Artykuły

Gorzkie dzieciństwo

"Moje drzewko pomarańczowe" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Nie każdy miał udane dzieciństwo i nie wszystkie Wigilie były udane. Wie o tym Zeze (Kuba Abrahamowicz), mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze i z lekką siwizną, który staje przed publicznością, by opowiedzieć o małym chłopcu, którego wciąż w sobie nosi. Pięciolatku, który za szybko musiał być dorosły (...)

Rzadko w naszych teatrach spotykamy propozycje uniwersalne. A takie jest "Moje drzewko pomarańczowe" (...) Reżyser Robert Talarczyk chciał stworzyć spektakl familijny, na który dorośli przyprowadzą dzieci albo odwrotnie. Ci młodsi przeżyją przygodę u boku niesfornego chłopca, który dzięki własnej wyobraźni ma u stóp cały świat. Poradzi sobie na polowaniu na dzikie zwierzęta (choć to tylko rozwieszone płachty prania), będzie pędził przez prerię z Indianami na koniu (wystarczy krzak drzewka pomarańczowego) czy będzie zwiedzał ogromne zoo (choć nie ruszy się poza ogródek).

Podobnej zabawie oddał się scenograf Bartosz Skoczkowski, który stworzył piękny, umowny świat - wyczarowany ze sznurka, tkaniny, drewnianego stołu i skrzyni, która pomieści to, co najcenniejsze. Nie mam wątpliwości, że młodsi widzowie zarażą się brazylijską przygodą i będą poruszeni losem biednego chłopca, który ma czasem więcej smutków niż radości.

Jednak dorośli, szczególnie znający powieść Brazylijczyka José Mauro de Vasconcelosa, zauważą, że w tej scenicznej opowieści brakuje dotkliwego wzruszenia. Talarczyk w swojej adaptacji obniżył nieco poziom okrucieństwa zapisanego na kartach powieści (nie brak tam przecież nawet sceny katowania pięciolatka). Miał do tego inscenizacyjne prawo, bo postawił na dziecięcą siłę wyobraźni spychającą na dalszy plan okrutny świat, za który odpowiedzialni są dorośli.

Taki wybór ma jednak swoje konsekwencje. Grający Zeze Abrahamowicz doskonale zatraca się w swojej chłopięcej roli, gubi jednak po drodze zapisaną przez Vasconcelosa gorzką refleksję. Nad książką chce się nieustannie płakać, bo ileż cierpienia musi skumulować się w pięciolatku, by podjął świadomą decyzję o samobójstwie? Nie przez przypadek rodzą się w głowie Zeze mądre pytania o życie i śmierć (...) Vasconcelos napisał okrutną, częściowo autobiograficzną historię o tym, że można w dzieciństwie wyobrazić sobie wszystko poza przyjaźnią, czułością i miłością. Tych trzech nie da się stworzyć ze sznurka, papieru i szklanych kulek.

"Moje drzewko pomarańczowe" to dobry spektakl - z Abrahamowiczem odrzucającym maskę dorosłego i tandemem młodych aktorów, którzy równie dobrze radzą sobie na scenie (zasłużone brawa dla Jakuba Ryszki i Kingi Pruskiej, a także Filipa Górskiego i grającego zamiennie Artura Wasilewskiego). Abrahamowicz pozwolił sobie na teatralną zabawę, jednak Vasconcelos literacko pozwolił sobie na dużo więcej. Na premierze zabrakło niestety kilku łez, westchnień i gorzkich, dorosłych myśli pięciolatka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji