Artykuły

Estetyzujący peepshow

HENRYK BARANOWSKI zinterpretował tekst George'a Taboriego w sposób nadzwyczaj delikatny. Brutalność scen i dosadność słów została obezwładniona dekoracyjnym potraktowaniem akcji. Dojmująca bolesność tekstu zwalczona konsekwentną, estetyzującą konwencją. W stworzonej, na poły onirycznej atmosferze nikt z widzów nie myślał, że oto ma do czynienia z peepshowem, lecz raczej że uczestniczy w kolejnej uroczystej teatralnej ceremonii w doborowym towarzystwie wykształconych i kulturalnych widzów.

"Peepshow" Taboriego opowiada o życiu Williego, od momentu narodzin, po śmierć, a nawet i poza śmierć. Życiu związanym nieustannie z matką, a poprzez jej obraz z każdą kobietą.

Pierwsza część spektaklu Baranowskiego ma bardzo spójny charakter. Rytm przedstawienia, oczywiście w sposób umowny podąża za rytmem czasu. Postaci pojawiają się, patrząc od strony widza, po lewej stronie, coś się wydarza, i nikną z prawej strony za ukośnie ułożoną przez całą długość sceny niebieską kotarą. Postaci nikną, lecz pozostają sprzęty, głównie łóżka, tworząc z prawej strony wielką graciarnię, materialne świadectwo życia.

Druga część przełamuje ten płynący krąg zdarzeń. Życie przestaje być tańcem. W miłość wkrada się cierpienie, bardzo dotkliwe. Śmierć staje na wyciągnięcie ręki. Niknie niebieska zasłonka łącząca światy żywych i zmarłych. Wszystkie kobiety Williego, niczym Harpije pojawiają się ubierając go w suknie matki, wymyślając coraz to bardziej wyszukane tortury. Na koniec Willi w sukni, wraz z matką odzianą w stroje swego syna i nie-zmiennym ojcem zasiada za stołem pijąc herbatę. Zycie zatoczyło krąg.

Spektakl Baranowskiego pozornie jest niezwykle konsekwentny. Ale stworzenie bardzo wyrazistej, estetyzującej konwencji dla "Peepshowu" Taboriego okazało się zabójcze. Ostrze tego dramatu leży w swoistej chropowatości, zrywach i zatrzymaniach akcji, nawet w niekonsekwencjach i nieczystościach, przełamaniach konwencji. Harmonijnie, leniwie płynący rytm zdarzeń zniszczył możliwość zbudowania drastycznych napięć.

W spektaklu pojawiają się wyśmienici aktorzy. Budują wyśmienite role. Ale w większości każdy sobie, lub też w dialogu z bezpośrednim partnerem rozmowy, bez troski o całość. Pełny radości "numer" z Ojcem wychodzącym z zaświatów z lodówki, rozmawiającym z mocno pijaną Matką (Monika Niemczyk i Marek Litewka) może w tym spektaklu bez przełamania konwencji istnieć obok pełnego goryczy wyrzutu Damy II wobec Willego (Andrzej Deskur i Dorota Pomykała). Choć sposób gry aktorskiej w tych scenach jest diametralnie różny, jednak umowność dekoracyjnego świata umieszcza wszystko w jednolitych ramach.

Od narodzin do śmierci wiecznie dziecięcy Willie (Andrzej Deskur) porusza się w całkowicie zestetyzowanym świecie. Wieczne ludzkie dylematy ugrzęzły w końcu w nieustającym dążeniu człowieka do wygładzenia, uporządkowania rzeczywistości. Nadmiar jednak zbędnej "ładności" i płynności staje się w końcu zawsze nudny. I tak się stało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji