Artykuły

Toruń chce zostać kulturalną stolicą i prosi o bydgoskie festiwale

Czy Bydgoszcz powinna pomagać Toruniowi w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? Wkrótce szef programowy ESK poprosi o to nasze instytucje kultury. - To pusty gest, ale też ostatnia deska ratunku - piszą dziennikarze "Gazety" - Michalina Łubecka z Bydgoszczy i Grzegorz Giedrys z Torunia.

Michalina Łubecka: Gdy Roman Kołakowski obejmował miesiąc temu stanowisko dyrektora programowego ESK, już wtedy zapowiadał współpracę Torunia z Bydgoszczą. Nie rozumiem, po co Bydgoszcz miałaby się w to włączać? Co to da naszym instytucjom kultury? Nie mam nic przeciwko współpracy bydgoskich i toruńskich artystów i instytucji, w ramach tworzącej się aglomeracji. Jednak na równych prawach. Ale kiedy wszyscy będą pracować tylko na rzecz Torunia i ESK, to będzie nieuczciwe. A poza tym co z pieniędzmi? Jak starać się o dotacje? (...) Przecież jury oceniające miasta kandydujące do ESK przestrzegało przed współpracą z innymi miastami. Wygląda na to, że dyrektor Kołakowski stawia się na straconej pozycji.

Grzegorz Giedrys: No tak. Komisja Europejska wyraźnie zaznaczyła, że przyznanie ESK Zagłębiu Ruhry było niebezpiecznym precedensem i że nie zamierza więcej dopuszczać do takich sytuacji. Do tego dochodzi jeszcze jedna sprawa: tak naprawdę nie wiadomo, jak razem sprzedać Toruń i Bydgoszcz. Kujawsko-Pomorskie nie tworzy spójnej kultury tak jak np. Kaszuby, Śląsk czy Kurpie. Włocławek od Bydgoszczy dzieli taka sama przepaść, jak Inowrocław i Toruń. Wspólnym mianownikiem dla Bydgoszczy i Torunia jest - upraszczając nieco sprawę - bycie w tej samej jednostce samorządu terytorialnego. Wiadomo, że oba ośrodki intensywnie ze sobą współpracują, ale to naturalne przy dzielącej nas odległości.

(...) Każde miasto chce przyciągnąć na swoje imprezy. Prosząc Bydgoszcz o pomoc, Kołakowski pokazuje również, że Toruń sam sobie nie poradzi. Nie wierzę we współpracę tłumaczoną głównie ideą łączenia miast - wiadomo, jaki kto ma tu interes. Nie wyobrażam sobie też, że szefowie Opery Nova czy Teatru Polskiego zgodzą się, by ich festiwale o ugruntowanej pozycji, niejako przejęte zostały przez inną instytucję. Na jakich prawach mieliby wspomagać przyznanie Toruniowi tytułu ESK? Festiwalowi Prapremier czy Bydgoskiemu Festiwalowi Operowemu taka pomoc nie jest potrzebna. To Toruń sięga po ostatnią deskę ratunku - wyciąga rękę po prestiż bydgoskich imprez.

- W tym ostatnim zdaniu jest trochę prawdy. Podejrzewam jednak, że to plan zastępczy, który tak naprawdę ma udawać prawdziwy program. Nie mam wątpliwości, że udaje go słabo. Kołakowski nie ma argumentów, by przekonać bydgoszczan. Niech to nie zabrzmi jak tani żart, ale powinien przyjechać nie z mdłymi propozycjami i listami intencyjnymi, ale z walizką dolarów. Bydgoskie imprezy wspaniale sobie radzą bez pomocy torunian, i vice versa.

Zabrakło mi małego, ale wyraźnego gestu - szef ESK zapowiedział współpracę, ale nie wysilił się nawet, by zamieścić krótką informację na temat bydgoskich imprez na stronie internetowej ESK.

- Tak jak mówiłem, Kołakowski wykonuje pusty gest - te instytucje, które powinny ze sobą współpracować, już dawno taką współpracę podjęły. Jutrzejsze spotkanie to jest robocza wizyta, w najgorszym, gierkowskim rozumieniu. Gdybym był szefem bydgoskiej instytucji kultury, przyszedłbym na nie jedynie z ciekawości, a nie z gotowością do realizacji własnych pomysłów w ramach projektu obcego. Poza tym, czy Bydgoszczy w ogóle powinno zależeć na sukcesie Torunia, jedynego faktycznego beneficjenta ESK? Macie swoje problemy, no nie?

Idealistycznie patrząc, powinno nam zależeć na tym, by sąsiadom się udało. W końcu mamy tworzyć wspólnie aglomerację. Ale gdyby się chwilę zastanowić, to sami mielibyśmy szansę kandydować. Korzystacie z przygotowanych imprez, organizujecie parę dodatkowych, ale to i tak za mało - my mamy ich dużo więcej.

- Nie przeczę, Bydgoszcz jest mocnym ośrodkiem kulturalnym ze znacznie większym potencjałem niż Toruń. Mam przeczucie, że Kołakowski nie traktuje was jako równorzędnych partnerów, ale jako dodatek do toruńskich starań. To złe myślenie. Co ważne, szef ESK nie rozpoznał swojego terenu - nie wie, czym żyje toruńska kultura. Świadczy o tym jego ostatnia wtopa, gdy w czasie protestów przeciwko zamykaniu kulturotwórczego klubu eNeRDe mówił o tym, że nazwa tego lokalu kojarzy mu się z komunistycznym reżimem. Próbuje teraz rozpoznać Bydgoszcz, a to zupełnie niemożliwe po jednym spotkaniu. Poza tym o ile lepiej by było, gdyby na pomysł partnerstwa wpadli toruńscy i bydgoscy artyści, a nie urzędnik? To będzie narzucona martwa koncepcja, która nigdy nie zostanie zrealizowana.

(...)

Całość w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji