Artykuły

Portorykanka w Częstochowie

Sale naszego Teatru coraz częściej pełne są widzów - ostatnio dzięki "Psychodramie" i "Bestii i Pięknej". W sobotę i niedzielę jednak, na dwóch gościnnych spektaklach "Antygony w Nowym Jorku" warszawskiego Teatru "Ateneum", zabrakło po prostu miejsc w Dużej Sali i chętni oglądali przedstawienie z "niskiego parteru" - siedząc na podłodze.

- Rzeczywiście przyszło tyle ludzi? - upewniał się Janusz Michałowski. Kiedy spytałem, czy nie wierzył w częstochowskich widzów, wytłumaczył:

- Henryk Talar mówił nam same dobre rzeczy o częstochowskich teatromanach. Zresztą on już używa określeń: nasza publiczność, nasz Teatr.

Dyrektor i aktor był najwyraźniej zdenerwowany przed spektaklem. Być może złożyło się na to samopoczucie - wypadło mu grać w początkach grypy. Wydaje się, że przeżywał też mocno pierwszy po długim czasie występ przed swoją publicznością. W przerwie przygotowań do przedstawienia zgodził się jednak na rozmowę i zachęcił do niej swoich kolegów.

- Podczas III Międzynarodowego Tygodnia Teatru w Białymstoku, "Antygonę w Nowym Jorku" pokazał teatr z Petersburga. Utwór Sinatry zastąpiony został piosenką Krajewskiego "Nie spoczniemy". Czy grając już Głowackiego tak długo dostrzegacie zmianę kontekstu społecznego spektaklu? - zapytaliśmy.

- Taki zabieg jest, moim zdaniem, bez sensu (podobnie zresztą zrobił Kutz) - powiedział Janusz Michałowski. - To spektakl uniwersalny, a takie zabiegi spłycają i ograniczają opowieść. Sprawa biedy, bezrobocia znana jest całemu światu. Ci prości ludzie na scenie czują i kochają, a to jest chyba bliskie wszystkim.

- To sprawa wrażliwości i odpowiedzialności aktorów, całego zespołu - dodał Piotr Fronczewski. - I oczywiście reżysera, on podpisuje przedstawienie. Ponieważ rzecz dotyczy uniwersaliów, dlatego Głowacki posłużył się mitem Antygony. Tu Portorykanka z pomocą przyjaciół wykrada ciało wymarzonego, może nierealnego, przyjaciela. Nie zmienił się kontekst tej sztuki, choć problem stał się chyba bardziej wyrazisty, dotyczący coraz większej liczby ludzi.

- Różnice w odbiorze "Antygony" jednak istnieją - ocenił Henryk Talar. - Kiedy graliśmy ten spektakl w Stanach Zjednoczonych reakcja widzów była mocniejsza i bardziej związana z realiami. Odbierali ten dramat bardzo dosłownie - bezdomny pod ławką. My tutaj widzimy problem szerzej - dla nas to również opowieść o ludziach w ogóle, o potrzebie miłości, przyjaźni.

W "Antygonie w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego wyreżyserowanej przez Izabellę Cywińską, na częstochowskiej scenie oprócz moich rozmówców: Piotra Fronczewskiego, Janusza Michałowskiego i Henryka Talara, wystąpiła Maria Ciunelis. Oceną ich kunsztu i całego spektaklu były gromkie brawa widzów i aplauz na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji