Artykuły

Przyjaźń

Zadziwia mnie fala miłości do Rosji, która wezbrała w ostatnich dniach w polskich mediach. Politycy jednym chórem wzywają do pojednania i zbliżenia polsko-rosyjskiego, tak jakby do tej pory oba narody żyły na dwóch osobnych planetach. A przecież na gruncie kultury i sztuki zbliżenie, o które apelują, już dawno się dokonało - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Wystarczy spojrzeć na afisze polskich teatrów: nie ma sezonu, aby nie pojawiły się na nich premiery nowych sztuk Kolady, Sorokina, Sigariewa, braci Presniakow. Wyrypajew w Teatrze Narodowym wystawił niedawno prapremierę swojej nowej sztuki "Taniec Delhi", w innym warszawskim teatrze - Na Woli - idzie kompletami jego dramat "Tlen". Teatry z Moskwy i Petersburga regularnie występują na polskich festiwalach.

To samo dzieje się w filmie: festiwal kina rosyjskiego "Sputnik nad Polską" wędruje z miasta do miasta. Czasy, kiedy jedynym źródłem rosyjskich filmów na DVD była słynna budka na nieistniejącym Stadionie Dziesięciolecia, mamy dawno za sobą, dziś w każdym empiku można znaleźć zarówno klasyczne tytuły Eisensteina, Tarkowskiego, Szukszyna, jak i najnowsze produkcje Bałabanowa, Bodrowa, Germana, Sieriebriennikowa.

A literatura? Nowe powieści Sorokina, Pielewina, Jerofiejewa, czy lżejsze: Akunina i Marininy mają premiery w Polsce równolegle z Niemcami i Wielką Brytanią. Dialog toczy się także w sztukach wizualnych (...).

Również Rosjanie odkrywają polską kulturę. Do Moskwy i Petersburga jeżdżą spektakle czołówki polskich reżyserów: Jarockiego, Lupy, Jarzyny, Klaty, Kleczewskiej, Zadary, Wojcieszka. Moskiewski Teatr Praktika wystawił "Lament" Krzysztofa Bizia, "Dwoje biednych Rumunów" Doroty Masłowskiej zawędrowało aż na Sachalin, a jej najnowsza sztuka "Między nami dobrze jest" była jednym z wydarzeń festiwalu Złota Maska w Moskwie.

Świetne recenzje zbiera antologia polskich dramatów współczesnych w przekładzie na rosyjski, która ukazała się w ubiegłym miesiącu, gazeta "Wriemia Nowostiej" pisze, że polscy i rosyjscy dramatopisarze wychowani w przestrzeni postsowieckiej poruszają "te same problemy, o których mówią tym samym, teatralnym językiem".

Można dyskutować, na ile ten dialog jest partnerski, na ile zaś odzwierciedla zależności między dawnym imperium i dawną kolonią. Jedno nie ulega wątpliwości: artyści i artystki z Polski i Rosji nie mają wobec siebie uprzedzeń, nie muszą więc się bić w piersi ani wykonywać na pokaz żadnych gestów. Nie potrzebują tragedii, aby ze sobą rozmawiać. Warto, aby politycy o tym pamiętali. Moda na polityczne zbliżenie minie, kiedy tylko pojawią się różnice interesów. To, co zostaje, to kultura i w nią warto inwestować.

Całość: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji