Artykuły

Czy można wierzyć w pierogi?

Ponad dwanaście lat temu Janusz Janiszewski rozpoczął pracę w Gryfińskim Domu Kultury jako instruktor. Wcześniej był aktorem szczecińskiego Teatru Kana, zdecydował się jednak zakończyć karierę sceniczną, a swoje doświadczenie przekazać młodzieży. W Gryfinie nie było wtedy żadnego teatru. Jego zajęcia przyciągnęły ludzi, wraz z którymi - jak mówi - zaczął "rozkręcać małe podwóreczko artystyczne". Teatr Uhuru - taką nazwę przyjęła grupa Janiszewskiego - od początku działał bardzo energicznie - pisze Regina Lissowska w Teatrze.

Razem z zaprzyjaźnionymi artystami ze Szczecina zorganizowali pierwsze Gryfińskie Spotkania Teatralne "Karton". Oprócz spektakli (także plenerowych i tanecznych) program obejmował warsztaty, koncerty, wystawy oraz projekcje filmów. Gryfińskie Spotkania Teatralne zyskały popularność i uznanie innych teatrów alternatywnych. Doczekały się ośmiu edycji (dwie ostatnie pod nazwą "Na Moście"), zanim zastąpił je inny festiwal.

Od pięciu lat Uhuru ma swoją siedzibę w baraku na tyłach Pałacyku Pod Lwami. Aktorzy urządzili tam salę teatralną. Choć Scena Pod Lwami ma zaledwie trzydzieści metrów kwadratowych i widownię złożoną z trzech rzędów krzeseł, starają się, by mogła ona spełniać rolę miejskiego teatru kameralnego, z własnym repertuarem i cyklicznymi imprezami.

Ta przestrzeń, narzucająca bliskość między wykonawcami i publicznością, była inspiracją dla Festiwalu Intymnych Form Artystycznych - FIFArt-u. Jego założenia najpełniej opisuje, towarzyszący trzeciej edycji, manifest Strefy intymne. Postulował on przywrócenie sztuce wymiaru intymnego, osobistego, zarówno w relacji aktora i widza, jak i w podejmowanej problematyce. Prezentacje festiwalowe łączy idea teatru, który dla twórców jest formą aktywnej refleksji nad życiem. Nierzadko są one kontrowersyjne i wchodzą w obszar kulturowego tabu, co koresponduje z hasłami kolejnych FIFArt-ów: Eros i Thanatos (2008) czy Sacrum i profanum (2009). Odzwierciedlają one także tematyczne zainteresowania Uhuru, od początku istnienia grupy skupiające się wokół zagadnień filozoficznych i metafizycznych.

Scena Pod Lwami w dużym stopniu ukierunkowała gryfiński teatr na formy kameralne, jednak jego artystyczne eksperymenty wykraczają poza tę przestrzeń. Poprzez szereg akcji happeningowych, opatrzonych wspólnym tytułem Bez kurtyny, aktorzy Uhuru próbowali wzbudzić zainteresowanie mieszkańców miasta i przyciągnąć ich do teatru lub chociaż na chwilę wytrącić z codziennej monotonii. Głośne brawa, którymi witali przypadkowe osoby wysiadające z autobusu, czy stworzony na środku chodnika "dom bez ścian", w którym zdezorientowani przechodnie mimowolnie podglądali odgrywane sytuacje z życia rodzinnego, udowadniały, że ulicę można również postrzegać jako swego rodzaju scenę.

Czasem happeningi Teatru Uhuru nawiązują do aktualnych wydarzeń w Gryfinie. Jeden z takich "artystycznych komentarzy" dotyczył problemów z prywatyzacją podupadającego Centrum Wodnego "Laguna". Ta sprawa stała się tematem ożywionych dyskusji mieszkańców, którzy zirytowani stale rosnącymi opłatami za wstęp i coraz gorszymi warunkami sanitarnymi, dopatrywali się przyczyn tego w interesach władz gminy. Aktorzy w strojach kąpielowych poprowadzili po ulicach i placach "naszą małą Lagunę" - czyli wannę na kółkach. Wyposażeni w szeroki asortyment plażowych ręczników, piłek i pontonów, rozwijali wokół przenośnego basenu własne "kąpielisko". Akcja nie służyła opowiedzeniu się po jednej ze stron konfliktu, była raczej humorystycznym akcentem w życiu miasta.

W Uhuru powstają spektakle plenerowe, w które zaangażowana jest młodzież z innych gryfińskich teatrów. Największym tego rodzaju przedsięwzięciem było do tej pory Apocalypsis, oparte na motywie Sądu Ostatecznego. Wzięło w nim udział pięćdziesięciu aktorów. Niezwykłym zaskoczeniem dla widzów były postaci powstające z grobów. Ukryte w dołach przykrytych trawą, w odpowiednim momencie dosłownie wyłaniały się z ziemi. Wykorzystanie ogromnych kukieł i płonących instalacji wzmocniło widowiskowy efekt.

Jednak, mimo rozmaitości form artystycznych i szerokiej oferty prezentacji festiwalowych, którymi Teatr Uhuru stara się przyciągnąć uwagę mieszkańców Gryfina, dla większości jest to teatr niszowy. Na spektakle przychodzi raczej niewielkie grono przyjaciół i zainteresowanych. "Kiedy ktoś słyszy o małym, amatorskim, awangardowym teatrze w Gryfinie, na pewno myśli, że to jakaś chała. Ludzie nie chcą takiego teatru" - mówi Łukasz Ziemski, aktor Uhuru. A władze miasta? Henryk Piłat, burmistrz Gryfina, podczas VI Gali Laureatów w dziedzinie kultury i nauki, z zadowoleniem oświadczył: "Mamy wielu utalentowanych młodych ludzi, takich jak np. teatr, o którym wiele teraz słyszymy w gazetach, nasz gryfiński Teatr He Gru"

Pierwszą, czterodniową edycję FIFArt-u artyści zorganizowali własnymi środkami - choć mogli zaoferować gościom jedynie kanapki i spanie na podłodze. "Zwykle najpierw coś robimy, a później udowadniamy, że w ogóle można to zrobić" - komentuje Janiszewski. "Miasto powoli się przekonuje, znajdują się nawet dotacje. Czasem doceniane są jakieś większe sukcesy, które można promocyjnie wykorzystać. Jesteśmy w ciągłej defensywie, musimy wciąż uzasadniać nasze istnienie, żeby nie dać się zepchnąć na margines". Nie narzekają na brak publiczności - wprost przeciwnie! Ze śmiechem mówią o "kompresowaniu widzów". By wypełnić po brzegi widownię Sceny Pod Lwami wystarczy kilkanaście osób. Ale są to widzowie wyjątkowi - zainteresowani teatrem alternatywnym, którzy na przedstawienia przyjeżdżają ze Szczecina i okolic. Inspiracją i wsparciem dla wielu inicjatyw Teatru Uhuru są teatry amatorskie z pobliskich miejscowości, jak Teatr Brama z Goleniowa, Teatr w Krzywym Zwierciadle ze Stepnicy czy Krzyk z Maszewa. Wzajemna pomoc przy organizacji festiwali stała się już tradycją.

Prawie wszystkie spektakle Teatru Uhuru powstały na podstawie autorskich scenariuszy. Choć bywa, że są za to krytykowani, aktorzy starają się sięgać do tematów, które są im bliskie i kształtują ich własną rzeczywistość. Impuls często bierze się z życiowych doświadczeń młodzieży lub aktualnych wydarzeń komentowanych w mediach. Wiele spotkań poświęcają na rozmowy, niekoniecznie związane z pracą nad przedstawieniem. "Myślę, że jedną z ról takiego teatru jest stawianie pewnych pytań filozoficznych i egzystencjalnych, z którymi młodzi muszą się mierzyć. W teatrze znajdują czas i miejsce, żeby poszukać na nie odpowiedzi" - mówi Janusz Janiszewski. "Słucham ich, czasem coś podpowiadam, proponuję pewne zagadnienia, ale to wszystko wraca przefiltrowane przez ich poglądy i zainteresowania". Podczas takich dyskusji kształtują się tematy, które aktorzy decydują się później rozwinąć na scenie.

Ostatni spektakl Teatru Uhuru - Pierogi - jest wynikiem długich rozmów o wolności, prawie do wyboru i negacji, kształtowaniu i wyrażaniu własnego światopoglądu. Pokazuje spojrzenie młodych ludzi na specyfikę czasów, w których dorastają - na rzeczywistość tworzoną przez media, na ideologiczny zamęt i zachwianie hierarchii. To także próba uchwycenia ich stosunku do tradycji i wiary. "Ja wierzę w pierogi []. Bo do pierogów możesz dodać wszystko, co lubisz, jak czegoś nie lubisz, to wyrzucasz to, albo tego po prostu nie dodajesz..." - mówi w spektaklu Ewa Chmielewska.

Kiedy młodzi ludzie wygłaszają na scenie mocne hasła w stylu: "Boga nie ma", zwykle brzmi to sztucznie. Jeśli połączyć to z krzykiem, mocną ruchową ekspresją i gwałtownymi zmianami nastroju - od patosu do słownego komizmu - spektakl łatwo może stać się wzorcowym wcieleniem stereotypów o amatorskich teatrach młodzieżowych. A jednak wszystkie elementy są tu uzasadnione. Akcja osadzona jest w sytuacji teatralnej próby, a raczej zwyczajnego spotkania w teatrze, które powinno być próbą, ale aktorom brakuje pomysłu na scenariusz. Prześcigają się w wymyślaniu tematów tylko po to, żeby - jak mówią - "można było wreszcie coś zrobić". Te, coraz bardziej niedorzeczne, propozycje przeplatają się z poważną rozmową o osobistych doświadczeniach. Nikt nie próbuje wcielać się w postaci - mówią we własnym imieniu o swoich problemach i poglądach. Udaje im się jednak zachować dystans i uniknąć przesady. W toku próby, wśród spontanicznych wygłupów, te prywatne dialogi nabierają powagi, choć pojawiające się od czasu do czasu patetyczne monologi są już aktorską improwizacją.

Mimo pozornego chaosu Pierogi to dojrzała, precyzyjnie skonstruowana wypowiedź. Ramą spektaklu są nagrania fragmentów homilii księdza biskupa Edwarda Frankowskiego, odtwarzane przed wejściem i po zejściu aktorów ze sceny. Dzięki temu ich słowa i działania mogą być interpretowane przez widzów jako światopoglądowa polemika. "Żyjemy w czasach pierogów, bo pierogi mogą mieć wszelki farsz. A na ten farsz składa się wszystko, co wybieramy i dodajemy do naszego życia " - mówią twórcy spektaklu. Dowolność składników tego "farszu" wydaje się być nieograniczona. Ale kiedy ze sceny pada pytanie: "czy można w nic nie wierzyć?" - okazuje się, że wolność stawia przed młodymi ludźmi bardzo trudne wyzwania. Tradycja, rodzina i Kościół nie przychodzą im z pomocą, bo w "czasach pierogów" wszystkie wartości wydają się relatywne. Jak znaleźć wśród nich te właściwe, które mogą nadać życiu kierunek? Jakiegoś wyboru trzeba dokonać, bo w przeciwnym razie życie będzie wciąż przypominało próbę teatralną bez pomysłu na przedstawienie.

Od premiery w marcu 2009 roku Pierogi były grane trzydzieści cztery razy. Na sześciu festiwalach teatrów alternatywnych otrzymały pierwsze miejsce. Najważniejszym i jednocześnie najbardziej prestiżowym wśród tych wyróżnień jest nagroda główna zdobyta na ostatnich Łódzkich Spotkaniach Teatralnych. Spektakl szczególnie doceniono za aktorstwo. Jurorzy często zwracali uwagę na technikę, która pozwala osiągnąć bardzo naturalną, a jednocześnie wyrazistą ekspresję na scenie. Jednak zespół Teatru Uhuru nie pracuje systematycznie nad techniką gry. Umiejętności zdobywa podczas warsztatów, a ćwiczeniami głosu i dykcji wspomaga się tylko czasami, według indywidualnych potrzeb. Tworzenie spektaklu opiera się w dużej mierze na improwizacji. Aktorzy traktują każde spotkanie na próbie jako osobne przedstawienie, dla którego starają się znaleźć język teatralny. Dla nich teatr jest działaniem i dzięki tej metodzie nadają swojej grze bardziej osobisty wymiar, mogą na scenie zaistnieć z własnym charakterem i energią. Janiszewski, jako reżyser, jedynie ukierunkowuje i porządkuje improwizowane sytuacje, żeby na tej podstawie ułożyć scenariusz.

Aktorzy spotykają się w małych, najwyżej pięcioosobowych grupach. Obecnie w Teatrze Uhuru jest szesnaście osób, ale ta liczba wciąż się zmienia. Część młodzieży przychodzi na spotkania tylko przez kilka tygodni lub miesięcy i zniechęca się do aktorstwa. Są i tacy, dla których teatr staje się życiową pasją. Po latach przechodzą oni do profesjonalnych teatrów lub zakładają własne grupy.

"Często zadaję sobie pytanie, co sprawia, że młodzi ludzie w ogóle tutaj przychodzą. Myślę, że znajdują w teatrze furtkę do wolności - niezależnie od tego, czy ucieka się od szkoły, od rodziny, czy od siebie samego. Kiedyś też czułem, że teatr jest jakąś formą ucieczki, oazą, w której odnajduje się własne miejsce" - mówi Janusz Janiszewski.

Być może tu należy szukać klucza do zrozumienia specyfiki gryfińskiego teatru. To, co najważniejsze zawiera się w jego nazwie. Słowo "uhuru" pochodzi z języka suahili. Dwanaście lat temu teatr przejął je podczas warsztatów od grupy afrykańskich bębniarzy. "Uhuru" znaczy "wolność".

**

Regina Lissowska - studentka teatrologii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji