Artykuły

Zakręcony Molier

Gdański Molier to kabaret, kino, teatr, musical. To jeden wielki żart. To okrzyk: bawcie się, to dla was i o was.

Najnowsze przedstawienie teatru Wybrzeże łatwo odrzucić. Bez trudu obsypać je można epitetami w rodzaju: kiczowate, pretensjonalne, głupkowate. Ale można też cieszyć się nim i docenić inscenizacyjną inwencję i konsekwencję reżysera Krzysztofa Zaleskiego. Ja zgadzam się na konwencje, w jakiej zrealizował on komedię Moliera w nowym tłumaczeniu Jana Polewki. Myślę sobie: dlaczego nie? Dość mam pluszowych mebli na scenie i aktorów dźwigających ciężar stylowych kostiumów.

Molier na gdańskiej scenie najszybciej trafi do pożeraczy fast foodów, wideoklipów, entuzjastów szybkiego kina i zwolenników kultury masowej.

"Medyk mimo chęci" rozpoczyna się jak film. Na błękitnym horyzoncie pojawiają się napisy, zapowiadające bohaterów komedii, którzy z impetem wypadają zza kurtyny, by w króciutkich pantomimicznych sekwencjach przedstawić się swojej publiczności. Za chwilę komedianci odgrywają przed nami - na tle wiśniowych zasłon i rampy wyposażonej w kabaretowe światełka - komedie charakterów. Mamy Gerona, zrzędliwego ojca, i jego córkę Lucynkę, która udaje chorą, by wymusić zgodę na ślub z ukochanym Leonkiem. Jest tępa i lubieżna Jagna i jej głupkowaty mąż Łupas. Jest wreszcie Zganarel, sympatyczny łobuziak i cwaniaczek, okładający swą żonę kijami; jest Martyna, żona Zganarela - pyskata, energiczna, szczwana. To ona uruchamia komediową lawinę. Chcąc zrobić na złość Zganarelowi, podaje go za genialnego medyka-uzdrowiciela.

Przedstawienie Krzysztofa Zaleskiego, dowcipne, z "wariackim" tempem, pomyślane zostało jako opowieść o komediantach odgrywających - ku naszej uciesze - historię o tym, że każdy może być lekarzem. Tę opowieść gdańscy aktorzy rozgrywają ze świadomością teatralnej konwencji. Wzorem teatru molierowskiego, decydują się na zewnętrzny rysunek postaci, szarżę, brawurę, grubą kreskę. Niektórzy, jak Dorota Kolak w roli Martyny, pozwalają sobie na specjalnie pomyślaną gestykę - Martyna nie tylko wyrzuca z siebie, lotem błyskawicy, potoki słów, ale też "gada" rękami. Każda kwestia Martyny podparta jest manualnymi etiudami. Ten zabieg powoduje, że Martyna Doroty Kolak jest postacią na wskroś sztuczną. Wydaje się, że chwila nieuwagi i tak pomyślana figura rozsypie się w drobny mak. To dowcipny pomysł, który bawi i intryguje zwłaszcza w pierwszych scenach. Potem nuży, a agresja Martyny wywołuje agresję widza.

Inaczej pomyślana jest rola Zganarela - postaci, na której opiera się cała intryga. O tym, że Mirosław Baka ma talent komediowy, wiadomo było już po premierze "Tutam" Bogusława Schaeffera. Komediową klasę ten aktor pokazał także w "Sztuce" Rezy w reżyserii Jerzego Gruzy.

Po "Medyku"okazało się, że Baka ma twarz z gumy. Umieramy ze śmiechu, kiedy Zganarel patrzy ze zniecierpliwieniem na Martynę, kiedy oszołomiony pierwszą otrzymaną sakiewką, wchodzi w narzuconą mu rolę cudotwórcy. Chichoczemy, kiedy z "lubieżnym" wyrazem twarzy, mrużąc oczy obłapuje ponętną Jagnę i kiedy potem, przyłapany przez jej męża Lupasa, udaje świętoszka. Mówiąc krótko; Baka idzie na kontrolowany żywioł i dlatego tworzy w tym spektaklu rolę dużego formatu.

Przerysowane, zewnętrzne aktorstwo to podstawowe założenie "Medyka mimo chęci". Realizują je wszyscy aktorzy z wyjątkiem Stanisława Michalskiego w roli Gerona, który jako jedyny nosi kostium z epoki i gra bardzo oszczędnie. Pozostali poczynają sobie na zasadzie hulaj dusza, ubrani w stroje nawiązujące mimochodem do dawnej epoki. Na przykład córka Gerona, Lucynka Małgorzaty Brajner wygląda jak "zakręcona" Reni Jusis, tyle tylko, że spod rękawów błyszczącej kurteczki wystają jej fragmenty stylowego żabotu. Nawiązań do XX-wiecznej kultury jest tu znacznie więcej, Leonek, rockandrollowy amant Lucynki(Włodzimierz Ciborowski) przypomina Elvisa Presleya, a jeden z lekarzy - Doktor Trup Mirosława Krawczyka - nasuwa skojarzenia z filmowym Edwardem Nożycorękim. Mało tego - Jagna Ewy Kasprzyk to wypisz wymaluj Marilyn Monroe...

Finał jest słodki jak w amerykańskim filmie. Rozsuwa się kurtyna, na błękitnym tle wirują tysiące świetlnych punkcików. Lucynka i Leonek trzymają się za ręce, połączeni miłosnym wyznaniem. Koniec filmu. Koniec teatru, kabaretu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji