Artykuły

Debiut w mieście wampirycznym

Warszawie reżyseruje po raz pierwszy. W Teatrze Dramatycznym przygotowuje "Powrót Odysa" Stanisława Wyspiańskiego.

Premiera najnowszego spektaklu Krystiana Lupy odbędzie się za tydzień. Wystąpią m.in.: Adam Ferency, Aleksandra Konieczna. Marcin Dorociński. Jolanta Fraszyńska, Waldemar Barwiński i Sławomir Grzymkowski.

DOROTA WYŻYŃSKA: Jak to się stało, że dopiero teraz debiutuje Pan w Warszawie. Świadomie stronił Pan od tego miasta, czy to przypadek?

KRYSTIAN LUPA: Nigdy nie przepadałem za ruchliwym życiem artystycznym. Wiążę się z jednym miejscem, które jest dla mnie gniazdem, i tam tworzę. Takim moim gniazdem był Stary Teatr w Krakowie.

Ale to prawda, że stroniłem od Warszawy. Jako młody reżyser odniosłem wrażenie, że jest ona niebezpiecznym miejscem dla młodych artystów. Miejscem w jakiś sposób wampirycznym. Ściąga ciekawych ludzi, żeby ich pospiesznie wyeksploatować. Obserwowałem, jak moi koledzy młodzi reżyserzy wykolejali się w Warszawie. Wymyśliłem sobie, że ja nie dam się nabrać. To młodzieńcze postanowienie przerodziło się w przesąd. Miał Pan dużo propozycji pracy w Warszawie?

- Bardzo dużo, ale zawsze odmawiałem.

Wreszcie Pan uległ?

- To był zmasowany atak. Przemówiły do mnie różne względy, przede wszystkim pomysł na "Powrót Odysa" Wyspiańskiego, którego nie chciałem realizować w Starym Teatrze w Krakowie. Nie ma to związku z zaistniałą w Starym Teatrze konfliktową sytuacją. Pomysł na "Odysa" w Dramatycznym zrodził się wcześniej, przed tzw. wydarzeniami w Starym.

"Powrót Odysa" realizował Pan w Starym Teatrze w 1981 roku.

- Lubiłem tamten spektakl, był mi bliski. Ale już przed premierą miałem chęć zmierzyć się z tym tekstem po raz drugi. Wtedy byłem zauroczony sposobem, w jaki pojmował i przekazywał antyk Pier Paolo Pasolini. Nie odtwarzając kostiumu ani zachowań antycznych, odwoływał się do elementów kultur, które mają w sobie podobną energię co antyk. Poszedłem tym tropem. Ale tuż przed premierą oglądałem akurat "Stalkera" Tarkowskiego. Film pozornie nie na temat, zainspirował mnie. Właśnie po nim zrozumiałem, że w tamtym "Powrocie Odysa" nie udało mi się dotrzeć do istoty tego, co chciałem przekazać. Jednak było już za późno, żeby wprowadzić generalne zmiany. Wtedy obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś sięgnę po ten tekst.

Po wieloletniej pracy nad literaturą obszaru niemieckojęzycznego: Musilem, Bernhardem, Brochem..., powraca Pan do literatury polskiej, która była w kręgu zainteresowań podczas Pana pierwszych realizacji. Dlaczego tyle lat "Powrót Odysa" musiał czekać na swój powrót?

- Doświadczenie z literaturą niemieckojęzyczną było długotrwałym procesem. Czy ten powrót do "Powrotu Odysa" jest jakimś moim generalnym powrotem? Czy w ten sposób znajdę drogę ku innym materiałom literackim? Nie wiem. Mam poczucie, że pewien etap mojej drogi się zakończył. Jest to powiązane z innymi cyklami związków międzyludzkich, cyklami mojego życia.

Na początku obawiałem się, czy ten powrót do "Powrotu Odysa" nie będzie takim pomysłem, po którym wiele się oczekuje, a później nie przychodzi nic innego jak automatyczne powtórzenie.

Miałem obawy, że nie uda mi się wyzwolić z tamtego myślenia o Wyspiańskim i antyku. Na próbach prosiłem aktorów: "Ratujcie mnie, kwestionujcie moje pomysły". Wiele im zawdzięczam. Jedno już wiem - na pewno udało nam się zacząć nową przygodę. Wtedy był Pan bliski Pasoliniemu, a teraz?

- Szczerze mówiąc ta zasadnicza myśl Pasoliniego, żeby do antyku docierać przez elementy współczesne, pozostaje nadal żywa. Tyle że wtedy zainspirowany Pasolinim szukałem np. w kulturze arabskiej, a teraz próbuję odczytać antyk poprzez to, co dokonuje się w zjawiskach tzw. kultury masowej, w subkulturze, kontrkulturze itp.

Wyspiański, pisząc "Powrót Odysa", korzystał z niewyczerpanego wówczas rezerwuaru erudycji antycznej. Literatura, malarstwo za jego czasów inspirowały się antykiem. Nie sposób było być człowiekiem kultury, nie obcując z mitologią. A dziś antyk nie żyje. Odniesienia mitologiczne przestały być czytelne. Dziś nawet wykształcony człowiek o kulturze antycznej wie niewiele...

Jak wobec tego pomóc mu w odczytaniu tego dramatu?

- Jeżeli uda mu się zedrzeć tę pierwszą łuskę, która w jakiś sposób przeszkadza w głębszym, osobistym odczuwaniu. "Powrót Odysa" mówi o sprawach nieśmiertelnych. To dramat wędrówki ludzkiej. To opowieść o doświadczaniu podróży, zwątpieniu, które przychodzi w trakcie drogi. Wędrówka nagle obnaża ludzką niedojrzałość. Przychodzi tęsknota, nostalgia, poczucie grzechu i cierpienia, na które naraziliśmy bliskich. Trzeba wrócić.

Sam mit Odyseusza niewiele dziś nam mówi. Stąd próbowałem na scenie pokazać coś, co dzisiejszemu widzowi być może skojarzy się z z tymi grupkami młodych ludzi, którzy koczują gdzieś z dala od domu, grają na bębnach, piją, zażywają narkotyki, czekają na nadejście Boga, szukają sensu życia... Odczuwają obcość świata, kiedy wracają z podróży w marzenie, sen, fikcję.

Czy w warszawskim teatrze pracuje się inaczej niż w Krakowie?

- Kiedy uda się stworzyć aurę pracy, podnieść temperaturę spotkań, zarazić nie tylko ambicją, ale tez dręczącymi problemami, jeśli aktorzy wejdą w tę grawitację, nie jest dla mnie ważne, czy odbywa się to w Warszawie, czy w Krakowie.

Mam wrażenie, że to komfort pracy w starym Teatrze z partnerami, z którymi dogaduję się już w pół słowa, bywa niebezpieczny. Tam aktorzy doskonale znają mój gust i wiedzą, w jaki sposób można mnie szybko zadowolić. Ale to nie jest do końca pozytywne zjawisko. Nowy zespół, nowe niemożności, nowy opór, nowa konstelacja wspólnej nieudolności okazuje się bardzo twórcza. Nieudolność na początku pracy jest błogosławieństwem, to pozytywny objaw. Aktor, który boi się być nieporadny na próbach, skazuje reżysera na szybkie zakończenie poszukiwań.

Tadeusz Nyczek w tekście poświęconym Pana twórczości zadał kiedyś pytanie: "Jak się miewa aktor w teatrze malarza?".

- Nie czuję się malarzem. Nigdy nie byłem malarzem z krwi i kości. Dużo rysowałem, ale nie było to rysowanie dla rysowania, raczej ilustracja fantazji. Rysunek był mi potrzebny, żeby konstruować, ucieleśniać fantazje. Ale studiował Pan w Akademii Sztuk Pięknych.

- Właśnie w Akademii Sztuk Pięknych zrozumiałem, że nie jestem urodzonym malarzem. Zresztą w teatrze strona plastyczna jest dla mnie drugorzędna.

Spektakl jest piękny plastycznie, kiedy aktorzy zrozumieją determinacje przestrzenne swoich postaci. Poczucie brzydoty, nieporządku czy nijakości spektaklu jest moim zdaniem efektem ukrytego błędu w odkrywaniu dla aktora i przez aktora przestrzeni. Dużą rolę w Pana spektaklach odgrywa zawsze muzyka.

- Ją również traktuję jako drogę do objawień. Kompozytor powinien być partnerem aktorów w dochodzeniu do tajemnicy. To on daje aktorom aurę, rytm. Muzyką uwidacznia aktorowi przestrzeń zdarzenia. Pozwala uniknąć fałszu. Aktor wspomagany muzyką wchodzi w swoisty trans. Używam słowa trans nie w znaczeniu ekstremalnych przeżyć. Myślę, że bywają transy mniejsze: ciche, delikatne, kiedy człowiek czuje się prowadzony, wie, w którą stronę zmierzać.

Trans jest dla mnie symbiozą - harmonią subiektywnego wnętrza z tym, co na zewnątrz...

Muzyka cały czas nas otacza, jest ukryta w atmosferze dnia. Przychodzi wieczór, jesteśmy np. w sadzie, i mamy wrażenie, że to, co dochodzi do nas jako wrażenie świata, jest właśnie muzyką. Żeby ten stan wyrazić, najprościej byłoby zaśpiewać. Tak robili ludzie pierwotni. Muzyka w naszym życiu jest obecna nieustannie, myśmy ją tylko uciszyli.

Jaka muzyka zabrzmi podczas "Powrotu Odysa" w Teatrze Dramatycznym?

- Muzykę pisze Jacek Ostaszewski, z którym wielokrotnie współpracowałem. Tym razem odwołuje się do swojej przeszłości i tego, co grał z Osjanem.

Na próbach muzyka jest nieustannie obecna. Jest z nami Milo Kurtis, od lat związany z Osjanem, Grek z pochodzenia, który, jak nam powiedział, sam czuje się Odyseuszem. Dba o to, żeby materia dźwiękowa popychała nas w trans. Aktorzy też poczuli, że bez tej warstwy muzycznej są sparaliżowani, a jej obecność to skok w zmysłowość.

Wyobrażamy sobie ten dom Odysa jako subkulturowe gniazdo, miejsce ludyczne, gdzie ludzie zgrupowani są wokół jakiegoś wspólnego przeżywania, ni to zabawy, ni to rytuału...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji