Artykuły

Nie zagram papieża

- Na początku człowiek nie orientuje się jeszcze, bierze wszystko, co mu proponują, i cieszy się, że może pracować. Ale już od ponad roku częściej się zastanawiam i wybieram rzeczy, które mnie interesują i cieszą - mówi BORYS SZYC.

Joanna Nawrocka: Dlaczego zostałeś aktorem?

Borys Szyc: Od dziecka lubiłem być w centrum uwagi. Lubiłem tańczyć, śpiewać. Na pewno nie od razu tak to nazwałem - chcę być aktorem - jak niektórzy chcą być np. strażakiem. Uczestniczyłem w konkursach recytatorskich - od recytowania zawsze się zaczyna. Zdobyłem parę dyplomów, z których byłem dumny. Później, w liceum, było kółko teatralne. Pani dyrektor zorganizowała raz festiwal sztuk wszelkich. Zrobiliśmy z kolegą m. in. jednoaktówkę Mrożka Serenada. Kolega grał lisa, ja grałem koguta, a nasze trzy koleżanki - kury. Siedziałem z nimi w kurniku, on przychodził, niby żeby je poderwać, a tak naprawdę zjeść. Były nawet efekty specjalne, czyli krew. To był mój pierwszy kontakt ze sceną. Grałem tego koguta i patrzyłem, jak ludzie reagują, że się śmieją, że jest pełna sala. Pomyślałem wtedy: to jest to, co chcę robić. Potem pokazywaliśmy nasze przedstawienie w różnych miejscach, ale ja już zacząłem myśleć poważnie o tym, co trzeba zrobić, żeby zostać aktorem. Zdawałem do Krakowa i do Warszawy, w pewnym momencie musiałem wybrać, i wybrałem Warszawę.

Co myślisz o swoim pobycie w szkole teatralnej, o samej szkole?

Na pewno szkoła dała mi obycie ze sceną, mogłem poznać techniczne tajniki, jak się posługiwać głosem, co robić z dykcją. Wielu rzeczy jeszcze wtedy nie rozumiałem, pewnie wielu nadal nie rozumiem, ale docierają do mnie z opóźnieniem. Np. gdzie i kiedy wykorzystać to, czego nauczyłem się na zajęciach z Darią Iwińską - to profesor od impostacji głosu. Niektórzy płacą wielkie pieniądze, żeby móc z nią mieć zajęcia, już po szkole. Szkoła to spotkania z autorytetami, jak Maja Komorowska. Dla mnie szczególnie ważne było spotkanie z Agnieszką Glińską; nasz rok był pierwszym, który uczyła. Robiła z nami sceny z Płatanowa Czechowa. Moje zetknięcie z rosyjską literaturą - poczułem się jak ryba w wodzie. Teraz ciągle mi tego brak. Przygotowujemy w teatrze współczesną sztukę rosyjską, Transfer Kuroczkina, ale to nie jest klasyka, która tak mnie wtedy zaczarowała.

Podsumowując: spotkanie z różnym repertuarem, rozegranie się, zdobycie umiejętności posługiwania się ciałem. Ale jeżeli masz poczucie, że jesteś jednostką niezależną i wiesz, o co ci chodzi w twoim zawodzie, to tylko korzystasz z tych spraw, one nie tworzą cię od początku do końca. Bo szkoła jest obciążona wieloma schematami.

Sprawiasz wrażenie człowieka, który przyszedł do tej szkoły po to, żeby z niej wyjść - i robić swoje.

Nie byłem aż tak mądry, kiedy do niej przychodziłem, chciałem się po prostu dostać. Może marzeniami sięgałem dalej, do bycia aktorem, na pewno nie myślałem, żeby np. w niej zostać i wykładać. Dlaczego wybrałem Warszawę? Myślę, że nie rozmawiałabyś ze mną teraz, może za cztery, pięć lat. W czasie szkoły mogłem już tutaj pokazać się, przebić, nawiązać kontakty - w Krakowie można to zrobić dopiero po szkole, przyjeżdżając do Warszawy.

Myślę teraz: wziąłem to, co miałem wziąć, ale trzeba iść dalej i rozwijać się, zastanawiać się nad swoją pracą. Komuś na przykład podoba się to, co robisz, więc bierze z ciebie przykład. Każdy powinien więc, jeżeli jest osobowością, mieć swoje pojęcie o tym wszystkim, i im więcej różnych zdań na ten temat, tym lepiej. Z ich zderzenia mogą powstać ciekawe rzeczy.

W ogóle najbardziej w życiu cenię osobowości. Bo TO jest to, co w pracy artysty się przenosi, to, co zostaje. Czy jesteś piosenkarzem, aktorem czy malarzem, jeżeli masz pasję, masz osobowość i w swoją pracę wkładasz całą energię, jaką masz, to tylko to porusza widza, słuchacza. W innym przypadku nie ma sensu tego robić.

Po szkole trafiłeś od razu do Teatru Współczesnego. Grasz w filmach, czasami w serialach, w Teatrze Telewizji, Teatrze Polskiego Radia. Czy planujesz swoją karierę, budujesz drogę zawodową?

Na razie jeszcze moja, jak mówisz, "kariera" - to słowo w Polsce nie kojarzy się dobrze - nabiera rozpędu. Na początku człowiek nie orientuje się jeszcze, bierze wszystko, co mu proponują, i cieszy się, że może pracować. Ale już od ponad roku częściej się zastanawiam i wybieram rzeczy, które mnie interesują i cieszą. Czyli zdaję się na intuicję, jak we wszystkim, co robię w życiu.

A co cię interesuje i cieszy?

To bardzo rozległy obszar. Tak samo może mnie interesować zagranie w świetnym filmie akcji, jak i w Czechowie albo w literaturze amerykańskiej. Dużo zależy od aktualnego samopoczucia. Potrzebuję różnorodnego repertuaru, wtedy się nie nudzę i mam energię do pracy... Musiałbym długo opowiadać.

Grywasz role pozornie podobne do siebie, widzowie zapamiętują cię najczęściej jako policjanta albo przestępcę. Czy nie boisz się wpaść w pewnego rodzaju schemat?

Z jednej strony się boję. A z drugiej czuję w sobie taki potencjał, że się nie boję. Już teraz zgłosiło się do mnie kilka osób z propozycjami kinowymi na przyszły rok, mogę powiedzieć na przykład trzem osobom: to mi się nie podoba - i to jest komfort. Więc teraz się nie boję. Być może za pięć lat będę już dostawał tylko role policjantów, wtedy będę się bał. Wiesz, ja grając dużo myślę o tych schematach i dlatego staram się być zawsze inny. Nie porównywałbym np. roli w Symetrii z rolą w Vinci. Staram się tworzyć inne fizyczności, moje postaci inaczej wyglądają, inaczej mówią. Myślę o nich fizycznie i o tym, co mają wewnątrz. Nie o tym, jak postać się nazywa, albo że znowu gram policjanta. Jest wielu dziennikarzy na świecie, a jeden jest facetem, drugi jest babką, ktoś przeżył dramat w rodzinie, ktoś inny miał przepiękne dzieciństwo. To niezliczona ilość kombinacji, z których można "tkać" nowe postaci... Nawet jeżeli gram policjantów, każdego zrobię inaczej, to nigdy nie będzie ten sam policjant. To jest właściwie największa zabawa - żeby się zmieniać.

Jest takie mądre słowo jak emploi, to każdego człowieka gdzieś sytuuje. Nie będę grał szlacheckich amantów albo Chopina, albo papieża. Te role zostały mi pewnie zabrane przez naturę. Ale kto wie, być może zestarzeję się tak, ze będę mógł zagrać te postaci, tylko starsze.

Jest w tobie ogromna otwartość na wszystko, co cię spotyka. A czego byś nie zagrał? Co cię w ogóle nie interesuje?

Właściwie nie ma takich rzeczy. Do propozycji, które dostaję, mam zawsze taki wewnętrzny zestaw pytań: muszę się zgadzać z rolą, którą gram. Nie mam oporów, jeżeli rola wydaje się kontrowersyjna, ale niesie jakieś przesłanie, ma dużą wartość artystyczną. Choć mierzi mnie np. rozbieranie aktorów tylko po to, żeby ich rozebrać. Ja mogę się rozebrać, to nie jest problem, i to jest bardzo proste, tylko co dalej? Coś musi z tego wynikać. Kiedyś słyszałem, jak reżyser dawał instrukcje aktorowi: "w siódmej minucie się rozbierasz..." jeżeli on sobie na minuty ustala, kiedy się rozbiera, to efektem jest samo rozbieranie się. Ale z czego wynikło? Niektórym wydaje się, że kiedy rozbierają się na scenie, tworzą wielką rolę.

Nie mam oporów, jeżeli rola zgadza się z moim pojęciem o tym, co jest ważne i dobre. Ale może mnie ktoś zaskoczy swoim pojęciem o tym, co jest ważne i dobre? Ja wtedy padnę na kolana i powiem: chcę to robić. Tak właśnie bym chciał: być jak najczęściej zaskakiwany. Na razie nikt mnie w ten sposób nie zaskoczył. No może z małym wyjątkiem - Konrad Niewolski. Ten mnie zawsze zaskakuje.

Czy masz jakieś zawodowe marzenia? Chciałbyś, żeby przydarzyło ci się w pracy coś wyjątkowego?

Nie. Chcę po prostu grać, jak najwięcej.

Na zdjęciu: Borys Szyc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji