Artykuły

Zwycięstwo paradoksu

Przed trzydziestu laty "Fizycy" Friedricha Duerrenmatta w sposób niemal nachalny kojarzyli się z bezpośrednią sytuacją polityczną w świecie. Arsenały broni masowej zagłady pęczniały od nowych bomb: atomowych, jądrowych, wodorowych. Kryzys kubański sprowadził ludzkość na skraj katastrofy. Fizycy pracowali w laboratoriach wydawało się głównie po to, aby znów dać armiom swoich krajów nowy oręż.

W ostatnich latach wydawało się, że świat uwolnił się od przekleństwa militarnej rywalizacji. Zawalił się jeden system, nie ma potrzeby konkurowania militarnego, bo nie ma wroga. Genialny Szwajcar zmarł w chwili, gdy zaczęły się zmiany. Odszedł, gdy rzeczywistość znów z nas zakpiła, okazała się groteskowa, paradoksalna, inna niż sobie wymyśliliśmy. Mistrz paradoksu byłby pewnie zadowolony. "Fizycy" znów są aktualni.

Ba, przez dziesięciolecia, od czasu powstania dramatu, cywilizacja i nauka potwierdzają tezy Szwajcara. Jak mówi bohater ,,Fizyków", co raz zostało pomyślane, będzie miało swoje konsekwencje. Rozwoju nauki nie da się zatrzymać, choćby sami uczeni trapieni skrupułami moralnymi chcieli się wycofać z badań. Nie o rozwój nauki zresztą przecież idzie, ale o to, kto i jak będzie korzystał z jej owoców.

Częstochowski Teatr Dramatyczny im. A. Mickiewicza przygotował na koniec sezonu "Fizyków" w reżyserii Ryszarda Krzyszychy, dyrektora artystycznego tej sceny.

Dramat był już tyle razy i na wiele sposobów interpretowany, że znalezienie oryginalnego spojrzenia jest bardzo trudne. R. Krzyszycha zarysował bardzo inteligentną, wielopłaszczyznową grę, w którą widownia daje się szybko i bez oporów wciągnąć.

Czesława Monczka w roli doktor Matyldy von Zahnd, szalonej lekarki dążącej w diaboliczny sposób do zawładnięcia światem z pomocą odkryć jednego ze swych pacjentów w monologu z drugiego aktu wygląda jak dyktator, który triumfuje, bo posiada klucze do potęgi zła. Kończący spektakl swoisty dance makabre trzech fizyków, wcześniej udających szaleńców stanowi pesymistyczne, ale logiczne zakończenie. Jan Wilhelm Moebius, geniusz fizyki w interpretacji Tadeusza Morawskiego jest postacią tak dalece tragiczną, że przywodzi na myśl wspomnianego przy okazji "Fizyków" przez Duerrenmatta króla Edypa. Moebius przegrał wszystko. Buetler zwany Newtonem został sportretowany przez Marka Ślosarskiego subtelną, cienką linią. Jerzy Przewłocki jako Ernesti zwany Einsteinem, trzeci w tym trio, łatwo przechodzi z tonów komediowych do postaci wyrachowanego agenta wywiadu.

Gorzki to spektakl, mimo że czasami się na nim śmiejemy. Świat kliniki dr. Zahnd (udana scenografia Marka Tomasika) to nasz świat. Bo życie to sen wariata, jak powiada klasyk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji