Montujemy ,,Jacht miłości"
Wrażenia z próby nowej operetki Fanny Gordon
- Jakże sprawy teatralne? - zapytałem kiedyś reż. Cybulskiego w "Europejskiej".
- U nas zawsze sporo pracy. Obecnie montujemy "Jacht miłości" - operetkę Fanny Gordon.
- "Jacht miłości"?
- Naturalnie! Trzeba dać publiczności to, co się jej podoba. Przecież nasze widowiska muzyczne w ub. sezonie cieszyły się wielkim powodzeniem. A trzeba było dać obecnie jakąś nowość. Sięgnęliśmy więc do kompozytorów nowszej muzyki i wybór padł na operetkę Fanny Gordon. Jest to rzecz, obfitująca w bardzo piękne melodie, oparte na tangach i walcach angielskich. Mimo to melodie te są pozbawione tanich blichtrów muzyki kompozytorów żydowskich.
- A sama treść?
- Nazwiska autorów libretta Krzewińskiego i Brodzińskiego, królów humoru i dowcipu, mówią same za siebie. I co ciekawsze: w treści libretta poruszono problem społeczny, tak aktualny problem dzisiejszej kształcącej się młodzieży. Ponadto libretto daje doskonałe tło do wykazania pięknych efektów dekoracyjnych.
- Gdzie toczy się akcja?
- W dwóch odsłonach ujrzymy wnętrze wytwornego dancingu warszawskiego, potem autorzy libretta przenoszą nas do skromnego pokoiku, dalej akcja toczy się na jachcie luksusowym, by zakończyć się w egzotycznej kawiarni hinduskiej. Lecz czas na próbę...
Znajdujemy się w sali baletowej teatru. Tu króluje p. Stefania Cybulska i girlsy. Próby trwają już od dłuższego czasu.
Przecież w 5-ej odsłonie balet wystąpi z popisowym "Tańcem bajader", a w trzeciej odsłonie, w dancingu "Hades", girlsy również wykonają szereg ewolucyj.
Schodzimy na scenę. Jest słabo oświetlona, nie ma jeszcze dekoracyj, aktorzy są bez kostiumów i charakteryzacji.
- Jaka jest obsada ról?
- Świetnie dopasowana w ramach naszego zespołu. Na pierwszym miejscu wymieniam p. Halinę Dorée, która wystąpi w roli ekscentrycznej milionerki amerykańskiej, studentka i student - Gigolo i Gigolette - p.Klarą Korowiczówna i p. Bol. Mierzejewski, parę wodewilistów tworzą p. Stefania Cybulska i p. Leonidas Dudarew. Reprezentantami humoru będą: nasza dyrektorowa, pp. Małkowska, Cybulski, Dąbrowski i Sroczyński i oczywiście maharadża Ilcewicz.
- Przepraszam pana - przerywa naszą rozmowę reżyser Cybulski. - Proszę państwa, mała uwaga! Proszę powtórzyć od ukazania się na scenie p. Dudarewa... Tak teraz dobrze...
- Panie Ilcewicz, panie Ilcewicz! - woła za kulisami inspicjent Pniewski
- Gdzie Władek? - denerwuje się reżyser. - Znowu gdzieś się zapodział!
- Już jestem! - woła z daleka p. Ilcewicz.
- Władku, gdzie się pętasz? - strofuje go p. Cybulski. - Jak ty wyglądasz?
- Byłem tylko na chwileczkę odpocząć... wpadłem po papierosy i spotkałem przyjaciela...
- Dość gadania! Zaczynaj! - A jaką kwestię?
- To przekracza wszelkie wyobrażenia!
- Nie gniewaj się, kochanie. Masz jabłko... świetne!
W jednej chwili Władek przemienił się w dostojnego maharadżę Mahamdury.
- Ta scena dobrze już idzie - mówi do siebie reżyser.
- Za chwilę winna się zjawić dyrektorowa, a w kancelarii ma znowu pełno interesantów. A już jest!
Szybko wykonała z reż. Cybulskim taniec. Nie mogłem się powstrzymać, by nie bić brawo.
- Krótka przerwa! - zawołał p. Cybulski. Reżyser, dyrektorowa i dekorator zasiedli do krótkiej konferencji.
- Co, znowu chcecie pieniędzy? - woła dyr. Bracka.
- Kostiumy dla baletu, farby do dekoracyj... - mówi inż. Małkowski.
- Patrzcie, chłopcy, moja ostatnia złotówka... Czekają na mnie w kancelarii.
I już jej nie ma.
- Damy sobie jakoś radę - pociesza reżyser p. Małkowskiego.
- Oczywiście. Jakoś pójdzie.
- Zaczynamy, panie Pniewski - woła reżyser. - Balet na scenę!
Płyną godziny w znojnej i mozolnej pracy. Każdy ruch, każde odezwanie się, a nawet słowo, muszą być dokładnie wypróbowane. Ćwiczą solistki i soliści, balet i nowozmontowany chór rewellersów.
Dziś premiera "Jachtu". Przekonamy się, jak piękne wyniki dały wysiłki dyrekcji, reżysera i zespołu.