"Jutra nie będzie"
MONOLOGIEM Gustawa Holoubka trzeba nazwać przedstawienie moralitetu Sartre'a. Miarą inteligencji i artystycznej intuicji aktora jest fakt, że z mętnej, zagęszczanej i pretensjonalnej filozoficznie sartrowskiej "summy" egzystencjalistycznej potrafił wyłuskać i sugestywnie ukształtować portret bohatera. Przeżycia Goetza rysują się w interpretacji Holoubka jako obraz niepokojów człowieka współczesnego potraktowany ironicznie. Holoubek znalazł dystans do postaci Goetza, wydobywając intelektualne podteksty roli. Zwłaszcza w pierwszym i trzecim akcie, gdy z odcieniem drwiny budował wizerunek skłóconego z niebem i ziemią człowieka.
Goetz jest typowo sartrowską postacią, reprezentantem wybujałego subiektywizmu; człowiekiem, którego świadomość kapryśna i zmienna wyznacza drogi życiowe. Sądzę, że flirtu Sartre a z marksizmem nie można traktować poważnie. Ogranicza się on tylko do efekciarskich deklaracji, które przecież nie mogą przekreślić zasadniczych różnic dzielących te kierunki filozoficzne. Dlatego trudno się zgodzić z zamieszczonym w programie spektaklu artykułem Stefana Morawskiego, który próbuje wykazać pewną "równoległość do idei marksistowskich" sformułowań autora "Diabła i Pana Boga". W tym artykule znalazło się zresztą więcej nieporozumień i błędów: Morawski pakuje do jednego "worka" egzystencjalistycznego takich pisarzy jak Unamuno, Kafka i Malraux, wymieniając w dodatku Marcela (na pierwszym miejscu!) obok Heideggera jako twórców egzystencjalistycznej filozofii!
W twórczości dramatycznej Sartre'a "Diabeł i Pan Bóg" należy i do pozycji najsłabszych. Bardziej niż inne jego sztuki grzeszy nadmiarem słów, brakiem jasności, konsekwencji!, psychologicznej prawdy w realizacji założonej tezy. Autor "Dróg wolności" proponuje tu jeszcze jedną drogę wyzwolenia człowieka: przez bunt przeciwko pojęciom Dobra absolutnego i Zła absolutnego. Ale tę myśl przedstawia w sposób płaski i uproszczony. Wybrany przykład nie przekonuje. Bohater sztuki, który najpierw jest wcieleniem złych instynktów, a później przekształca się w "proroka dobra", to człowiek kierujący się kaprysem działający pod wpływem osobistych impulsów, niezależnie od jakichkolwiek nakazów, czy norm społecznych. Jego bunt rodzi się nie z umiłowania życia i działania, lecz ze zwątpienia, zniechęcenia i rezygnacji. Wyzwalając sę z wierzeń w absolut, nie stwarza nowych wartości; prowadzi do ruiny i klęska świata, który chciał uszczęśliwić i wreszcie dochodzi do stwierdzenia, że "nie ma nic poza naszym życiem", że człowiek musi być samotny. Objąwszy dowództwo rebelii zapowiada, że będzie "katem i rzeźnikiem". "Będę w nich budził grozę, ponieważ nie ma danego sposobu, aby okazać im swoją miłość, będę im rozkazywał, ponieważ nie mam innego sposobu, aby ich słuchać, zostanę sam z tym pustym niebem nad głową, ponieważ nie mam innego sposobu, aby być z wami. Mamy wojnę i będę ją prowadził".
PRZERAŻAJĄCO pesymistyczna jest konkluzja sztuki - wyraz moralnego i politycznego nihilizmu. Akcję utworu umieścił Sartre w Niemczech na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych, w burzliwej epoce buntów chłopskich. Lecz kreśląc obraz życia w odległych czasach jest autor zaabsorbowany głównie problemami współczesnymi; także w tej historycznej sztuce broni bezwzględnej autonomii i niczym nie skrępowanych praw jednostki. W myśl swego programu filozoficznego stara się zgłębić "straszną chorobę, która przeżarła oblicze Europy". Rozwiązanie, jakie proponuje, musi jednak budzić sprzeciw ze strony ludzi, którzy nie chcą uznać szaleństwa i moralnej swawoli jednostki jako naczelnej normy życia.
Tło historyczne jest w tej sztuce niewiele znaczącym pretekstem do wyrażenia treści współczesnych. Tym bardziej zdumiewają przytoczone w programie spektaklu fragmenty pracy Engelsa o wojnie chłopskiej w Niemczech. Są one zresztą jeszcze jednym dowodem, że w Teatrze Dramatycznym potraktowano na serio owe deklaracje Sartre a o pokrewieństwie ideowym z myślą marksistowską. Pomimo dużego nakładu kosztów i trudów nie udało się obronić na scence "Diabła i Pana Boga". Sztuka jest rozwlekła, bez końca ciągną się nużące, przeładowane słowami dialogi, których zawartość można by wyrazić w paru zdaniach. Ratuje sytuację kreacja Holoubka - wnikliwa, odkrywcza, fascynująca. Piękna jest oprawa scenograficzna Jana Kosińskiego: seria nad wyraz sugestywnych kompozycji. Szczególnie udane wnętrze gotyckiej katedry; nastrój osiągnięty wspaniałymi efektami świetlnymi potęguje muzyka Tadeusza Bairda. Ale kostiumy brzydko skrojone.
LUDWIK RENE opracował widowisko z niemałą inwencją i smakiem artystycznym. Poszczególne partie pozostają w pamięci jako obrazy przypominające (zwłaszcza w scenach zbiorowych) koloryt średniowiecznego malarstwa. W przedstawieniu występuje ponad trzydziestu aktorów, tworzących dla przeżyć bohatera tło wyraziste, lecz skomponowane w tonacji odmiennej niż rola Goetza. Wyróżniają się: Halina Mikołajska (Katarzyna), Danuta Kwiatkowska (Hilda), Janusz Paluszkiewicz (Biskup), Jarosław Skulski (Nasty), Józef Para (Karl), Bolesław Płotnicki (Arcybiskup). Jako Heinrich zawodzi Henryk Bąk, któremu braki dykcji nie pozwalają przekazywać klarownie tekstu. Postać Bankiera w wykonaniu Feliksa Chmurkowskiego bardzo subiektywna, lecz może zbyt karykaturalna w stosunku do stylu całego przedstawienia. Świetny literacko, twórczy przekład Jana Kotta jest owocem sumiennej pracy nad tekstem Sartre'a.
Wyszłam z teatru pod wrażeniem wysiłku artystycznego znacznie przerastającego walory sztuki.