Artykuły

Barwna kronika warszawskich teatrów

O tym okazałym - pod każdym względem (ikonografia!!!) - tomie można mówić wyłącznie w superlatywach. Autor pokusił się o sporządzenie monumentalnej i niezwykle pieczołowicie przygotowanej kroniki życia teatralnego Warszawy w ostatnich miesiącach II Rzeczpospolitej i pierwszych miesiącach okupacji miasta - "Teatry Warszawy 1939" Tomasza Mościckiego recenzuje Tomasz Zbigniew Zapert w Magazynie Literackim Książki.

Tomasz Mościcki - bez wątpienia zakochany na zabój w Melpomenie, co niekiedy fatalnie odbija się na twórcach teatralnych nie będących choćby jej powinowatymi, których krytyk kłuje swym ostrym piórem (jego omówienie spektaklu pod dźwięcznym tytułem "Wyścig spermy" przedstawiane jest w szkołach dziennikarstwa jako wzór recenzji) - przeprowadził gruntowną kwerendę prasową. Wertując pożółkłe annały stołecznej prasy sprzed siedmiu dekad i wynotowując z nich, co smakowitsze akapity recenzji m.in. pióra: Stanisława Piaseckiego, Antoniego Słonimskiego, Tadeusza Boya-Żeleńskiego czy Adama Grzymały-Siedleckiego, a także wszelkie interesujące passusy dotyczące warszawskich scen, stworzył dzieło jedyne w swoim rodzaju. Odnotowuje na przykład inaugurację działalności "Cafe Bodo" (Pierackiego 17, dziś ul. Foksal, w tym miejscu jest restauracja "Chianti"), nowe inicjatywy renomowanych animatorów rozrywki: Fryderyka Jarosy'ego, Mariana Hemara oraz Andrzeja Własta. Zapoznaje nas z lawiną krytyki z jaką spotkało się - skądinąd, jak się zdaje, zasłużenie - Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej, sprawujące pieczę nad największymi teatrami metropolii. Nawiasem mówiąc jego sekretarzem był Eugeniusz Świerczewski, w latach okupacji agent Gestapo, który miał swój udział w wydaniu Niemcom komendanta głównego Armii Krajowej generała Stefana Grota-Roweckiego. I został za to stracony z wyroku Polski Podziemnej w piwnicy kamienicy przy ulicy Krochmalnej 81.

Wstrząsające są cytaty anonimowych artykułów zamieszczonych jesienią 1939 roku na łamach "Nowego Kuriera Warszawskiego" pt. "Semiccy bogowie na polskim Olimpie. Teatr warszawski były polski tylko z nazwy". "Liczne nieścisłości, przekłamania, łatwa do wyczucia chęć odwetu - dyskwalifikują ten artykuł nie tylko moralnie, ale i poznawczo" - słusznie ocenia go Mościcki. Swoją drogą ciekawe, czy kiedykolwiek poznamy autora tego paszkwilu-donosu? Niewątpliwie był dziełem kogoś dobrze znającego stołeczne środowisko artystyczne.

Wypada się zgodzić z konkluzją wartościowej i pożytecznej pracy Tomasza Mościckiego, że "w tej szczególnej chwili polski teatr dobrze służył swojemu społeczeństwu. Jego szybkie odrodzenie w ostatnich miesiącach wojny, siła przetrwania-mimo stalinowskiej presji początku lat pięćdziesiątych - eksplozja talentów tuż po odwilży, wielkość lat sześćdziesiątych, a być może i wszystko to, co działo się w nim w czasach nie tak przecież dawnych, co definitywnie przerwała ekspansja reżyserów, którzy swoje pierwsze spektakle tworzyli w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku -a więc miniona już wielkość polskiego teatru powojennego - wywodzi się właśnie z tamtego przedwojennego teatru".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji