Artykuły

Fascynująca banalność

"Nie, bez ciebie przecież / już nie umiem żyć / Banalniejszych słów nie może być / (...) Jak ja sobie radę z moją klęską dam / obróconą w banał porzuconych dam / Nie, ja nie uwierzę, że nie wrócisz i / będę czekać do końca mych dni".

Te polskie słowa, ułożone przez Jeremiego {#au#556}Przyborę{/#} do melodii z filmu "Parasolki z Cherbourga" mogłyby być mottem spektaklu, w którym Krystyna Janda opowiada historię Moniki - bohaterki powieści Simon {#au#1396}de Beauvoir{/#} "Kobieta zawiedziona". Zawód Monice sprawił mąż, który po wielu latach małżeństwa porzucił ją dla innej. Monika w dzienniku zapisuje uczuciowy dramat kobiety, która nie możne pogodzić się z losem, ponieważ swojego mężczyznę wciąż bardzo kocha. Miłość to śmieszna, głupia, szalona, ale prawdziwa.

Magda Umer, reżyser przedstawienia, wymyśliła dla Krystyny Jandy teatralną sytuację, w której niewiele aktorek w ogóle zgodziłoby się wystąpić. A jeszcze mniej wyszłoby z niej obronną ręką. Janda stoi przy mikrofonie na wielkiej, prawie pustej scenie Teatru Powszechnego. Czasami odejdzie na parę kroków. Nie ma żadnego rekwizytu poza sweterkiem, który zdejmuje, by potem włożyć go z powrotem. Z tyłu za aktorką umieszczono wielki ekran. Monotonnym, maszynowym pismem wystukiwane są w nim daty kolejnych zapisków w dzienniku Moniki, czasem jakieś zdania.

Gdy Janda mówi monolog swej bohaterki na ekranie pojawia się zbliżenie jej twarzy. Widz właściwie nie wie na co patrzeć: na aktorkę na scenie czy na jej filmowy obraz. Monolog uzupełniają piosenki - same największe francuskie szlagiery, do których polskie teksty oprócz Przybory napisał Wojciech Młynarski. Wprawne ucho rozpozna: "Jesienne liście" Juliette Greco, "C'est si bon" Erthy Kitt, "N'est me qui te pas" Brela, melodię z filmu "Kobieta i mężczyzna", i jeszcze piosenki Aznavoura, Jo Dassina, Salvatore Adamo.

To wszystko razem trwa dwie godziny. Teatralnie, wydawałoby się, nie do wytrzymania. A do tego historia, którą Janda opowiada - do bólu banalna i sentymentalna. De Beauvoir pokazuje babską psychologię w taki sposób, że chyba same kobiety muszą zgrzytać zębami. Zwłaszcza jeśli ich kłopoty z mężami często są bardziej prozaicznej natury. A jednak spektakl w Powszechnym się ogląda! Patrzy się po prostu na Krystynę Jandę, która w fascynujący sposób nasyca opowieść Moniki czymś, co znów banalnie można nazwać: prawdą uczuć. Janda żyje swą bohaterką. Bez nadmiernej wszakże ekspresji przedstawia huśtawkę emocji opuszczonej kobiety: przygnębienie, które na chwilę zamienia się w nadzieję na odzyskanie miłości, a potem rozpaczliwa szamotanina, złość, rezygnacja, coraz większy smutek, wreszcie poczucie samotności.

Łzy Jandy są najprawdziwsze. Ale czasami jej bohaterka zdobywa się na autoironię i wtedy na twarzy pojawia się grymas uśmiechu. To jasne: ta historyjka pod pozorami psychologicznej głębi kryje w istocie proste prawdy sentymentalne. Ale przecież takie rzeczy również bardzo lubimy. Nie tylko panie. Filozoficzne pisma Jean Paul {#au#940}Sartre'a{/#}, życiowego partnera Simon de Beauvoir, zostawmy na inny wieczór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji