Artykuły

Portret rodzinny z trumną w tle

Znowu mamy domowe wnętrze. Piszę znowu, gdyż w przedstawieniu Imię Jona Fossa, reżyserowanym przez Agnieszkę Glińską w poprzednim sezonie, też tak było. Tylko tu makieta wnętrza obszerniejszego i nowocześniejszego, i w całym przekroju: od kuchni po łazienkę. Odrobiona z dbałością o detale - różne drobne przedmioty codziennego życia - które temu dość standardowemu wystrojowi nadają cechy zamieszkania. I tym razem dom stoi nie w Norwegii, a w zaśnieżonej północnej Anglii. Jest to dom rodzinny, w którym spotykają się trzy siostry (plus mąż jednej i partner drugiej) w traumatycznej sytuacji, po śmierci matki. Czekając na jej pogrzeb, w nastrojach żałobnego przygnębienia, napięcia i niepewności próbują ze sobą przebywać i jakoś się porozumiewać - z trudem, bo zderzają się całkiem różne mentalności i ciążą własne wewnętrzne problemy. Wracają wspomnienia, ożywają resentymenty, wychodzą na jaw rodzinne sekrety, wyostrzają się zadawnione konflikty i kontrowersje. Każdy przeżuwa swoje doświadczenia i hołubi zapamiętane z przeszłości obrazy, dopasowując je do poplątanych własnych losów. Siostry rozpamiętują swoje związki z matką i wpływ, jaki na nie miała i ma nadal. Jedna z nich wciąż z matką (pojawiającą się w żywej postaci na scenie) rozmawia. A wokół tej familijnej akcji krąży w wielu nawrotach, rozmaicie podejmowany temat pamięci. Istnienia w pamięci, samego zjawiska pamięci, roli pamięci w budowaniu indywidualnego ludzkiego świata i własnej tożsamości. Tropów jest tu wiele: matka cierpiąca na chorobę Alzheimera, siostra - lekarka, mająca pod opieką chłopca chorego na amnezję; siostry, odtwarzające zdarzenia z dzieciństwa w całkiem odmiennych wersjach, piętrowe wspomnienia ciążące na każdym z bohaterów i wreszcie wzmianka o pewnym eksperymencie z wodą, który jakoby dowodził, że ma ona coś w rodzaju pamięci - potrafi zachować właściwości aktywnych medycznie substancji nawet po ich usunięciu. Owa pamięć wody staje się kluczową metaforą sztuki.

Pamięć wody Shelagh Stephenson to dramat rodzinny wpisany w konwencję czarnej komedii. Jest to pierwszy sceniczny dramat tej autorki, której twórczość - najpierw radiowa, później teatralna - zdążyła przez ostatnich osiem lat zdobyć i w Anglii, i na świecie sporą popularność, a ona sama zyskać miano "mistress of anguish". W jej sztukach chwali się przede wszystkim sprawne komiczne dialogi, gorzkie poczucie humoru i wierne odwzorowania międzyludzkich relacji (zwłaszcza rodzinnych).

I w Pamięci wody niewątpliwie znać te walory. Jednak stała oscylacja między nastrojem serio i komizmem, realizmem i karykaturą, refleksją i gagiem, liryzmem i sarkazmem jakoś - mam wrażenie - sztukę osłabia, banalizuje. A za sztuką i przedstawienie. Widać to choćby w postaciach sióstr: raz mamy ich psychologiczny wizerunek, raz stereotyp. Teresa to kierująca się w życiu konwencjami i poczuciem obowiązku, nieco zahamowana emocjonalnie właścicielka drobnego biznesu ze "zdrową medycyną"; Mary - lekarka, neurochirurg, sceptyczna, inteligentna, racjonalna ale z wyobraźnią; Katherine - egocentryczna neurotyczka z zestawem psychosomatycznych dolegliwości, skłonnością do mitomanii, przymusem robienia zakupów i wiecznym poszukiwaniem mężczyzny. Między tymi ujęciami ciężko aktorkom balansować. Z trzech postaci Mary jest najbardziej złożona i pogłębiona, i na niej najmocniej opiera się wątek serio dramatu (a odpowiednio najciekawiej wypada Agnieszka Wosińska w jej roli).

Podobnie jest z sytuacjami. Niekiedy wychodzi z nich prawda o ludzkich zachowaniach w stanach trudnych emocjonalnie. Do takich należy choćby scena sporu sióstr o całkiem inaczej zapamiętane zdarzenia z dzieciństwa czy napadu szampańskiego humoru przy segregowaniu rzeczy po matce. Niektóre są zwyczajnie śmieszne (choć często nie jest to bardzo wyrafinowane poczucie humoru). Kiedy indziej znów przypominają kadry popularnych seriali. Choć reżyserka, wydobywając raczej komizm sztuki, szczęśliwie unika na przykład ewentualnych nut melodramatycznych i operowo mydlanych.

W tym stylistycznym przemieszaniu gubi się więc napięcie, zdecydowanie i potencjalna intensywność przedstawienia. I pozostaje zeń ambiwalentne wrażenie: niby rzecz wciąga i obchodzi, ale też nie za bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji