Artykuły

W kręgu legendy

Przedstawienie "Balladyny" Słowackiego na scenie Teatru "Wybrzeże" w reżyserii Marka Okopińskiego ujęte jest w ramy komentarza Poety (Jacek Mikołajczak). Publiczność jubileuszowej czwartkowej premiery z pewnym zdumieniem zobaczyła postać wziętą romantycznego, jak ożywia przed naszymi oczami scenę, a potem żegna ulatującą Goplanę (Dorota Kolak). Warto może przypomnieć, że wprowadzenie odautorskie pochodzi z listu do Zygmunta Krasińskiego. A kończąca przedstawienie scena jest I aktu V. Nie jest to tylko kaprys reżyserski; gdańskie przedstawienie mówi tak nadziejom poety, że "...Balladyna wbrew rozwadze i historii zostanie królową polską". Historia Balladyny nawiązująca do "Makbeta" Szekspira, nie zostaje pozbawiona i tych skojarzeń. Bezpośrednio jednak umieszczona jest w kręgu legend i mitów prasłowiańskich - Gopła i pierwszych królów z chat krytych słomą.

Tak też sytuuje dramat scenografia Jadwigi Pożakowskiej. Uniwersalne miejsce akcji łączy w jedno świat leśnych dziwów gdzie działa świat półpogańskich czarów, z terenem okrutnych rozgrywek o władzę. Otoczona pochylonym drewnianym ostrokołem przestrzeń ma za punkt centralny ogromny, spróchniały pień drzewa. Rozdwojona sylwetka drzewa, symbol leśnej władzy Goplany, będzie także sugerować bramę triumfalną - tron, jaki osiągnęła Balladyna.

Ta przestrzeń stwarza tez możliwość dla efektownych scen widowiskowych, jak piękna scena swatów, nagrodzona oklaskami galopu Grabca w łopocącym płaszczu króla dzwonkowego ku zamkowi Kirkora. Czy też szykujących się do śmiertelnego starcia dwóch obozów. Co najważniejsze, siła magiczna poezji Słowackiego przemówiła raz jeszcze. Nieodmiennie budzi grozę scena Balladyny (Małgorzata Ząbkowska) i Aliny (Izabela Orkisz) w lesie. Scena zabójstwa siostry odegrana została tak, jakby zmęczona Balladyna z góry uginała się pod brzemieniem jaki - w swoim przekonaniu - musi popełnić. Reszta była już więc tylko uleganiem raz wybranemu przeznaczeniu. Interpretacja ta jest konsekwentna, razi jednak pewną monotonią.

Tak się staje, że na plan pierwszy w tym przedstawieniu wysuwa się rola Matki w interpretacji Haliny Kosznik-Makuszewskiej. Zgodnie z tekstem, oglądamy wiejską staruszkę, która pozornie nie ma w sobie nic patetycznego. Podziwiać można umiejętność stworzenia sylwetki (a i charakteryzację) starej kobiety, pochylonej wiekiem i pracą, ze zwieszającymi się bezwładnie rękami. To Matka pokorna w swojej ślepej miłości. Jej odruchy buntu, czy gniewu przełamują się w bezbronnym płaczu. Prawda literatury splata się tu z prawdą życia, bo po prostu ta rola wzrusza do łez. Nie zabrakło tego, co jest ironią, dowcipem Słowackiego, świadomym kontrastem nastrojów. Przede wszystkim bawi Jerzy Dąbkowski jako Grabiec, kiedy to mile zdziwiony własnym rozsądkiem, wykłada racje. Niespodziewanie wiele tona komediowego wnosi Goplana Doroty Kolak, wcale nie z mgły i galarety, jak uważa Grabiec, ale iskrząca się żywotnością i śmiało dążąca do zaspokajania swoich apetytów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji