Artykuły

"Klub kawalerów"

Sztuka w 3 aktach Michała Bałuckiego

Sobotnia premjerai "Klubu kawalerów" była niewątpliwie triumfem komedji nad ponurym dramatem życia, tego ludzkiego nazbyt ludzkiego życia: bez koturnów, bez poetyckiej, zdobywczej wyobraźni. Dobrze się stało, że dyrekcja Teatru Ziemi Pomorskiej wzbogaciła repertuar "szarego człowieka" ("wszyscy jesteśmy ubodzy, bo czemże jest człowiek bogaty w dobie obecnej!), że wzbogaciła nasz repertuar wzlotami w stratosferę komizmu i humoru. Humor krzepi naprawdę merlaczały witalizm psychiczny i intelektualny. Zwłaszcza człowieka współczesnego.

Michał Bałucki, w życiu człowiek tragiczny, w komedjopisarstwie polskiem - rasowy pisarz, krzepki i oryginalny, chociaż nie z Fredrowego rodu. Ani Moljer, ani Fredro, ale Bałucki

"Klub kawalerów" z pokolenia w po kolenie aktualizuje tematy obyczajowe, których treść nie zmienia się nigdy, a tylko ich forma, ich stylizacja socjalna ulega pewnym przeobrażeniom i etycznym urokom. Konflikt małżeński, oglądany przez różowe szkła psychoanalizy po mistrzowsku stosowanej na scenie przez Bałuckiego, posiada swój wdzięk, swój splendor rekwizytowy, swoją werwe i witalną zapamiętałość. Kto wie, czy konflikt małżeński, jak go nam wczoraj Bałucki zainscenizował, nie jest znakomitą odtrutką na Scylę i Charybdy współczesnego seksualizmu i "życia ułatwionego" libidową nonszalancja. Wprawdzie to grzech, ale jakże namiętny w pragnieniu ucnotliwienia życia małżeńskiego. Spytajcie się o te już nie alkowowe tajemnice życia małżeńskiego pani Jadwigi i pana Piorunowicza, a przedewszystkiem Mefista w spódnicy pani Pelagji Dziudziulińskiej. Oni wszyscy spotkali się raz sam na sam z cnota na zakręcie...

Wystawa "Klubu kawalerów" - świetna. Scenicznie i dekoracyjnie. Obsada ról i teatralna poprostu par excellence - komedjowa. Reżyserja p. Antoniego Piekarskiego miała wiązania z bogatego materjału; to nie konserwacja ról, to organiczne przenikanie postaci i charakterów ludzkich, to kreowanie życia na scenie. Efekt - burze oklasków. Piekarski psycholog niekiedy zmagał Piekarskiego aktora. I tak jest dobrze i tak być powinno w życiu i na scenie. Reżyserja p. Piekarskiego ma swoją własną linję, bogactwo inwencji i pewną dostojną samozachowawczość artysty w sztuce.

Wielka szkoda, że Toruń nie posiada swoich snobów teatralnych. To zawsze człowiek z ambicjami i miłostkami do teatru. Snob kocha teatr, chociaż myli się (oczywiście po ludzku) w minusach i plusach niekiedy apodyktycznie wygłaszanych sądów o sztuce i artystach.

Ale snobizm ma zawsze swoich antenatów w kulturze. A to nie byle co. Znałem takiego snoba teatru, który swoje myśli o sztuce dramatycznej zaczynał zawsze od reżysera, a nie od autora. I zazwyczaj trafiał w sedno rzeczy.

A więc na początku była miłość małżeńska... Że rozeszli się państwo Piorunowiczowie, to miało swoją dostateczną przyczynę. Trochę chemiczną (woda na ogień, albo ogień - na ogień) i trochę psychoanalityczną, charakterologiczną, z domieszką arcyludzkiego podobieństwa do Adama i Ewy, chociaż nasi prarodzice zgrzeszyli, a państwo Pianinowicze kochali się poprzez - nienawiść bez dostatecznej przyczyny. Poprostu charaktery płatały im figle, a małżonkowie brali te figle na serjo. Nieporozumienie, wiedzione za rękę przez swawolną pruderję bezkąta małżeńskiego. Życie zna takie salta mortale "niedobranych charakterów" małżeńskich.

Gra aktorów - świetna. Superlatyw dobrze zasłużony.

P. Małkowska w roli wdowy Mirskiej - ponętna odblaskami minionej młodości ciała i "duszy". W czasach Bałuckiego mieli ludzie jeszcze duszę.

P. Łukowska (Marynia) wesoły podlotek z obyczajową łezką w sercu.

P. Doree (Jadwiga) świetny przegląd mód z sieci u Bałuckiego, pełna miłej premedytacji do grzechu, zalotnej dystynkcji minionych nocy poślubnych, które bez głębszych motywów sercowych poszły z pewną karencją w niepamięć; serce wierne, w sobie zakochane, ale męża niezdradzające. Kochała filuterna swawolnica członków "Klubu kawalerów", aby męża nie stracić. Grała z finezją, zalotnie, z gracją i wykwintem komedjowej bezceremonjalności.

Czarująca uwodzicielka bez nadziei i uwiedzenia sześciu kawalerów, oczywiście, w sztuce Bałuckiego.

P. Radwan-Łodzińska, owszem, artystka, hołdująca dezynwolturze w grze, mimice, ruchach, głosie, w linji i wdzięku scenicznym.

Kawalerowie klubowi (Ilcewicz, Piekarski, Surzyński, Mierzejewski, Nawara) mieli swój wieczór humoru i śmiechu na przełęczy pomiędzy urojeniem i rzeczywistością. Wszyscy grali z komedjowem zacięciem i brawurą kawalerską. Artyści w każdym, calu. Bałucki patrzał na nich z nieba - roześmiany i zadowolony. Scena oświadczyn p. Wygodnickiego (p. Piekarski) zagrana była z maestrją. Publiczność wyczula subtelny wykwint doskonałej gry artysty.

P. Alan (Władysław) miał szczęśliwy wieczór, sentymentu i zachwytów nad komedją.

Mina, Antoś, Ignacy zasługują na miłe wspomnienie.

Dekoracje p. Witolda Małkowskiego w stylu opanowane, w kolorycie ponętne, w architekturze pomysłowo i plastyczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji