Artykuły

Salon, nie wieczornica

"Śpiewam miłosny rym" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego na Scenie Kameralnej Opery Krakowskiej. Pisze Monika Partyk w Ruchu Muzycznym.

Windą na szafot, o pardon, na salon wjechać musieli widzowie pierwszego przedstawienia na Scenie Kameralnej Opery Krakowskiej, bowiem scena mieści się na czwartym piętrze gmachu Opery. Windą - przeszkloną i nowoczesną, na salon - pluszowy i romantyczny. Bowiem spektakl "Śpiewam miłosny rym", inaugurujący 6 lutego działalność Sceny Kameralnej, to widowisko muzyczno-poetyckie, które nawiązuje do tradycji XlX-wiecznych spotkań salonowych, wypełnionych dyskusjami o sztuce, recytacjami poezji i muzykowaniem. Muzyczną oprawą spektaklu były pieśni romantyczne, przeważnie chóralne i czasem romantyczne jedynie w duchu: Chopina, Noskowskiego, Karłowicza, Niewiadomskiego, Komorowskiego, Świdra, a także mazurki, polonezy, nokturny i preludia Chopina; warstwę słowną stanowiła w całości poezja Norwida. Pomysłodawcą projektu i jego kierownikiem muzycznym był prowadzący chór Opery Krakowskiej Marek Kluza, który nagrywając przed laty owe pieśni, dostrzegł w nich potencjał dramatyczny. Spektakl wyreżyserował Włodzimierz Nurkowski, specjalizujący się rozmaitych formach teatru

muzycznego - akcję sceniczną wysnuł z wierszy Norwida i fragmentów jego poematu "Promethidion", a dokładnie z dialogu Bogumił, tyczącego sztuki.

Zrobił to wybornie - tak łatwo było przecież o "akademię ku czci". Powstał spektakl konsekwentny dramaturgicznie, z muzyką traktowaną jako integralny, budujący napięcie element całości. W sposób naturalny łączy on działania chóru, będącego tu głównym bohaterem i dyrygowanego przez jednego z gości salonu (w tej roli Marek Kluza), solistów (Kamila Mędrek-Żurek jako Beatrycze, Michał Kutnik), aktorów (m.in. Bożena Adamek, Błażej Wójcik, Kajetan Wol-niewicz, Stanisław Knapik i Adam Sadzik), oraz pianistek: Dobrochny Krówki (solistka) i Magdaleny Kurek (akompaniator). Nie najlepsza akustyka Sceny Kameralnej odbiła się na sztuce starannie skądinąd przygotowanych śpiewaków i Dobrochny Krówki, której interpretacje mogły pozostawić pewien niedosyt u słuchaczy ceniących w Chopinie - jak Norwid - "polski zamach". Charyzmatyczny ' Błażej Wójcik jako alter ego wielkiego poety był bez wątpienia punktem centralnym spektaklu, o kostiumy zaś i wystrój salonu, po części inspirowany atelier rzymskim Norwida, zadbała Anna Sekuła.

Przedstawienie, którego tytuł jest fragmentem wiersza Norwida Liryka

i druk, uformowane jest jak wielkie emocjonalne crescendo: kulminację osiąga w mini recitalu chopinowskim połączonym z recytacją "Fortepianu Szopena" - Chopina, który w Promethidionie opiewany jest jako ideał sztuki. Poeta, od początku wyobcowany w rozśpiewanym i roztańczonym salonie, coraz bardziej odgradza się od towarzystwa, przeżywając kolejne zawody: miłosny (Daj mi wstążkę błękitną), rozczarowanie czytelnikami, w końcu Polską, choć przecież sam salon stopniowo mrocznieje, a goście intonują coraz smutniejsze pieśni: Śliczny chłopiec Chopina, Kalina Komorowskiego, Śpiew z mogiły Chopina, aż po finałową Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie Świdra. Jakże ładne, mądre i niebanalne jest to zakończenie a cappella, które po fortissimo Fortepianu Szopena, słowami Leopolda Staffa chwali Najwyższego: Jesteś śpiewem w mojej duszy". Tak się wieczornic nie kończy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji