Dramat luster
U podstaw teatru Geneta leży przekonanie o braku tożsamości ontologicznej człowieka. Genet jest w tym sensie duchowym krewniakiem Gombrowicza, Pirandella i Rimbauda. Świadomość schizofreniczności natury ludzkiej pociąga za sobą dalsze konsekwencje: obok poczucia istnienia jako własne i innych wyobrażenie o sobie, rodzi konieczność gry, roli, maski, konwencji - krótko mówiąc: formy. Stąd już bardzo blisko do koncepcji świata jako teatru w duchu Calderona i Szekspira. Francuski dramaturg wybiera teatr, ponieważ kłamstwo i sztuczność są wpisane w jego istotę, fałsz sceny jest oczywisty i jawny.
Względność i gra pozorów "Pokojówek" zafałszowuje akcję, tak że -jak by to powiedział Gombrowicz - nie wiemy kto kogo. Postaci przeglądają się w sobie, podszywają wzajemnie pod siebie - odgrywają swoistą maskaradę. Kategorią nadrzędną w tym teatrze złej woli, jak go nazwał Jan Błoński, jest zwierciadlane odbicie. Na tej mało oryginalnej, ale sugestywnej metaforze oparli się realizatorzy sopockiej premiery na Scenie Kameralnej.
Przestrzeń buduaru wyznaczona scenografią Małgorzaty Szydłowskiej każe aktorom kontrolować się bezustannie i oglądać swe zwielokrotnione sylwetki - skłania do gry przed sobą i wobec siebie. Lustrzana garderoba, skrywająca rzędy sukien, pantofli oraz szuflady pełne kobiecych fatałaszków, doskonale spełnia swoją funkcję. Poza tym, że jest bardzo praktyczna, osacza służące, zmusza do gestu, śledzi, nasłuchuje... Królestwo przedmiotów - duszne czernią i złotem aksamitów, przytłaczające purpurą ściany - jest niejako kolejnym bohaterem dramatu. Ekshibicjonistyczna scenografia wymaga od aktorek maksymalnego skupienia, nie pozwala na niedbalstwo i markowanie. Wielką kreację stworzyła Dorota Kolak jako Solange. Szary strój, twarz bez makijażu, zacięte usta, przygarbiona sylwetka i włosy zebrane w koczek - pod tą zgrzebną maską posłuszeństwa wzbiera wulkan goryczy, nienawiści i bólu. To kobieta na granicy wytrzymałości nerwowej, nieszczęśliwa, zdolna do wszystkiego. Przed szaleństwem chroni ją jedynie myśl o zbrodni i codzienne ceremonie - psychodramy odgrywane wraz z siostrą. Parafrazując kwestię z innego dramatu Geneta, cierpiąc zbyt dotkliwie znajduje ulgę w słowach. Kolak gra z nerwem, nie cofając się przed niczym, nie bojąc się śmieszności i poniżenia. Jej emocje wybuchają z ogromną siłą. Potrafi być też czuła i troskliwa wobec Claire, którą kocha (co, może nadto dosadnie, pokazał Krzysztof Nazar, przesycając grzesznym erotyzmem i gestami kopulacyjnymi zwłaszcza pierwszą część spektaklu) miłością kazirodczą i homoseksualną.
Joanna Kreft-Baka w roli Claire jest słabą, kruchą kobietką. Jest zmysłowa i perwersyjna. Paraduje w eleganckich sukniach i pantofelkach, zapamiętale i z widoczną przyjemnością pomiata sobą odgrywaną przez Solange. Nienawidzi siebie i swej siostry. Seans nienawiści przebiega w rytmie uniesienia miłosnego, po którym Pokojówki dyszą ciężko i tulą się do siebie jak zmęczeni kochankowie. Zewnętrzne podobieństwo aktorek i bliska gra sprawiają, że chwilami zdają się być jedną osobą rozpisaną na dwa głosy. Baka momentami nie jest w stanie dorównać swej starszej koleżance - jest zbyt monotonna, równomiernie rozkłada akcenty, nie dawkuje emocji, ale zatrzymując się na jednym tonie eksploatuje go do końca.
Kobiety łączy zaklęty krąg współzależności. Istnieją dzięki sobie, stwarzają się wzajemnie (Tylko dzięki mnie istnieje sługa) i za to właśnie się nienawidzą (Jesteście naszym krzywym zwierciadłem). W interpretacji scenicznej Nazara Pani istnieje jedynie w sferze idei, jako projekcja dyszących chęcią zemsty sług. Dzięki takiemu zabiegowi spektakl wpisuje się w tradycję dramatu typu czekając na..., a postać Pani urasta do rangi symbolu uwięzienia w egzystencji. W miarę upływu czasu wiemy o bohaterkach coraz mniej. Czy zrzucają na chwilę maski? Czy przynajmniej ich emocje nie kłamią? Kto jest ofiarą zabójstwa-samobójstwa (Claire czy Pani) i kto je sprowokował (Solange czy Claire)? I wreszcie, gdzie jest (o ile jest) miejsce na prawdziwego człowieka? Może dopiero w momencie, gdy się staje - w pustce - przed własnym lustrem? Chyba nie, wszak fałsz jest prawdą i prawda może objawić się tylko pod postacią fałszu...