Artykuły

Gotowa do skoku

Ten przebój lat pięćdziesiątych (a i późniejszych) grany jest w Warszawie po raz pierwszy. Fabuła "Kotki" nie jest niczym oryginalnym. Problemy przyszłych spadkobierców z uzyskaniem fortuny po spodziewanej śmierci ojca czy też kłopoty bohaterki sztuki spowodowane brakiem kontaktu seksualnego z mężem - to wydawałoby się za mało na taką popularność, jaką cieszy się sztuka Wiliiamssa, od 37 lat wędrująca po scenach świata. A jednak. Wielką zaletą tej sztuki jest świetna charakterystyka postaci, doskonale napisane role. Trzy, z nich wymagają wybitnego aktorstwa: Margaret (tytułowa kotka), Brick (jej mąż) oraz ojciec Bricka. W tych rolach - zarówno w wersjach teatralnych, filmowych jak, i telewizyjnych - występowali najwybitniejsi, aktorzy świata.

W inscenizacji Andrzeja Rozhina gra czołówka naszego aktorstwa: Krystyna Janda (Margaret) oraz junior i senior Machalicowie, jako sceniczny syn i ojciec. Ale spektakl aktorsko zagarnęła Janda. Pierwszy akt jest jej. I tylko jej. Temperament aktorski i osobisty, żywiołowość i nerwowość ruchu, a zarazem najautentyczniejsza naturalność. Jej Margaret jest drapieżną kotką, gotową do skoku z rozgrzanego do gorąca dachu. Posiada instynkt i przebiegłość, jest sprytna, energiczna, bystra, agresywna, ale też ma wdzięk i usprawiedliwienie ze strony widza dla swojej agresji. Bo jest to agresja wynikająca z niespełnienia. Ta kotka wszak nie posiada kociąt. Brick nie odpowiada na jej miłosny zew.

Janda pochłania całą sceniczną rzeczywistość. I trudno się dziwić, że w I akcie Bricka nie ma, choć fizycznie obecny jest na scenie. Nawet kiedy on mówi, widz nie odrywa oczu od Margaret - Jandy. Bo właściwie odnosi się wrażenie, że te dwa światy: sceniczny i rzeczywisty, wzajemnie się przenikają. Świadczy to - można powiedzieć - o pokrewieństwie osobowości, psychiki. Jeśli idzie o środki wyrazu uzewnętrzniające stan ducha i uczuć jej bohaterki, to Krystyna Janda odwołuje się w tym spektaklu do swoich poprzednich doświadczeń aktorskich, zwłaszcza w "Dwoje na huśtawce", czy o wiele wcześniejszej "Edukacji Rity".

Piotr Machalica gra Bricka na zbytnim wyciszeniu. Jego bohater to alkoholik, jest słabszy psychicznie od Margaret, przeżywa kryzys osobowości i swoją ucieczkę, w alkoholizm usprawiedliwia obrzydzeniem na panujące wokół zakłamanie. Mało to przekonywające.

Drugi akt to właściwie pojedynek między ojcem a jego ulubionym synem. U Williamsa ojciec jest postacią, o bardzo wyraziście naszkicowanych cechach. To arogancki, apodyktyczny, poirytowany swoją chorobą starzec. Swoim despotyzmem i "parszywym" charakterem potrafi uprzykrzyć życie rodzinie. A przy tym jest uczciwy Henryk Machalica, nawet w scenie największej złości, swoim sposobem bycia bardziej przypomina jednak dobrze ułożonego starszego pana, aniżeli gburowatego, niesympatycznego jegomościa o "parszywym"' charakterze. Niestety, to jednak ma swoje konsekwencje w budowaniu napięcia w II akcie. Tempo gry, dynamizm aktu pierwszego, opada w akcie drugim, trochę "przegadanym". Konfliktowa sytuacja w scenie rozmowy ojca z synem nie uzyskuje takiego napięcia dramaturgicznego, jakiego można by oczekiwać po zderzeniu tych dwóch postaci.

Mimo tych drobnych uwag jest to udany, sprawnie, z lekkością wyreżyserowany spektakl, który ma wszelkie atuty, by stać się przedstawieniem obleganym przez publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji