmany, skóry, burka Grodnego skrywająca lampasy (książę Pepi?) zagłuszają pięknie mówiony wiersz. Prosta i mądra sugestia połączenia trzech zjaw (Źródło, Zorza, Próg) w jedną postać (rola Anny Seniuk) zostaje zagmatwana strojem (Maria Kalergis?).

Są w warszawskim Krakusie cenne propozycje. Został utrzymany obrzędowy charakter i chrześcijański rodowód Norwidowskiej metafory. Przedstawienie ma tempo. Muzyka (Tomasza Sikorskiego) współorganizuje rytm prozy. Szkoda więc, że autora ukryto pod kostiumem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji