Artykuły

Romulus i kabotyni

Przedstawienie "Romulusa Wielkiego" Friedricha Durrenmatta w Starym Teatrze nie jest arcydziełem sztuki teatralnej, ale powodzenie u publiczności ma zapewnione: bilety wysprzedane już do końca czerwca. A wszystko to jest i będzie zgodne, zagadkowo i pokrętnie, z filozoficznym i artystycznym światopoglądem autora, z jego wykrzywionym patrzeniem na los i życie, poddane grymasom groteski i kaprysom paradosku, życie rysowane liniami monstrualnego absurdu, kąpane w wyszukanej miszkulancji przerażenia, głupoty i śmieszności.

Taką przewrotną perspektywę odkrywało się podczas lektury "Romulusa Wielkiego", drukowanego w "Dialogu", w 1959 roku. Wtedy to była u nas oszałamiająca rewelacja, więc czytało się to, w tamtym kontekście społecznym i kulturalnym, z podnieceniem: tyle historiozoficznego śmiechu, tyle sarkastycznej groteski. Oto zbliża się koniec świata czy epoki, obojętne, upada rzymskie imperium. Rządzi nim farsowy cesarz Romulus (Wielki), opętany kurzo-jajkową manią - wielkie cesarstwo zamienia w kurnik. Obłąkaniec, pajac czy perwersyjny filozof? Germanie tuż u granic Rzymu. Dostojna cesarska małżonka przeżywa historyczny dramat. Dzielna córka cesarska pragnie złożyć ofiarę na ołtarzu ojczyzny ze swojej urody. Odważni i mądrzy ministrowie dają dowody patriotyzmu. Wojownicy pragną umrzeć za ojczyznę z pieśnią na ustach.

Taka cudownie wykoncypowana sytuacja, teatralnie wykombinowana przez autora, pisarza myśli i błyskotliwej konwencjonalności teatralnej. A cóż porabia cesarz w tej tragicznej chwili? Żre, pije, zażywa przyjemności, rechoce i po kuglarsku rozprawia o problemach kurzych niosek. Ależ to pyszne! Wszystko na opak. Kto tu jest kim? Czy ten szalony cesarz nie ma przypadkiem racji - nie racji stanu lecz racji moralnej? Czy on aby nie jest sumieniem walącego się w gruzy państwa? Może ten cesarsko-błazeński projekt historycznego zakrętu, polegającego na zagładzie Rzymu, jest przemyślnie zaplanowanym aktem dziejowej sprawiedliwości? Jeżeli tak, to i cesarza też musi spotkać straceńczy los. Za zbrodnie racji stanu, politycznego stereotypu, narodu...

Ileż z tego teatru płynie, inspiracji do demaskatorskich spojrzeń na historię! A na współczesność? Ilu dzisiejszym tzw. przywódcom państw i narodów przydałaby się podobna błazeńsko-moralistyczna chłosta! Mało mamy dziś błaznów na scenie politycznej? Oni już nawet nie budzą śmiechu, budzą grozę - swoją zbrodniczą głupotą, drapieżną prywatą, paranoiczną nieodpowiedzialnością; budzą wręcz przerażenie napuszonym celebrowaniem niebezpiecznej głupoty, państwową promocją cynizmu i oportunizmu.

Romulus jednak góruje nad współczesnymi kabotynami u władzy - ma poczucie humoru i groźnej śmieszności swej władzy, aranżuje sarkastyczne konwulsje całej dziwnej sytuacji, która i tak się obróci przeciw jego wymędrkowanym miarom dziejowej sprawiedliwości.

A na scenie? Przedstawienie ogląda się jak coś arcypysznego - w całej zabawnej ornamentyce groteskowej przesady, krotochwili, gorzkiej przyprawy do refleksji. I z takimi aktorami Jerzy Stuhr (Romulus Augustus), Dorota Pomykała (Julia), Ewa Kaim (Rea), Jerzy Święch (Zenon), Roman Gancarczyk (Emilian), Jacek Romanowski (Mares), Zbigniew Kosowski (Tulius Rotundus), Jan Monczka (Spurius Tytus Mamma), Edward Linde-Lubaszenko i Jerzy Nowak (kamerdynerzy), Marek Litewka (Apollion), Jerzy Grałek (Cezar Rupf), Stefan Szramel (Phylax), Krzysztof Globisz (Odoaker), Zbigniew Kaleta (Teodoryk) i inni.

Jest na co patrzeć i o czym myśleć, choć przedstawienie niekiedy gubi tempo i ostrość szalonej groteski, choć niepotrzebnie góruje narracją i anegdota nad biczem sarkastycznego śmiechu, choć w paru scenach zamazuje się kontrast pozornej powagi i ciętej kpiny. Oczywiście, scenę wypełnia i bryluje Stuhr; rozgrzewający i rozświetlający cały spektakl, to jego niekwestionowane dwie godziny, to błyszczenie jego emploi i talentu, radosne błyszczenie, zwłaszcza kiedy współgra z Globiszem czy Grałkiem. Te sceny to fajerwerki zachwycającego aktorstwa, świetnie wyeksponowanego przez reżysera Giovanniego Pampiglione, wspaniale wpisanego w scenografię Jana Polewki i w muzykę Krzysztofa Szwajgiera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji