Artykuły

Sukces "Poskromienia złośnicy"

Inscenizacje tej wczesnej komedii Shakespeare'a lekceważą najczęściej jad wydobywający się spod niewinnej powłoki. Zaś brutalność głównych bohaterów służy zwykle do wyrazistego poprowadzenia roli, podsuwając aktorom łatwe efekty. Sztuka zaczyna niepokoić wtedy, gdy rozpoznajemy w niej opowieść o przemocy, terrorze jako metodzie niszczenia podmiotowości. Metodzie stosowanej nie tylko w damsko-męskich układach.

Rzecz o manipulacji

"Poskromienie złośnicy" - w starym już i dość ciężkim przekładzie Macieja Słomczyńskiego - Anna Polony wyreżyserowała z prologiem, wprowadzając na scenę trupę komediantów. Nadbudowanie jeszcze jednego piętra teatru wywołuje efekty zgoła komiczne, jak choćby "gotowanie się" aktorów sprowokowanych prostackimi reakcjami Krzysztofa Ukradka-widza. Ale tutaj chodzi o coś więcej - w prologu po raz pierwszy zarysowuje się sytuacja zniewolenia. Pan zabawia się okrutnie kosztem pijanego Ukradka, wprowadzając go do swoich komnat i wmawiając szaleństwo. Protest przerażonego pacjenta szpitala psychiatrycznego:

"Chcecie uczynić ze mnie szaleńca?

Nie jestem przecież szalony"

- nie jest w stanie mu już pomóc. Idźmy więc dalej.

"Idźmy, jeżeli zaszliśmy aż tutaj.

Niech będzie księżyc, słońce, czy co zechcesz.

A jeśli zechcesz to nazwać kagankiem;

Będzie i dla mnie kagankiem;

przysięgam"

- te słowa wypowiada już poniżona, głodzona i wyczerpana drogą Katarzyna. Poskromiona złośnica, pogodzona z bytem niewolnicy żona Petrucchia. Godząc się na swoje szaleństwo, dzieli los Ukradka. W tej wesołej farsie, przerywanej co chwilę gromkim śmiechem widzów, brzmią one dziwnie serio i... tragicznie. I wreszcie finałowa scena z monologiem-kazaniem, sankcjonującym bezgraniczne posłuszeństwo żony równe temu, które winien poddany monarsze. Doskonała, opierająca się wszelkiemu zaszufladkowaniu, Dorota Kolak podaje ten tekst niezwykle teatralnie, na granicy fałszywego wczuwania się. Karcący ton groźnie potężnieje, twarz zastyga w znajomym grymasie. Wydaje się, że słuchamy Gomułkowskiego przemówienia, piętnującego "nikczemnych, nędznych buntowników, niewdzięcznych zdrajców najlepszego pana". Przemoc lubi demonstrować swoją ludzką twarz, szafując hasłami miłości i dobroci. Nieważne, czy mamią one całe społeczeństwa, czy tylko krnąbrne żony. Bo chodzi o moment, w którym sami wyrzekamy się swojej wolności. Poddajemy się czyjejś manipulacji.

O tym wszystkim mówi się jednak nie rezygnując z warstwy komediowej. Ba, ona również służy za narzędzie manipulacji, tym razem wypróbowanej na widzu. W Szekspirowskim świecie trwa nieustanna maskarada, pełno tutaj przebierańców i aktorów. Mnożą się piętra teatru, podatnego na deklamatorski styl i nadmiar patosu. Każda postać ma coś do ukrycia, jakiś trujący kompleks, chętnie więc nakłada kostium i gra. Odrzucona Katarzyna zazdrości Biance zalotników i miłości ojca. Petrucchio w interpretacji Jacka Mikołajczaka ma kompleks wielkiego mężczyzny. Fizyczną przemoc może okazać wobec Kasi, spełniając się jako pogromca zwierzyny, rasowy samiec. Nie przestaje kokietować nas swoim błazeństwem, ćwiczyć aktorskie gesty.

Podobał się bardzo Stanisław Michalski jako zgrzybiały zalotnik Bianki, pantalone Gremio, typowa maska komedii dell'arte. Komizm postaci wyprowadził z jej jarmarcznego rodowodu. Podobnie zwinny, przebiegły Biondello Sławomiry Kozieniec i ociężały, nieco gamoniowaty Grumio Igora Michalskiego.

W pomyśle scenograficznym Marek Braun wykorzystał sytuację zarysowaną w prologu - przedstawienie grane jest przez wędrowną trupę aktorów w domu Pana. Tworzone jest więc z najprostszych elementów. Olbrzymia szafa, pozbawiona drzwi, przypomina mansjon albo pojedynczą celkę. Opuszczenie tylnej zasłony sugeruje plac przed domem, jej podpięcie przenosi akcję do wnętrza. Ta umowność jest niezwykle pomysłowa i konsekwentna. W kostiumach nawiązał scenograf do stylu epoki.

Piękne to i mądre przedstawienie. A że w recenzencką robotę wpisana jest, niestety, manipulacja, namawiam - dla dobra, rzecz jasna, miłych Czytelników - do obejrzenia nowej inscenizacji "Poskromienia złośnicy".

Teatr Wybrzeże, "Poskromienie złośnicy" Wiliama Shakespeare'a w przekładzie Macieja Słomczyńskiego. Reżyseria: Anna Polony, współpraca reżyserska i opracowanie muzyczne: Józef Opalski, scenografia: Marek Braun. Premiera 28 marca w Teatrze Kameralnym w Sopocie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji