Artykuły

Labirynt władcy

"Antygona" na sopockiej scenie rozgrywa się cała w pałacu Kreona, może jego podziemiach? Scenografia Jadwigi Pożakowskiej ukazuje kamienne mury zdające się przytłaczać swym ciężarem. Mamy wrażenie klaustrofobii; ściany zwężają się, prowadząc do centralnego wejścia, zamykającego się tuż po wpuszczeniu kolejnej osoby dramatu. Wydaje się, że jesteśmy w labiryncie, gdzie oczekuje, zamiast mitycznego potwora, Kreon. Wszechobecna jest straż, w niej władca szuka odparcia, lecz przecież i on jest więźniem labiryntu i on nie znajdzie wyjścia.

Tragedia Sofoklesa zagrana jest w przekładzie Stanisława Hebanowskiego. Wyreżyserował ją Marek Okopiński, związany długoletnią twórczą pracą i przyjaźnią ze zmarłym niedawno Hebanowskim. Wśród wielu określeń przepijających się w mniej lub bardziej właściwych wspomnieniach pośmiertnych przewijało się jedno: poeta teatru. Przekład "Antygony" brzmiący bardzo poetycko, a jednocześnie bardzo współcześnie, pozwala mam przypomnieć sobie tę niezwykłą osobowość.

Dla tego tekstu mówiącego wprost do nas, w sposób bardzo osobisty, trzeba było znaleźć teatralną formę. Reżyseria Okopińskiego punktuje starcia między osobami, charakterystyczne, że większość postaci zdaje się być fizycznie przytłoczona potęgą pałacu. Taką właśnie widzimy w pierwszej scenie Antygonę. Starcie z Ismeną czyni ją od razu samotną, drobną dziewczyną skuloną u podnóża schodów może tylko przeciwstawić swój krzyk murom. Dorota Kolak osiąga ogromne napięcie emocjonalne, co natychmiast przyjmuje młoda publiczność. To Antygona, z trudnem hamująca napięcie, wibrująca jak napięta struna. Owładnięta jest pragnieniem ofiary. Jej bunt może się wyrazić tylko egzaltacją śmierci. Interpretacja ta zyskuje prawdę, kiedy ta bohaterska maska pęka. Z prawdziwą zgrozą odpycha Ismenę (Sławomira Kozienice), kiedy ta wprawia się w trans i gotowa jest dorównać jej w śmierci. Wreszcie do głosu dochodzi instynkt życia, lęk przed śmiercią, żal nad własną młodością. Szare mroki pałacu rozświetla wtedy skupiony na Antygonie krąg światła.

Jeszcze raz pojawi się światło, żywy płomień w rękach przodownicy Chóru. Tę istotną rolę gra Halina Winiarska. Jest to postać wszechobecna na scenie, komentująca akcję, lecz daleka od beznamiętnego spokoju. Daleka od hieratyczności; to po prostu postać matki bolesnej, tak bliskiej naszej kulturze. Komentarz do wydarzeń niesie także muzyka Romana Nowackiego, śpiew Chóru. Kobiece postaci Chóru przemawiają śpiewem i pięknie skomponowanym przez Alicję Boniuszko tańcem. Wyrażają przerażenie, żal, błaganie i nadzieję. Stają się znikającą barierą między światem żywych a umarłych. Za ich sprawą płynny korowód cieni otoczy Kreona w zakończeniu.

Z kim walczy Antygona w tym przedstawieniu? Kreon w interpretacji Jerzego Kiszkisa nie wierzy w racje moralne, nie wierzy w bogów. Wierzy tylko we władzę, którą właśnie zdobył. Tak zagrany Kreon bada pilnie wzrokiem reakcje otoczenia. Reaguje nieomylnie na jedno tylko słowo "śmierć". Tchórzliwy i histeryczny gotów jest mnożyć represje, aby złamać wszelki opór. Samotny jest od początku. W zakończeniu jest opuszczony. Zdejmuje królewską opaskę, jakby mogła się zacisnąć na jego głowie. Pokonany tyran na pobojowisku. Cała racja w tym przedstawieniu jest po stronie Antygony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji