"Senat szaleńców" po pięćdziesięciu latach
Sumując - artystyczna Warszawa żyła w czerwcu głównie pod wrażeniem importu z Gdańska i Poznania, choć przecież i na własnym podwórku działy się rzeczy interesujące. Interesująco zapowiadała się na przykład premiera w Teatrze Nowym: w związku z setną rocznica urodzin Janusza Korczaka przypomniano jego jedyny zachowany utwór dramatyczny. Senat szaleńców. Napisany w roku 1931 i wystawiony wówczas przez Teatr Jaracza nie powracał już później na sceny, pozostawał w cieniu Korczakowskich książek dla dzieci i o dzieciach, a potem - w cieniu jego pięknej, heroicznej postawy w czasie okupacji i jego tragicznej, męczeńskiej śmierci. Jednak dziś, gdy Korczak jest dla całego świata postacią świetlaną (setną rocznicę jego urodzin obchodzimy pod patronatem UNESCO) myślę, że dobrze jest poznać bardziej wnikliwie jego twórczość, a więc także i to, co mniej popularne, o czym nie wspomina się tak często i z takim entuzjazmem jak choćby o Królu Maciusiu I.
Ale doceniając znaczenie poznawcze premiery w Teatrze Nowym niełatwo zafascynować się samym spektaklem i sztuką. Senat szaleńców przepojony szlachetnym wyczuleniem Korczaka na wszelkie zło tego świata, porusza kwestie ważne i rozstrzyga je słusznie, tyle że autor obraca się tutaj głównie w kręgu spraw oczywistych, o które dzisiaj zwłaszcza, w blisko pięćdziesiąt burzliwych lat, jakie minęły od napisania sztuki, nikt chyba nie ma zamiaru się wadzić, co do których nikt już nie ma żadnych złudzeń... Akcją rozgrywa się w szpitalu dla psychicznie chorych. Chorych, mających jednak na wiele problemów ostrzejsze, bardziej przenikliwe spojrzenie niż spętani konwencjami i układami ludzie zdrowi...
Pół wieku i zaistniałe w tym czasie w świecie drastyczne sytuacje źle przysłużyły się sztuce Korczaka. I bodaj jeden tylko monolog brzmi tutaj nadal aktualnie i świeżo: wyznanie niedoszłego zabójcy - dlaczego właściwie strzelił w tramwaju do zupełnie obcej mu dziewczyny. Wyznanie jak trudno człowiekowi jest znosić panoszące się dookoła chamstwo, grubiaństwo, wzajemną wrogość, wzajemne, bezinteresowne szczerzenie na siebie kłów... Oj, trudno! Nic się pod tym względem nie zmieniło przez pół wieku...
Reżyserował Senat szaleńców Wojciech Zeidler, faszerując sztukę tekstami także z innych prac Korczaka, a grają m. in. Mieczysław Pawlikowski, Włodzimierz Bednarski, Emil Karewicz, Ryszard Bacciarelli. Czternastu mężczyzn i jedna drobna rólka kobieca.