Stefan Kąkol: człowiek na wskroś klasyczny
- Był człowiekiem wrośniętym w teatr, na wskroś klasycznym, jeśli chodzi o etykę zawodową i rzemiosło - mówi Andrzej Fabisiak o zmarłym w niedzielę STEFANIE KĄKOLU, aktorze Teatru. im. Jaracza w Olsztynie.
Wczoraj [14 lutego] przed budynkiem Teatru im. Stefana Jaracza flagi opuszczono do połowy masztów. To znak żałoby po Stefanie Kąkolu, zmarłym w niedzielę 76-letnim aktorze, związanym z olsztyńskim teatrem przez 40 lat.
- Był człowiekiem wrośniętym w teatr, na wskroś klasycznym, jeśli chodzi o etykę zawodową i rzemiosło - mówi Andrzej Fabisiak, wicedyrektor Teatru im. Stefana Jaracza. - Nawet kiedy był nieobecny, starał się być z nami w kontakcie, interesował się wszystkim, co się u nas działo. Ostatnio walczył ze słabością, aby wystąpić w "Ślubie" Gombrowicza. Stan zdrowia nie pozwolił mu pojechać na spektakl gościnny do Warszawy. Pracowaliśmy razem prawie 30 lat - dodaje Irena Telesz, aktorka. - To prawie połowa naszego życia.
Stefan Kąkol kochał swoją pracę i mimo choroby nie rozstawał się ze sceną.
- Uniknąłem w życiu rutyny, a trema stała się największym przyjacielem - mówił kilka miesięcy temu. - W każdej roli, tak jak w człowieku, trzeba szukać drugiego oblicza. W każdą z nich wkładałem całe serce, żadnej nie wyróżniałem. Film to droga do popularności, jednak prawdziwy zawód uprawia się tylko w teatrze. Aktorstwo daje człowiekowi całkowitą wolność.
Stefan Kąkol był znakomitym tego przykładem.
Aktor scen Opola, Elbląga, Grudziądza, Białegostoku, Gdańska, Częstochowy, Jeleniej Góry, w Olsztynie po raz pierwszy pracował w latach 1955-59, a od 1973 zadomowił się tu na stałe. Stworzył na scenie wiele ról pierwszego i drugiego planu. Był Kaziem w "Żołnierzu Królowej Madagaskaru", Osipem w "Rewizorze", Koryfeuszem w "Antygonie", księdzem w "Weselu",
Belzebubem w "Igraszkach z diabłem". "Ślub" Gombrowicza był ostatnim spektaklem, w którym mogliśmy go zobaczyć.