Artykuły

"Gospoda pod Białym Koniem"

Operetka w 3-ch aktach R. Benatzky'ego i S-ki

"To musi być przecudowna rzecz" widzieć tak wspaniałe przedstawienie, jakiem wczoraj uraczył nas znakomity zespół operetkowy Teatru Ziemi Pomorskiej.

Tak. Pokazano nam naprawdę przecudowne widowisko w arcybogatej pomysłowej oprawie scenicznej, widowisko bajecznie kolorowe, pogodne, wesołe - z odrobina dobrze stonowanego sentymentu. Dawno, dawno już Inowrocław nie rozkoszował się tak cudnemi melodjami, nie podziwiał tak gustownych i kosztownych dekoracyj, nie zachwycał się tak koncertową, grą artystów, popisami czysto brzmiących chórów i wcale udatnych produkcyj choreograficznych, jak właśnie wczoraj.

Przedstawienie to przeszło wszelkie oczekiwania publiczności, która żywiołowo wprost przy otwartej kurtynie zasypywała sympatycznych artystów rzęsistemi brawami.

"Gospoda pod Białym Koniem" wystawiona zostało z niesłychaną pieczołowitością, z rozmachem, ogromnym i nakładem pracy i kosztów, które się na szczęście wielokrotnie wróciły, bo i zysk moralny był duży.

Pod adresem wykonawców skierować możemy jedynie słowa najwyższego uznania, które podziela z nami niewątpliwie cały kulturalny Inowrocław wraz z bawiącymi na kuracji naszymi gośćmi.

Na plan pierwszy zgranego zespołu wysunęła się zdecydowanie p. Halina Doree, która stworzyła przemiłą, czarującą kreację właścicielki gospody "Pod Białym Koniem". Obok niej bohaterem niezapomnianego wieczoru był urodzony komik, p. Władysław Ilcewicz, w kapitalnej, dla niego wymarzonej roli fabrykanta Krzywanka. Każde jego pojawienie się na scenie przepełniona widownia witała entuzjastycznie, wybuchając co chwila huraganami szczerego śmiechu. P. B. Mierzejewski, wokalnie dobrze dysponowany, artysta z dużą rutyną, wywiązał się z trudnej roli tragi-komicznego kelnera Leopolda bardzo dobrze. Dyr. Wł. Bracki jako cesarz Franciszek Józef - pyszny w charakterze i umiejętnie nakreślonej sylwetce. P. Surzyński (adwokat Siedler) miał szereg szczęśliwych momentów. Milutką córkę fabrykanta Krzywanka była p. J. Łukowska. P. Sroczyński niezły jako groteskowy Zygmuś (tylko strona wokalna nieco szwankowała). Reszta zespołu na poziomie.

Streszczajmy się: Wczorajszy spektakl, potraktowany jako widowisko plenerowe na wielka skalę, a z konieczności niestety wciśnięty w ramy kulis teatralnych, wypadł nadzwyczaj okazale.

Osobne słówko pochwały należy się orkiestrze 63 pp. pod sprawną batutą p. Miszczaka.

Sceny zbiorowe - pełne ruchu i życia, realistyczne, interesujące. Scena powitania cesarza, w której brało udział przeszło 100 osób w kostjumach tyrolskich, mundurach strażackich etc., naprawdę imponująca.

Słowem - sukces na całej linji, sukces artystyczny i kasowy, o czem świadczył nadkomplet i wrażenie estetyczne, jakie odnieśliśmy wczoraj w Teatrze Zdrojowym.

Takichc przedstawień więcej, a ręczym za powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji