Artykuły

Terroryści

Tytuł jest mylący. W sztuce Iredyńskiego, w "Terrorystach", wystawionej w Polskim, nie chodzi, ściśle biorąc, o terroryzm. Raczej o aluzje do partyzantki antydyktatorskiej w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej. Nie zgodziłbym się też z autorem, że mowa tu przede wszystkim o przemocy i jej roli w dziejach. Myślę, że sprawą tą poruszały raczej niektóre z poprzednich sztuk autora "Jasełek - moderne" i "Samej słodyczy". W rozmowie z Krystyną Nastulanką zamieszczonej w programie Iredyński twierdzi: "brak przemocy w przyszłych dziejach ludzkości wydaje mi się utopia". Sam jednak dodaje, że przemoc można w pewnych wypadkach wysublimować, czy przekształcić. Uogólnienia sceptycznego pesymizmu nie biorą pod uwagą praw samozachowania człowieczeństwa, jako nowoczesnej motywacji etycznej. A więc i nowoczesnego ruchu filozoficznego w tej dziedzinie. Co mi się natomiast wydaje ciekawe w "Terrorystach" - to stosunek środków do celów. Zakładając czystość i mądrość postawionego zadania, powstają sytuacje, w których krwawe okrucieństwo taktyki osłabia lub niweczy społeczną użyteczność celu. Na tym tle rozwija się w sztuce Iredyńskiego konflikt miedzy bezwzględnym kierownikiem ruchu powstańczego, a jego młodym współpracownikiem, który nie może i nie chce akceptować sposobów osiągania zwycięstwa. Autor sugeruje, że ów młody człowiek - to nowoczesny Don Kichot ruchu wyzwoleńczego. Wyraźnie obdarza go sympatią, skazuje na klęskę.

Drugi moment interesujący to sprawa nowoczesnej dziennikarki, o bujnym temperamencie, porwanej urokami i trudnościami swego zawodu. Iredyński ma na myśli znaną reporterką włoską. Ale uszła chętnie ten przykład, dodaje mu wartości, także i scenicznych. Reporterka gry się przygotowuje do rozmów które chce prowadzić. To ej pozwala przenikać nie tylko społeczne, ale i psychologiczne podłoże faktów. Zarazem rozmowa wodza powstańców z dziennikarką staje się portretem dwojga indywidualności i ujawnieniem kulis. Autor daje tu sceną skondensowaną, na wskroś dramatyczną, pełną zaskoczeń. Wbrew przyjętym zasadom konspiracji, wódz ruchu występuje w tej rozmowie bez maski, jakby chciał nawiązać do rozmowy Kaliguli i Cherei u Camusa.

Te dwa momenty, unoszą sztuką Iredyńskiego ponad poziom specyficznego "teatru faktów", którym się autor ostatnio posługuje. W "Ołtarzu wzniesionym sobie" środkiem była psychopatologia bohatera, otaczająca go zwidzeniami. Ale tamta sztuka miała formę biograficzną, trudną i dla autora i dla inscenizatora. W "Terrorystach" sztuka jest skondensowana, dzieje się w określonej sytuacji w obranym momencie. To jej przewaga. Niemniej zło środkowoamerykańskie, ujęte publicystycznie, grozi pułapkami schematu. Tym ważniejsze jest owo podwójne wzniesienie się ponad przyjętą konwencję. Wzniesieni, które każe pamiętać, że Iredyński to, na szczęście, poeta, na miarę nie tylko swych wierszy, ale i wielu słuchowisk oraz "Marii" i "Czystej miłości".

Autor obsypał w programie pochwałami Jana Bratkowskiego, jako reżysera swych sztuk. Muszę więc powiedzieć, że "Ołtarz wzniesiony sobie" sprawia mocniejsze wrażenie w lekturze, niż na scenie. Nie chcę stąd wyprowadzać wniosku, że zawinił inscenizator. Może raczej "biograficzna" forma utworu? Natomiast ostatni spektakl "Żegnaj, Judaszu" był reżysersko precyzyjny i czysty. Także i w przypadku "Terrorystów" wykazał Bratkowski talent tworzenia spektaklu, opartego wyłącznie na sztuce precyzyjnego dialogu. Zdaje się, że jest to forma bliska zamierzeniom obecnego kierownictwa Teatru Polskiego.

Przemawia za tym jeszcze jeden argument: praca precyzyjnie działających aktorów. Nawet w trudnej, chwilami mglistej, kiedy indziej "demonicznej" roli Ministra pokazuje Andrzej Szczepkowski, ile może zdziałać siła uśmiechu, ściśle obliczony gest, opanowanie replik, tempo i ton. Halina Mikołajska daje swej wielkiej publicystce - reporterce bogactwo zaskoczeń, intuicji, refleksji, przemyślanej taktyki. Inne role są jeszcze trudniejsze, grożąc wpadaniem w schematy. Janusz Zakrzeński musi zrazu walczyć z tym niebezpieczeństwem. Ale finezyjnie swą rolę rozwija, a w wielkiej scenie dialogu z dziennikarką wznosi się na poziom pełnego partnerstwa, zarazem broniąc swych racji oraz przechodząc do kontrataku. Podobnie się dzieje z młodym kombatantem. Marek Barbasiewicz daje mu siłę przekonania i poryw coraz gorętszego buntu.

Jest zasługą reżysera i ofiarnych aktorów, że w tym spektaklu mają znaczenie nawet i role "komparysów" np. milczącego "goryla" (Wojciech Alaborski), czy zawodowego fotoreportera (Zygmunt Hobot). Co więcej, Krzysztof Pankiewicz podporządkował swą bujną indywidualność scenografa ściśle przez tekst określonemu zadaniu: kontrastowi między stylową architekturą a awangardowością, zdobiących salon, obrazów.

[źródło artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji