Artykuły

Polemika po Sztukach przyjemnych i nieprzyjemnych

Wzmiankę o bezrefleksyjności widzów, ich nieadekwatnych komentarzach, możemy więc jedynie czytać jako tendencyjność spojrzenia na nasz festiwal dość niezręcznie przeniesioną na opis reakcji publiczności. A może to sugestia, że powinniśmy przepytywać widzów podczas zakupu biletów o ich wykształcenie i wyrobienie teatralne i na tej podstawie prowadzić sprzedaż? - organizatorzy Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi do recenzentki Gazety Wyborczej - Łódź.

Szanowna Pani, wiemy, że z recenzją się nie dyskutuje, że dziennikarz ma prawo, a nawet zawodowy obowiązek, wyrażać opinię na temat zjawisk kultury, pozwoli Pani, że odniesiemy się do kilku nieścisłości i przekłamań co do faktycznego stanu rzeczy, bo tyle nam wolno. Czy mogłaby Pani przekazać nam wspomniane w tekście maile od czytelników, skarżących się na błędy organizacyjne? Do nas dotarły tylko dwa niezadowolone głosy: widza spoza Łodzi, który ze względu na zły stan dróg i korki nie zdążył dojechać na "Fedrę" (przepisaliśmyjego bilet na dzień następny), oraz studentki teatrologii, która nie doinformowawszy się, wyraziła oburzenie brakiem wejściówek - po wyjaśnieniu, ile sztuk przekazano teatrologii i do kogo należy się zgłaszać, przeprosiła i wycofała skargę.

Tu pojawia się kolejna, bardzo krzywdząca dla nas nieścisłość: jako jeden z nielicznych teatrów w Polsce przekazujemy zaproszenia odpłatne, co oznacza, że tzw. VIP-y, by obejrzeć spektakl, muszą, jak wszyscy inni widzowie, wykupić bilet. Dodatkowo lista osób zaproszonych została bardzo okrojona, choć trzeba przyznać, że trudno nie zaprosić prezydenta miasta czy redaktorki naczelnej gazety, która objęła patronatem festiwal. Tak więc oskarżenie o nadwyrężanie kieszeni podatnika jest bardzo krzywdzące i rzuca na nas wobec naszych zwierzchników niesprawiedliwy i niepotrzebny cień. To przekłamanie bardzo nas boli, nie tylko dlatego, że do takiej formy trzeba było gości przyzwyczaić, a także dlatego, że jako jedyny festiwal w Łodzi gramy spektakle dwukrotnie właśnie dlatego, byjak najwięcej osób mogło je obejrzeć. To świadomy wybór dyrektor Ewy Pilawskiej, która stawia na dialog z publicznością, która często powtarza, że teatr jest dla ludzi, że najważniejsze jest spotkanie z publicznością, wbrew even-tom i pustym VTP-owskim spotkaniom. Niezręcznie jest już nam wspominać o wejściówkach, które można było zakupić za 20 zł, a których pokaźny pakiet przekazaliśmy teatrologii i Wydziałowi Aktorskiemu.

Zarzuca Pani brak spójności w wydarzeniach towarzyszących - być może ta formuła bylaby jaśniejsza, gdyby zdecydowali się Państwo porozmawiać o założeniach festiwalu przed jego rozpoczęciem z dyrektorem artystycznym oraz po prostu w nich uczestniczyli. Jako osoby współodpowiedzialne za ich organizację zapewniamy, że nie byty one zbieraniną wydarzeń, które akurat miały miejsce w mieście i które można było automatycznie do festiwalu dokleić, droga powstawania programu była prawidłowa: zostały one zaproponowane do konkretnej edycji, zaakceptowane przez dyrektor artystyczną i wykonawców.

Rzecz, za którą nie bierzemy i nigdy nie weźmiemy odpowiedzialności, to reakcje widzów, którzy niezależnie, w jakim wydarzeniu uczestniczą, mają prawo reagować, jak chcą, i ten element teatralny nigdy nie podlega recenzji. Wzmiankę o bezrefleksyjności widzów, ich nieadekwatnych komentarzach, możemy więc jedynie czytać jako tendencyjność spojrzenia na nasz festiwal dość niezręcznie przeniesioną na opis reakcji publiczności. A może to sugestia, że powinniśmy przepytywać widzów podczas zakupu biletów o ich wykształcenie i wyrobienie teatralne i na tej podstawie prowadzić sprzedaż?

Nie rozumiemy zarzutu o nieadekwatności prowadzenia festiwalu przez Teatr Powszechny (któryjako Polskie Centrum Komedii rozwija pracę nad różnymi gatunkami komediowymi, także farsą, którą chętnie wystawimy, bo od kilku lat nie mamy tego gatunku w repertuarze). Czy oznacza to, że deski, na których wystawia się komedię, nie udźwigną Bernharda (który zresztą miał świetny słuch na ten gatunek)? Czy też może organizatorzy skażeni gatunkiem niepoważnym nie dadzą rady intelektualnie podźwignąć wyzwania współczesnej estetyki teatru?

Z jednej strony Łódź walczy o tytuł ESK, z drugiej dopiero dziennikarze spoza miasta są w stanie dostrzec, że jest tojedno z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce.

Proszę wybaczyć sarkastyczny ton, ale to Pani pierwszy (w sensie zawodowym) Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, a my mamy bardzo przykre, odbierające siłę i radość wrażenie nieporozumienia.

Z POWAŻANIEM,

Maja Wójcik, z-ca dyrektora teatru

Anna Maria Dolińska, kierownik literacki

Celina Żukowska, kierownik BOW

Andrzej Jakubas, kierownik Działu Promocji

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji