Artykuły

W konwencji realistycznej

Szmer podziwu przebiega widownię w chwili uniesienia kurtyny: scenografię opracowano z iście kobiecą troską o realizm szczegółu. Przestronne, jasne wnętrze wypełniają eleganckie i sprzęty - tu bukiet kwiatów, tam niedbale rzucony słomkowy kapelusz, w boczną kieszeń fotela ktoś wetknął kilka ilustrowanych magazynów. Prawdziwa jest nawet wanna z najprawdziwszą wodą i pianą. Pławi się w niej Brick - Piotr Machalica.

Tymczasem Krystyna Janda w roli jego żony, Margaret, krąży po pokoju niczym lampart zamknięty w klatce. Wydaje się równocześnie agresywna, brutalna i - chorobliwie znerwicowana. W długim monologu opowiada o konfliktach, które będą przedmiotem akcji dramatu: o rozkładzie swojego pożycia z Brickiem, o bliskiej śmierci jego ojca, bogatego plantatora (Henryk Machalica) i rodzinnych napięciach związanych z treścią testamentu. Podczas tego monologu wypala jednego papierosa za drugim, kilkakrotnie przebiera się w wytworne toalety, demonstrując przy okazji równie wytworną bieliznę.

Nie ulega wątpliwości: to spektakl utrzymany w realistycznej konwencji mieszczańskiego teatru, który pragnie pogrążyć widza w złudzeniu, że oto w pewnym domu na chwilę usunięto "czwartą ścianę". Dzięki temu zajrzeć można do środka, zaspokoić ciekawość cudzych spraw, cudzych problemów, cudzych tragedii.

I wszystko jest w porządku, ponieważ sztuka Tennessee Williamsa do tej właśnie konwencji należy. Tym bardziej iż z upływem lat straciła charakter prowokacji obyczajowej, jaką była w chwili powstania, gdy na scenie o homoseksualizmie mówiono niechętnie. Dzisiaj jest to materiał na taki właśnie spektakl - adresowany do mieszczańskiej publiczności o dość tradycyjnych gustach artystycznych.

Co niekoniecznie jest równoznaczne z publicznością serialu telewizyjnego "Dynastia". A Tennessee Williams w reżyserii Rozhina sprawia chwilami takie właśnie wrażenie - jakby przykrojono go na miarę wyobrażeń i tęsknot wielbiciela "Dynastii".

Stąd właśnie nadmierna dbałość o polor luksusu w świecie scenicznej iluzji. Stąd, trafna wprawdzie, ale zanadto jednoznaczna charakterystyka postaci. Ich ewolucja psychologiczna - tak wyraźna to obrębie dramatu. Williamsa - na scenie wydaje się prawie niewidoczna.

Dobrze się stało, że Teatr Powszechny znów sięgnął do repertuaru w którym święcił, największe triumfy - do sztuki pozwalającej zademonstrować aktorskie umiejętności zespołu. Szkoda, źe tę okazję nie w pełni wykorzystał. Moźe następnym razem...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji