Artykuły

Czechowoski pejzaż

"Rosyjskie konfitury" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Telewizji. Pisze Sławomir Pietras w tygodniku Angora.

Za czasów Związku Radzieckiego wiedzieliśmy o wszystkim, co działo się w środowiskach twórczych i sztuce tego kraju. Oczywiście w granicach zezwolenia władzy i w ramach ustrojowych dogmatów. Teraz wiedzę taką zdobywamy sami, często zaskakiwani i zdumieni niezmiennym bogactwem, barwnością i urokiem kultury tego narodu. Ich sztuki piękne, muzyka, poezja, literatura i teatr były i będą tym, co nas powinno łączyć bez względu na politykę, konflikty, terroryzm i inne doczesne okropności.

Należy koniecznie zapamiętać nazwisko Ludmiły Ulickiej, rosyjskiej pisarki i scenarzystki, z zawodu biologa genetyka. Przed kilkunastu laty napisała swe pierwsze opowiadanie Sonieczka i od razu zdobyła francuską nagrodę Medici i włoską Azerbi.

Teraz przedstawia swoją pierwszą sztukę teatralną, którą udało mi się obejrzeć, zanim dojdzie do emisji publicznej, bo wyprodukowała ją Telewizja Polska. Nazywa się "Rosyjskie konfitury" i ma dwa, ale pozorne mankamenty. Trochę pretensjonalny i niezupełnie przylegający do treści tytuł oraz klimat dobrze już znany każdemu admiratorowi sztuki rosyjskiej.

Jest to klimat utrwalony na kartach twórczości Antoniego Czechowa. Ta niekończąca się nostalgia, pozostająca w symbiozie z krajobrazem ludzka melancholia, smutek, utracone nadzieje, bezradność wobec zachwianych ludzkich relacji i brutalności świata, wreszcie niemożliwe do spełnienia tęsknoty. W ten czechowowski pejzaż autorka wpisała problemy i konflikty podmoskiewskiej inteligencji z początku naszego stulecia. Mamy tu dwa pokolenia. Tych, co znaczyli coś w Związku Radzieckim, a teraz - coraz starsi - znaczenie to stracili. I młodych, próbujących się dostroić do wyzwań niekomunistycznych już czasów, często brutalnych, prymitywnych i bezsensownych.

Między tymi inteligentami, we wspomnieniach powołujących się nawet na arystokratyczne parantele, plączą się resztki dawnej klasy robotniczej; żerujące, wycwanione, dwulicowe, śladowe wspomnienie zbankrutowanej dyktatury proletariatu. Spektakl posiada intensywną dramaturgię, świetne dialogi, szereg ról nakreślonych z talentem, wrażliwością i znajomością ludzkiej psychiki. Tekst napisany znakomicie, gdzie trzeba - zabawnie, gdzie należy - refleksyjnie, dobrze przetłumaczony przez Agnieszkę Piotrowską.

Zamiast opowiadać treść, wymienię tylko wykonawców, którymi się zachwyciłem (z zachwytem w nawiasie). Ignacy Gogolewski (mistrzostwo), Agnieszka Krukówna (urocza), Cezary Kosiński (boski), Sonia Bohosiewicz (śliczna), Rafał Mohr (owszem), Maria Seweryn (wyrazista), Weronika Nockowska (nieźle), Paweł Ciołkosz (dobry), Agnieszka Mandat (super). Wszyscy świetnie kamerowani przez Dariusza Kuca.

Rosyjskie konfitury wyszukała Krystyna Janda. Przedstawienie w niezwykle malowniczej scenerii rozpadającej się podmoskiewskiej posiadłości zainscenizowała także Krystyna Janda (jak znalazła u nas takie domostwo?). Wspaniale dobrana obsada i mistrzowska reżyseria poszczególnych scen są dziełem Krystyny Jandy. Opętana rodzinnymi problemami, pytająca jak żyć, wiecznie zapracowana, targana licznymi sprzecznościami, smagana wieloma nieszczęściami, ze wszystkim na swej głowie, główną postacią spektaklu jest Natalią. Rolę tę kreuje Krystyna Janda. Ale przy tym wszystkim nie jest jej ani za dużo, ani za mało. Jest tyle, ile trzeba.

Rosyjskie konfitury otrzymują dodatkowy wymiar i wymowę oglądane w kontekście ostatnich wydarzeń w Rosji, na tle ich tragizmu, wieloznaczności i niedopowiedzeń.

Bez względu na to, co się jeszcze zdarzy, postarajcie się nie przegapić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji