Artykuły

Hitler: preludium tyranii

Jak wiadomo, Hitler rzeczywiście plątał się po Wiedniu w łachmanach, bez grosza, sypiał w parkach i domach noclegowych dla nędzarzy. Przed pierwszą wojną bezskutecznie starał się o przyjęcie do tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Nie miał nawet płaszcza, dopóki żydowski handlarz starzyzną nie podarował mu jakiegoś okrycia. Sztuka Taboriego zawiera wszystkie te autentyczne realia. Ale zawiera też fragmenty symboliczne, wręcz alegoryczne.

To estetyczne materii pomieszanie znakomicie wydobywa spektakl w Ateneum. Po uniesieniu kurtyny wydaje się, że jesteśmy w teatrze doby realizmu, naturalizmu nawet. Na pokrytym szmatami barłogu biesiadują bezdomni, z boku prymitywna wygódka, na stole blaszane naczynia. Potem jednak konwencja pęka - światło wydobywa z ciemności obraz "szczęśliwego Jeruzalem", utrzymany w poetyce symbolizmu. Ilustruje on syjonistyczne nadzieje żydowskiej biedoty z przełomu wieków, ale wnosi także coś z nostalgicznej atmosfery, jaka w dzisiejszej Europie otacza zgładzoną kulturę.

W końcu realizm pryska bez śladu. W przytułku pojawia się elegancka Pani Tod w długim, czarnym płaszczu. Gdy Agnieszka Pilaszewska stąpa po granicy światła i cienia wiadomo już, że uosabia śmierć, której Hitler niebawem posłuży za narzędzie. Bestialskie okrucieństwo nazizmu obnaży scena prowadzona w tonacji okrutnej groteski. Przyjaciel Hitlera Himmlischst chwyta kurę hodowaną w tym przybytku nędzy. Kura jest żywa, na scenie powstaje chwila zamieszania, wzbijają się tumany pierza i oto w rękach Himmlischsta tkwi już tylko, przygotowana wcześniej, wypatroszona i oskubana tusza. Arkadiusz Nader z sadystyczną dokładnością recytuje przepis sprawiania ptaka. Kiedy rozdziera go na części, widownię przenika dreszcz grozy. Scena tchnie okrucieństwem, jakie rzadko zdarza się widywać w teatrze.

Zręcznie lawirując między realizmem, symbolizmem, farsą i groteską reżyser buduje skomplikowaną metaforę, która wyraża bolesną wiedzę o hitleryzmie i holocauście. Rodzi się ona w zderzeniu dwóch protagonistów. Jednym jest oczywiście sam Hitler Artura Barcisia, żałosny, neurasteniczny pajac w brudnych kalesonach. Drugim jest Szloma Herzl, który matkuje Adolfowi we przytułku. Ten domorosły filozof w znakomitym wykonaniu Jana Matyjaszkiewicza zdaje się uosabiać bezmiar żydowskiej mądrości, gromadzonej w ciągu stuleci. Mądrości zgoła bezradnej w obliczu nadciągającej katastrofy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji