Artykuły

Stołeczny salonowiec- Sławna Antygona, sławna Iza, sławny Janusz

13 lutego, w sobotę, ekskluzywno-rządowa Warszawa świętowała światową prapremierę sztuki Janusza Głowackiego "Antygona z Nowego Jorku" - rzecz o "homlesach", bezdomnych nowojorskich, z którymi zresztą policja poradziła sobie skutecznie - wynieśli się z Tompkins Square Park, kiedy go ogrodzono siatką i kolczastym drutem. Wśród tych bezdomnych, gości zarobkowych z całego świata, nie brak Polaków.

No, cała intryga się w tym zawiera. Reszta jest Beckettem ("chodźmy dokądś, chodźmy." I siedzimy nadal) i Mrożkiem (Emigranci). I Sofoklesem - prawo do pochówku godnego, choćby i mieszkającego na parkowej ławce homlesa.

Nie wytykam zapożyczeń, zapożycza się w kulturze, to normalne, to się nawet nazywa: kontynuacja, zakorzenienie, jakoś tak. Głowacki to poukładał na nowo, dał nowy adres tym wyrzutkom społecznym, tym samym - nowy sens. Miała być groteska, wyszła tragigroteska.

I metafora o wiele bardziej pojemna, niżby to wynikało z opisania pewnego parku na dolnym Manhattanie, okupowanego przez bezdomnych, głównie obcych azylantów, znanego autorowi z przechadzek (mieszkał w pobliżu).

Izabella Cywińska, reżyserka utalentowana, sławna, także, niestety, minister kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, wróciła realizacją sceniczną tej nowojorskiej Antygony sławnego Janusza Głowackiego (już autor amerykański, właśnie tak) do zawodu. Obsadziła Marię Ciunelis (Portorykanka, Antygona bezdomnych, która się potem powiesi na kracie ogrodzonego już przez policję parku Tompkins), Piotra Fronczewskiego (Polak, cwaniaczek, niejaki Pchełka żerujący na przyjacielu, Żydzie z Petersburga (kiedy tam mieszkałem to był to Leningrad), oraz męża, Janusza Michałowskiego, w roli Saszy-Żyda (tenże przyjaciel z bezdomnej ławki w TSP - Tompkins Square Park) i Henryka Talara, jako komentującego wszystko, niczym grecki chór, policjanta. Tu, w Ateneum, u Cywińskiej, ucharakteryzowanego na Kojaka.

Sławna Iza, sławny Janusz, sławna - co by nie powiedzieć - Antygona. Mit tejże bodaj jeden z nośniejszych w literaturze, jeden z bardziej czytelnych.

Przedstawienie w Ateneum zgromadziło tłumy nad wyraz ekskluzywne. Rząd (premier Suchocka, ministrowie: Syryjczyk, Osiatyński, Kuroń). Wokół rządowi politycy: Nowina-Konopka, Kuczyński, Mazowiecki. Urzędnicy - Janusz Zaorski, Barbara Borys-Damięcka. Opozycja spolegliwa - Aleksander Małachowski. I prasa, bogato reprezentowana przez naczelnych, wszyscy z establishmentu - Marcin Król, Dariusz Fikus (z żoną!), Kazimierz Wóycicki, Jacek Sieradzki (Dialog), Andrzej Wanat (Teatr). Ktoś tam jeszcze, i jeszcze ktoś, wedle ścisłego klucza.

Ten klucz jeszcze bardziej okaże się ekskluzywny w doborze gości cocktailowych, doproszonych po przedstawieniu na piąte piętro teatru, wydzierżawione na tę okazję firmie Foksal-Brabork.

No, było ekskluzywnie. Kanapeczki jak marzenie o kanapkach, maleńkie i olśniewające, dekoracja, trunki, sery, pieregryzki - first classe.

W tym sławnym wieczorze, filmowanym przez obecną w komplecie (w osobach szefów) telewizję, przeszkadzało poczucie zadziwiającej zbieżności problematyki z newsami z dnia. Nie, u nas nie ma TSP, ale jest Centralny i Wschodni, i całe śródmieście, narażone na wizyty bezdomnych, szukających na klatkach schodowych ciepła i - bo ja wiem? - standardu biedy.

Dlatego mitologiczna i nowoczesna, odwołująca się do tylu literackich archetypów Antygona Głowackiego, w Polsce brzmi nieco klerkistycznie (to neologizm, od czegoś, co czerpie z ideologii klerków, zadufanych w sobie intelektualistów), choć jest na pewno dramatem godnym sprawdzań scenicznych, i to wielokrotnych.

Bo ja wiem, może i tak świetnym, jak sądzi, sędziwy już, Jan Kott.

Ale to prezentacja sławna, u sławnej Izy, choć przyniosła, bez wątpienia kreacje aktorskie: Ciunelis, Fronczewskiego i Michałowskiego (Fronczewskiego, polskiego Pchełki, nade wszystko), już, od razu, budzi apetyt na więcej. Nieco inaczej, może głębiej.

I pewnie to życzenie spełni się, i prędko. Dobre teksty dramatyczne - a to jest dobry tekst - budzą zainteresowanie wielu. Na szczęście. Co nie znaczy, że przedstawienie Izabelli Cywińskiej jest nieciekawe, nietrafione i tak dalej. Krótko i subiektywnie - dla mnie jest ono dopiero otwarciem tematu. Tyle.

Bankiet - fundowany przez Fundację Kultury - był natomiast godny wszelkich rekomendacji. Firma restauracyjna Foksal stanęła na wysokości zadania i dawała z siebie wszystko. A było co degustować, przysięgam.

I na co (kogo - z kim) popatrzeć.

Resume: Ta Głowackiego "Antygona z Nowego Jorku" zaostrzyła apetyty i teraz już wprost można czekać na syntezę naszych czasów. Kto wie, czy nie powinien jej napisać mój wybitny kolega, Janusz Głowacki.

On już jest na tej Wielkiej Drodze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji