Artykuły

"lntryga i miłość" Fryderyka Schillera.

Według szczegółowych krytyk niemieckich, Schiller po pewnym niezrozumieniu i niepowodzeniu z "Fieskiem", postanowił przesłać teatrowi w Mannheim trzecią sztukę o charakterze społeczno-politycznym, ale przesyłając sztukę w roku 1783 (3 kwietnia) dodaje szczegółowe wyjaśnienia dla reżyserii, chórów i krytyki.

"Oprócz rozmaitości charakterów i intrygi posiada sztuka zbyt wiele swobodnej satyry i żartu z błazna i łajdaka pochodzenia książęcego i tym błądzi, że miesza element tragiczny z komicznym i chociaż już tragedia dobiega do końca, pozostają jeszcze typy komiczno-pi otne. Należy te błędy scieniować, inaczej rzecz nie robi wrażenia". (Schiller).

Po dłuższych pertraktacjach przyjęto sztukę (3 sierpnia 1783, a wystawiono 15 kwietnia 1789 r. Wbrew pewnym niepokojom autora, tragedia zrobiła nadspodziewane wrażenie na obywatelach, których przygotowały już dwie poprzednie tragedie społeczne, "Zbójcy" i "Fiesko" do swobody myślenia.

"Największe owacje zrobiono autorowi, który siedział w loży teatru, po akcie II-im,

pełnym ognia i temperamentu. Wszyscy słuchacze powstali z miejsc i bili brawa, a zdziwiony autor tym objawem entuzjazmu dotąd nieznanym w Niemczech, wstał w loży, dziękował dumny, że go rozumiano" (tak pisze ówczesny krytyk).

Właściwie, jeżeli myśleć o zagadnieniu polityczno-społecznym, to skupia je autor w jednym zdaniu: "Das ist meine Stube" (to jest mój dom), streszczając w ten sposób walkę o swobody obywatelskie. Jak ta "moja izba" przedstawia się dzisiaj w państwach dyktatorsko-totalnych. mogliby rozstrzygnąć współcześni politycy, - z drugiej znów strony tylko historycy mogliby ocenić czy ta zbyt swobodnie interpretowana "moja izba" w państwach czysto republikańskich przyniosła szkodę lub przyczyniła się do ich rozwoju?

Rzucam to pytanie do dyskusji podczas antraktów w teatrze, bo inaczej tragedia nie mogłaby nas dziś zaciekawić. Inaczej sprawa miała się w momencie, kiedy do Niemiec zaczęła się wolno przesączać filozofia rewolucji francuskiej. To silne wystąpienie młodego autora było rewelacją - potępiał przecież kastowość, która niszczyła miłość przez zaśniedziałe obyczaje i prawa życia towarzyskiego. Włóczyli się po świecie karierowicze w guście "Prezydenta", nie cofający się przed żadnym czynem, nawet zbrodniczym, włóczyły się też i takie karykatury ludzkie, jak Wurm. - Stosunki to wprawdzie tylko jednego dworu w Stuttgarcie (czasy Karola księcia wirtemberskiego i Franciszki von Hohenheim - w sztuce Lady Millford), ale podobnie było w całych ówczesnych Niemczech, których cechą były rządy "metress", a nawet handel ludźmi. Nie wesołe czasy, dzisiaj zupełnie przebrzmiałe, to też mogą interesować tylko jako widowisko teatralne o bardzo melodramatycznym pociągnięciu.

Niestety tłumaczenie Józefa Korzeniowskiego jest dzisiaj mocno przestarzałe, wymaga dużych poprawek, a podobno jest inne. Dlaczego nasz teatr z niego nie skorzystał?

Jeżeli pisać o pracy naszego teatru, to trzeba stwierdzić, że dano duży wysiłek tak pracy, jak i koncepcyj artystycznych. Reżyserował p. Piekarski i jak zawsze, opracował szczegóły, zachował prawdę epoki, podciągnął wzwyż samo wykonanie. Natomiast może zbytni szacunek dla oryginału nie pozwolił mu widocznie na przekoncypowanie dłużyzn np. w scenie dyktowania listu, monologów Lady, a zwłaszcza w akcie końcowym, który nuży i irytuje współczesnego widza. Sam grał Wurma doskonale, nadając mu wszelkie piętno podłości.

Rola "Prezydenta" nie dawała zbytniego pola do popisu p.Brackiemu, a p. Zbierzowska ładnie zaprezentowała nam zwłaszcza liryczne cechy charakteru Lady Millford. P. Ilcewicz miał reprezentować głupotę dworactwa.

Właściwie jednak cała uwaga publiczności premierowej skupiała się na próbie sił trójki młodych artystów naszej sceny, t. j. Ippoldtówny, Dąbrowskiego i Skwierczyńskiego. P. Ippoldtówna już w kilku rolach wykazała, że posiada umiejętności wykorzystania swych warunków scenicznych i poważnego traktowania zadania jej powierzonego. W roli Luizy nie tylko stanęła na wysokości zadania, ale miała momenty rzeczywiście ładnie opracowane i wzruszające, a nadto mówi pięknie.

P. Dąbrowski jest aktorem sumiennym, grał rolę bardzo trudną i zadowolił widza.

P. Skwierczyński nie miał jeszcze u nas tak dobrego wieczoru, od czasu "Wesela", użyto go odpowiednio do warunków, które go predestynują na amanta; rola o wielkiej skali, nic więc dziwnego, że były momenty lepsze i gorsze; przydałoby się większe otrzaskanie, ale grał szlachetnie, nie posługiwał się patosem - był przejęty i opanowany.

P. Małkowska ładnie płakała, a p. Małkowski bardzo energicznie zmieniał kontury dekoracyjne. Czyżby nie można lepiej dobrać mebli Millera?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji