Artykuły

Szekspir pocięty na kawałki

"Sen nocy letniej" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Drastyczny "Sen nocy letniej" Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim to smutna parada ekshibicjonistów.

Spektakl jest postdramatyczny, a autorzy twierdzą, że nawet postseksualny.

Tłumacząc z polskiego na nasze, uznali, że Szekspir jest kiepskim pisarzem. I nie da się pokazać miłosnego zapętlenia Hermii i Lizandra, Demetriusza i Heleny, Oberona i Tytanii, bez dodania nowych dialogów, a także multimediów. Ekranów, kamery na wysięgniku. Krzysztof Warlikowski, który wystawił "Burzę" z oryginalnym tekstem, i wyszedł mu poruszający współczesny spektakl, musi się teraz czuć jak idiota!

Wszystkiemu winien jest Krystian Lupa. W "Factory 2" o Warholu i w "Personie. Marilyn" pokazał wieloznaczność i interaktywność dzisiejszych widowisk. Widownię wkomponowaną w ich dramaturgię i to, jak podgląda aktorów przekraczających granice intymności w pracy nad rolą. Poddających się reżyserskim eksperymentom.

A już serio - Lupa obnażył uwikłanie współczesnego człowieka w rzeczywistość, która ma charakter niekończącego się multimedialnego show - niemal religijnego rytuału wymagającego coraz większych ofiar. I zamknął cykl przedstawieniem "Ciało Simone" - o tęsknocie do prostoty. Pęcikiewicz zdecydowała się na rolę epigona. Jej jedyną szansą była eskalacja ekshibicjonizmu i drastyczności.

Nie polemizuję z gorzkim finałem spektaklu: pojednanie kochanków to nic nieznaczący gest w piekle wszystkich możliwych form seksualnego pożądania. Pewnie tak wygląda prawda o wielu związkach. Problem polega na tym, że duża część skomplikowanego formalnie spektaklu jest słaba. Pokazywany na ekranie przez pierwsze 40 minut casting to macanka w stylu "Big Brothera". Prostacka, nudna. Jeśli ktoś ucieka do teatru przed telewizyjną szmirą - może się wściec.

Gdy marzyłem, żeby zaczęto grać "Sen nocy letniej", reżyserka używała trikowych zdjęć, przekonując, że jest kiczowaty jak filmy Bollywoodu. Babska kokieteria! W końcu uległa Szekspirowi. Pocięła go na kawałki, ale zagrała. Chwilami rewelacyjnie. Sceny ze zdradzaną Tytanią (świetna Ewa Skibińska) i pełny rozpaczy samogwałt na rogu wersalki w obecności kolejnego faceta, który okazał się gejem - porażają. Pęcikiewicz pokazuje samotność kobiet zderzających się z brutalnością mężczyzn. Najostrzej w sekwencji z rzemieślnikami: gwałcą kolegę grającego Tyzbe.

Teatr sięga po coraz radykalniejsze środki. Niedługo obejrzymy na scenie prawdziwy akt seksualny. W nadziei na krytyczną autorefleksję przyznaję Monice Pęcikiewicz tylko trzy pupy w skali Joanny Szczepkowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji