Artykuły

Spektakl w zamarłej operze

- To nie jest przeniesienie przedstawienia z teatru do Teatru Telewizji. To jego zupełnie nowa wersja - mówi Igor Przegrodzki o zrealizowanym w październiku przez Jerzego Grzegorzewskiego we Wrocławiu TELEWIZYJNYM ZAPISIE SPEKTAKLU "Król umiera czyli ceremonie" Eugene Ionesco. Potwierdził to rezyser, który jednak nie chciał komentować spektaklu.

Premiera "Król umiera czyli ceremonie" odbyła się w listopadzie 1996 na scenie kameralnej wrocławskiego Teatru Polskiego. Drugą wersję Grzegorzewski zaprezentował w Teatrze Narodowym podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych.

- Grzegorzewski publiczność posadził na scenie, a całą widownię-puste fotele-pozostawił odsłoniętą za grającymi aktorami. Patrzymy na siebie... Można było odnieść wrażenie, że zaraz z publicznością zamienimy się miejscami. Ta inscenizacja osadziła spektakl w innym wymiarze-wspomina Igor Przegrodzki, tytułowy król, którego kreacja została w Warszawie bardzo wysoko oceniona przez krytykę.

Dla potrzeb telewizji Grzegorzewski zainscenizował sztukę Ionesco w dziewiętnastowiecznym budynku wrocławskiej opery, gdzie od 1997 roku trwa generalny remont. Rozmontowaną scenę zakrywa żelazna kurtyna. Betonową płytę parteru ogranicza od strony sceny barierka, za którą znajduje się kilkumetrowy uskok, w którym będzie kanał orkiestrowy. Na balkonach i suficie pozostały pozłacane stiuki i plafony. Ze ścian odchodzi stara farba. Wszędzie rozkute ściany, w których montowane są nowe instalacje. Do godziny 15.00 w operze pracowały ekipy budowlane. Gdy schodziły z budowy, ekipa "ADZ Film" montowała plan zdjęciowy.

"Król umiera" to jeden z dramaturgicznych wariantów obsesji śmierci, którą nosił w sobie Ionesco. Większość jego dramatów drąży ten temat, o czym wnikliwie pisał wiele lat temu Jan Kott. Opowiedzianą w groteskowy sposób tragifarsę o umierającym królu Grzegorzewski osadził we wnętrzach zamarłej opery, aby stworzyć inscenizacyjną paralelę między akcją spektaklu i miejscem, gdzie się ona rozgrywa.

-Telewizyjny "Król umiera" będzie różnił się od poprzednich wersji szerokością spojrzenia, wielością znaczeń i skojarzeń. Powracają w nim stare, powtarzające się pytania: czy świat to teatr? czy życie jest snem, czy sen życiem? A może to jest jednak upiorny sen. Gdzie naprawdę jesteśmy? - wylicza swoje asocjacje Igor Przegrodzki.

Podczas telewizyjnej realizacji "Król umiera" to, co działo się na planie, sprawiało na pierwszy rzut oka wrażenie chaosu. - To tylko pozory. Grzegorzewski ma każdą scenę bardzo precyzyjnie przemyślaną. Często jednak zmienia rozwiązania, gdy w czasie prób okazuje się, że są one np. zbyt "bogate" dla kadru filmowego - mówi Zbigniew Grabowski z "ADZ Film". Czasami też Grzegorzewski zmieniał pomysły inscenizacyjne przyjmując sugestie aktorów. Po zagraniu kilkudziesięciu spektakli teatralnych zachowywali się oni jak orkiestra, która ma znakomicie opanowaną partyturę i, jak mówił Igor Przegrodzki, "może się nią teraz bawić". Gdy Grzegorzewski miał wątpliwości, padało sakramentalne: "potrzebuję jednej, pięciu, dziesięciu minut...", po których upływie reżyser wracał z gotowym pomysłem na nowy kształt sceny. I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to co chwilę wcześniej wydawało się chaosem, przeistaczało się w przemyślaną, zaplanowaną w każdym szczególe konstrukcję teatralną.

Iga Mayr (Julia), Igor Przegrodzki (król Berenger I) i Cezary Kussyk (Strażnik) grali w inscenizacjach, które obecny szef Narodowego zrealizował we wrocławskim Teatrze Polskim w latach 70. Także dla Haliny Skoczyńskiej (królowa Małgorzata), Jolanty Zalewskiej (królowa Maria) i Jerzego Schejbala (lekarza) współpraca z Grzegorzewskim nie była nowością.

- Gdy Jurek przyszedł do naszego teatru, to - nie boję się do tego przyznać - ja go wtedy nie rozumiałem. Nasze pierwsze spotkanie to "Ślub" Gombrowicza (1975). Dopiero potem, jak to się mówi, oszalałem na jego punkcie. To, co on widzi, to, co chce wykonać, staram się zrobić od razu, jak najlepiej. Jurek jest malarzem. Dzięki niemu akcja i słowo stają się, bo mają kształt. Mają nawet zapach - tak Przegrodzki charakteryzuje pracę Grzegorzewskiego. Iga Mayr i Cezary Kussyk podkreślają, że po latach współpracy mają pełne zaufanie do teatralnej intuicji Grzegorzewskiego. Dodają, że zgodzili się pracować w tak trudnych warunkach tylko ze względu na osobę reżysera. W operze nie sposób było uniknąć kurzu, który wdzierał się do ust i oczu, powodował kaszel, utrudniał mówienie. Akcja spektaklu toczyła się na parterze i balkonach opery, na remontowanej klatce schodowej. Ponieważ zdemontowano już starą instalację co, podczas zdjęć było przenikliwie zimno - ekipa realizatorów pracowała w kurtkach i płaszczach. Aktorzy tylko do ujęć zdejmowali ciepłe okrycia, ogrzewając się w przerwach gorącą kawą i herbatą.

- Dla aktora jest to niezwykle ciekawa praca, bo te trzy wersje spektaklu są diametralnie różne. Wiele scen Grzegorzewski zupełnie inaczej interpretuje. Ta sama rola, z tym samym reżyserem nabiera innej tonacji. I dzięki temu dojrzewa. To jest najpiękniejsza rzecz w pracy aktora. Pomimo mojego wieku i tylu lat pracy jestem tą inscenizacją podekscytowany. Grzegorzewski stale obserwuje, bez przerwy, i po swojemu buduje. Jego trzeba pokochać, jak każdego wielkiego artystę. Nie trzeba się z nim zgadzać. Ale trzeba wejść w jego świat, w jego sposób widzenia i myślenia. Bardzo jestem ciekaw, jak ten spektakl zostanie zmontowany - mówi Igor Przegrodzki. "Król umiera czyli ceremonie" zrealizowały wspólnie prywatna firma "ADZ Film" i Telewizja Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji