Artykuły

Nuda dopadła szaloną rewię w zoo

"Szalone Zoo" w reż. Konrada Szachnowskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Najnowszy spektakl Teatru Miniatura, "Szalone zoo", miał być z założenia "rewią w pigułce", czyli posiadać wszystkie charakterystyczne elementy gatunku, a przy okazji bawiąc - uczyć, wprowadzając do słownika naszych dzieci to nowe, egzotyczne słowo. "Szalone zoo" po części to zadanie spełniło - były oświetlone schody w głębi sceny, były krótkie, "popisowe", śpiewane i tańczone występy zwierzęcych artystów, były barwne, błyszczące, wieczorowe stroje. Lew bawił się w konferansjera, pingwiny, łabędzie i pelikany tańczyły, małpy grały, foka, pantera i żyrafy śpiewały.

Jednak wbrew słowom jednej z piosenek, głoszącym: "Nie dopadnie cię tu nuda/W szalonym naszym Zoo./Tu zobaczysz istne cuda,/Z uśmiechem wyjdziesz stąd." w "Szalonym zoo" niestety powiało nudą już od początku, a z cudów ziścił się zaledwie jeden. Za to jaki! Ogromne wrażenie nie tylko na młodych, ale i na dorosłych widzach zrobił skonstruowany niejako na zasadzie negatywu teatru cieni taniec fluorescencyjnych węży w ultrafiolecie.

Niestety największym przewinieniem tego przedstawienia był całkowity brak dramaturgii, konsekwentnie prowadzonej opowieści, która pozwoliłaby utrzymać uwagę młodych widzów. Bez wyjaśnienia i wstępu - takiego, jak choćby: dlaczego zwierzęta w zoo nagle robią rewię, bo nawet w szalonym zoo nie jest to codzienny pomysł? - wrzuceni zostaliśmy w chaotyczny przegląd niezbyt dopracowanych numerów.

Na dodatek na scenie panował straszny ścisk, schowani za lalkami aktorzy wpadali na siebie nawzajem, nie mogąc należycie wykonać niezbyt porywających elementów choreografii (może zamiast dziesięciu pingwinów mogłoby być sześć?). Występujący w roli wywołującego poszczególne numery lew (Jacek Gierczak) nie posiadał ani charyzmy rewiowego mistrza ceremonii ani cech prawdziwego króla zwierząt.

Jedynymi postaciami, które cechowała jakaś indywidualność, były uwielbiający tańczyć, stepujący struś Lucek (Jacek Majok), nieustannie wyrzucany przez lwa ze sceny, wiecznie szukająca swojego niesfornego maleństwa kangurzyca Zofia (Magdalena Żulińska) oraz śmieszny, rubaszny nosorożec Czesław (znakomity Piotr Kłudka).

Szkoda że ich role reżyser potraktował tak marginalnie. Elementy, które mogły stać się prawdziwą wartością (nawet wartością samą w sobie) tego przedstawienia, jak muzyka i teksty piosenek, nie wzbudziły większej uwagi, nie wpadały w ucho tak, by można je potem nucić. Szkoda też, że coraz częściej w spektaklach Teatru Miniatura rezygnuje się z mądrych spektakli dla dzieci na rzecz puszczania oka do towarzyszącego im dorosłego widza.

Czy warto więc zabrać swoje pociechy na "Szalone zoo"? Zaletą tego spektaklu są niewątpliwie bardzo atrakcyjne wizualnie, duże żyworękie lalki w pięknych, kolorowych, bogato zdobionych strojach (największe wrażenie robią ogromne, egzotycznie ubrane żyrafy), wspomniany taniec węży oraz śmieszny "pojedynek" bizona (Piotr Kłudka) z nosorożcem (Jakub Ehrlich).

Na szczególną uwagę zasługują też wspaniałe wokalne występy pantery i foki, którym głosu użyczyły Magdalena Żulińska (pantera) Edyta Ehrlich (foka). Jest to więc pozycja jedynie dla mało wymagających młodych widzów na leniwe niedzielne popołudnie.

Całość w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji