Artykuły

"Idiota" czyli dyskusja o adaptacji

Na temat adaptacji teatralnych swoich dziel wypowiedział się Dostojewski bezpośrednio i to negatywnie. W liście do Oboleńskiego, który zwrócił się do pisarza o zgodę na adaptację sceniczną jednej z jego powieści, pisał (cytuję za wydaniem rosyjskim dzieł Dostojewskiego z 1934 r., tom III, str. 20):

"W sztuce tkwi jakaś tajemnica, która powoduje, że forma epicka nigdy nie znajduje dla siebie odpowiednika w formie dramatycznej. Jestem skłonny wierzyć, że dla różnych rodzajów sztuki istnieje odpowiadający każdemu z nich odmienny rząd reguł poetyckich, powodujący że ta sama myśl nie może być nigdy wyrażona w innej, nie odpowiadającej jej formie".

Po tym zdecydowanym stwierdzeniu Dostojewski łagodzi jednak nieco swój negatywny sąd:

"Rzecz będzie się miała inaczej, jeżeli maksymalnie przepracuje pan i zmieni powieść, zachowując dla przeróbki na dramat jedynie któryś z epizodów, lub wykorzysta pan podstawową ideę, zmieniając całkowicie treść'".

Tyle Dostojewski. Jak widać, miał pełną świadomość różnic strukturalnych dzielących dzieło literackie od dzieła sztuki teatralnej. To pierwsze realizuje się na niczym (przynajmniej teoretycznie) nie ograniczonym polu wyobraźni czytelnika, drugie zaś stanowi redukcję do zmysłowo sprawdzalnego, ukonkr0etnionego obrazu w zamkniętej przestrzeni scenicznej. Przenoszenie na scenę powieści musi odbywać się kosztem tej ostatniej, pozostaje jedynie dokonać rachunku strat i zysków, by stwierdzić opłacalność przedsięwzięcia.

Dostojewski z dawien dawna kusił adaptatorów, reżyserów teatralnych i filmowych. Dziś, gdy minęło właśnie 150 lat od jego urodzin, a 90 - od śmierci, fascynacja jego pisarstwem nabiera szczególnego smaku. Z niej rodzą się kolejne próby uteatralnienia Dostojewskiego, jak chociażby, wystawiana aktualnie przez dwa teatry w Polsce adaptacja "Biesów", dokonana w 1959 roku w Theatre Antoine w Paryżu przez Alberta Camusa.

Literaturze współczesnej jest Dostojewski szczególnie bliski. Uważa się go za jej najwcześniejszego prekursora. Pozostając pozornie w konwencji realistycznej, drąży on naturę ludzką na takiej głębokości, gdzie zanika obiegowa dosłowność rzeczy, przewartościowują się znaczenia i hierarchie. W odczytaniu intencji, jakimi kierują się jego bohaterowie, tradycyjna logika i psychologia staje się bezużyteczna jak fizyka newtonowska przy badaniu przestrzeni kosmicznych.

W kreowanym przez Dostojewskiego okrutnym obrazie świata, w jego zawęźleniach i mrocznych zakamarkach, w niemożliwości realizacji szczytnych dążeń i konsekwentnych postaw moralnych - odnajduje człowiek współczesny tyle tonów współbrzmiących z jego gorzkimi doświadczeniami, że pisarstwa tego nie traktuje jako dokumentu przeszłości. To dzień dzisiejszy przemawia z kart powieści pisarza rosyjskiego.

Stanisław Brejdygant, reżyser i aktor wierny formule teatru intelektualnego, nie po raz pierwszy już daje wyraz swej szczerej fascynacji Dostojewskim. Nie sięga przy tym po mocno już wyeksploatowaną scenicznie "Zbrodnię i karę", czy "Braci Karamazow", lecz po "Idiotę". Motywując ten kierunek swej pasji adaptatorskiej, pisze Brejdygant w programie teatralnym, że Dostojewski jest pisarzem "par excellence dramatycznym". Twierdzi dalej, iż jego dialog powieściowy i rozwiązania sytuacyjne są znakomitym materiałem dramaturgicznym.

W tym miejscu Brejdygant upraszcza trochę sprawę. To fakt, że akcja powieści Dostojewskiego zwykła układać się w szeregi dużych scen niemal teatralnych (wspomnijmy choćby pełną dramatycznych napięć scenę w celi starca Zosimy w "Braciach Karamazow"!). Ale to pozorna teatralność, wymagająca jakiegoś teatru idealnego, który nie narzucałby się widzowi arbitralnym kształtem scenicznych rozwiązań. Każda adaptacja teatralna powieści Dostojewskiego będzie od niej uboższa, zbyt cielesna i behawiorystyczna.

Tak jest i z teatralnym "Idiotą", choć reżyser wypreparowuje akcję z realistycznego kontekstu, operując ciemnym tłem i reflektorami przebijającymi tę ciemność niby sondy zapuszczone w mroki psychiki ludzkiej. Zbyt wiele uwagi musi jednak przy tym poświęcić przekazowi skomplikowanych treści powieściowych, których nadmiar przytłacza miejscami przedstawienie w Teatrze Nowym.

Broni się przed tym Brejdygant eliminowaniem niektórych wątków, lub ich upraszczaniem. Nie zawsze jest jednak dość konsekwentny w skrótach, pozostawiając w tekście ułamki pousuwanych wątków. Tak ma się rzecz np. z opowiadaniem o umierającym na gruźlicę Hipolitem (w powieści jest to wątek, bardzo rozbudowany), lub z relacją z gry, jaką Ferdyszczenko przeprowadził z generałem Jepanczynem i Tockim, polegającej na licytowaniu się popełnionymi w życiu nikczemnościami.

Moje wadzenie się z Brejdygantem jako adaptatorem może wywołać wrażenie, że źle oceniam przedstawienie w Teatrze Nowym. Nic biedniejszego! Polemizuję z reżyserem z pozycji pełnej szacunku i uznania dla jego ambitnego zamierzenia i niemniej ambitnej realizacji. Uważam natomiast, że w konfrontacji z pisarstwem Dostojewskiego mógł tylko przegrać. To honorowa przegrana.

Trudno przecenić ciężar, jaki spoczął na barkach głównych wykonawców, a przede wszystkim na odtwórcy roli księcia Myszkina - Andrzeju Mayu - i Parfiena Rogożyna - Bogusławie Sochnackim.

Andrzej May, skoncentrowany psychicznie i kontrolujący jakby każde słowo wypowiadane i najdrobniejszy ruch, ma do odnotowania kolejne znaczące dokonanie aktorskie. Postać "bożego głupca", w jej naiwnej prostocie i chorobliwym poszukiwaniu prawdy absolutnej choćby za cenę unieszczęśliwiania innych, tworzy May precyzyjnie, zróżnicowanymi środkami aktorskimi. Może tylko chwilami niepotrzebnie dominuje u niego gest romantycznego bohatera, do którego księciu Myszkinowi tak przecież daleko!

Wysokim kunsztem aktorskim błysnął Bogusław Sochnacki, ukazując pasmo udręczeń, jakim poddawany jest Rogożyn - jedna z mimowolnych ofiar Myszkina. Aktorowi udało się wydobyć plastycznie złożoność uczuć, jakimi targany jest Rogożyn, i odpowiednio nasilać ekspresje aż po wstrząsające wyciszenie końcowe. To duża rola Sochnackiego!

Izabella Pieńkowska, piękna w roli kolejnej ofiary - Nastazji Filipownej, włożyła wiele wysiłku, by godnie nadążać za wiodącą dwójką aktorów. Nadużywa jednak przy tym chyba mimiki swej i tak wyrazistej twarzy.

Rolę Agłaji zagrała z prostotą Ilona Bartosińska. Z epizodycznych postaci wyróżniał się Ryszard Dembiński (Lebiediew) i Zbigniew Nawrocki (Fedryszczenko).

Na przedstawienie "Idioty" zwrócić chciałoby się uwagę wszystkich miłośników dobrego ambitnego teatru!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji