Artykuły

O miażdżeniu żeber bez gorączki

"Tektonika uczuć" w reż. Julii Wernio w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

W Teatrze Dramatycznym - "Tektonika uczuć" wedle tekstu E.E. Schmitta a w reżyserii Julii Wernio. To historia skomplikowanych układów damsko-męskich (...) Szkopuł tylko w tym, że tekst Schmitta jest niekiedy zbyt łopatologiczny, przegadany, oczywisty. W rezultacie są momenty w Węgierce, że opowieść płynąca ze sceny staje się tak banalna i płaska, że aż nie do zniesienia. Ale to raczej tylko momenty niż całość. Spektakl w sumie się broni - głównie za sprawą niezłych aktorskich interpretacji.

Oto Ona i On, Diane i Richard (Maria Pakulnis i Piotr Dąbrowski, na równym poziomie odgrywający i uczucie, i nieszczerość jednocześnie, między dwojgiem swoich bohaterów). Ona jest kobietą sukcesu, silną osobowością (...) On o nią nieustannie zabiega. Któregoś dnia, gdy Ona jest już gotowa na legalizację związku, dopadają ją wątpliwości (...) Diane decyduje się na mały eksperyment: podpuszcza Richarda, sugeruje, że nie ma między nimi już tej iskry jak kiedyś, co dalej więc? I nieoczekiwanie dostaje cios - Richard się cieszy, dziękuje Jej, że odważyła się nazwać to, co jest między nimi; słowem miłość uleciała, trzeba się z tym pogodzić, ale przecież zawsze możemy zostać przyjaciółmi, czyż nie? - mówi z ciepłym uśmiechem mężczyzna. Zdruzgotana Diane wymyśla szatańską intrygę, czy może raczej anielską, skoro rzekomo chce przy okazji pomóc jeszcze komuś...

Tak się zaczyna emocjonalna gra między kochankami, która przyniesie więcej zgliszcz niż rzeczywistego zwycięstwa. I tyle właściwie napisać możemy o treści, by nie pozbawić widzów efektu niespodzianki (...)

Wszelki fałsz wyczuwa na odległość Rodika (świetna rola Aleksandry Maj), rumuńska prostytutka, która Diane prosi o pewną brzemienną w skutki przysługę. Rodika zna życie, jest nieufna, nie wierzy nikomu, nie ma złudzeń, by ktoś chciał jej pomóc bez ukrytego celu. I to ona właściwie najszybciej rozszyfruje emocje Diane. Zupełnie na innym biegunie jest młodziutka podopieczna Rodiki - słodka i smutna Elina, niewinna ofiara handlu żywym towarem (ciekawa rola Katarzyny Mikiewicz; gdy przejmująco recytuje fragment poezji po francusku, można się w tej melodii zasłuchać, i nawet nieważne jest już, czy francuski znamy, czy nie).

Ale absolutną faworytką spektaklu jest, sądzę, starsza pani Pommeray, matka Diane. To triumfalny powrót na scenę Alicji Telatyckiej, znakomitej emerytowanej aktorki Teatru Dramatycznego. Jej rola to rzemiosło najwyższej próby: niby od niechcenia, podane z lekkością, prostotą, ale wyjątkowo sugestywne. W każdym geście, minie, sposobie mówienia widać tzw. starą szkołę. To postać pełnowymiarowa - i nieustannie zaskakująca. Zmienia się na oczach widza: ze staroświeckiej, pełnej wdzięku starszej pani - w małą psotną dziewczynkę, która potrzebuje wiecznego zainteresowania, najlepiej przystojnego mężczyzny, bo "przy nich nie myśli o śmierci". Z matki, która jest dla swej córki przyjaciółką, podpowiadającą jej sposoby na mężczyzn - w matkę, która córką jest zawiedziona i - nawet jeśli gniew trwa tylko moment - wyrzekającą się jej.

Przemian w przedstawieniu jest zresztą wiele - inna jest też pod koniec spektaklu Diane, kiedy z pełną świadomością odkrywa jakąś część prawdy o sobie (...)

To też rzecz o pysze i oszukiwaniu samego siebie. I o tym, że zemsta ulgi nie przynosi, a raczej mściciela wyjałowi.

Całość w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji