Artykuły

Śpiewam z miłości do kobiet

Tylko "Super Expressowi" sławny tenor WIESŁAW OCHMAN (73 l.), który w Dzień Kobiet poprowadzi koncert i zaśpiewa najpiękniejsze arie operowe w warszawskim Teatrze Polskim, opowiada o początkach kariery.

O mało nie wyrosłem na chuligana

Nie było u nas hrabiów, wszyscy mieliśmy po równo, czyli nic. Z bratem mieliśmy jedną dopinaną do butów łyżwę i rower bez pedałów - o swoim dzieciństwie Wiesław Ochman (73 l.) opowiada "Super Expressowi". Światowej sławy tenor w Dniu Kobiet będzie gwiazdą specjalnego koncertu w warszawskim Teatrze Polskim.

Wychowywałem się wśród chuligaństwa, małego i większego. Urodziłem się na przedwojennej Pradze przy Ząbkowskiej 48. Mieliśmy tam takiego Gienia, który zajmował się złodziejstwem. Nosił pistolet wycięty z dykty, napadał na papownię i żądał wydania 20 rolek papy. I jeszcze mówił, że rabuje w imię ojczyzny Był niesamowity. Jak zabierali ludzi do Auschwitz, w tym mojego ojca, to wszyscy go prosili, żeby poszedł z nimi. Ludzie wiedzieli, że wróci i przyniesie o tamtych wiadomość najbliższym. I on, ten 16-letni chłopak poszedł! A potem uciekł z tego Oświęcimia. Ale ja do jego paczki nie należałem, bo byłem za mały.

Mam takie zdjęcie, mam 4 lata, stoję w ogrodzie i jestem taki zadowolony. Ten ogród do dziś wydaje mi się wspaniały, choć pewnie był zwyczajny. Rosły w nim kasztany bez, dzikie róże. Obok był "labor", duży pusty plac, na którym biliśmy się. Potem był płot, za nim tartak i Dworzec Wschodni. A dalej to już nie chodziłem. Dla mnie, 4-latka, wojna była gdzieś daleko, choć oczywiście wiedziałem, że jest.

Byłem niezłym gagatkiem, jak większość kolegów. W suterenie mieliśmy bednarza, który rc balie, beczki. Gotowe wystawiał do ogrodu, by wyschły. I my na tych beczkach jeździliśmy. On zawsze mówił mojej mamie: "Pani Ochmanowa, z tych dzieciaków nic nie będzie. To są łobuzy, beczki mi zabierają". Ale pewnego razu... zebrał nas, sześciu chłopców, kupił lody i powiedział: "Słuchajcie, ludzka praca to jest to, że wy możecie żyć, jesteście ubrani. Wyobraźcie sobie, że to samo robicie waszemu tatusiowi". I myśmy to zrozumieli, więcej, zaczęliśmy mu te beczki pomagać wynosić.

Był u nas taki pan S., który ciągle był zalany. Bo Niemcy, by zniszczyć społeczeństwo, wypłacali ludziom deputat w alkoholu. Któregoś dnia sąsiadki zrobiły zebranie i poradziły jego żonie, by z nim zawsze trochę się napiła, to wtedy on przestanie. Po latach, jak już śpiewałem w operze, spotkałem pana S. Pytam go: "A jak tam żona?". A on: "Panie, taksięrozpiła, że ja przestałem pić".

Pierwsze moje występy oczywiście były na Ząbkowskiej. Stawiano mnie na stołku, ja śpiewałem "Chryzantemy złociste uśmiechnijcie się do mnie". Wszystkie sąsiadki płakały.

Kiedy już śpiewałem w Teatrze Wielkim, spotkałem naszego dozorcę, który oznajmił mi: "Słuchałem cię w radiu, to było piękne, ale tak jak śpiewałeś, mając 4 lata, to już nie dasz rady zaśpiewać". Bo mimo wszystko to było fajne miejsce, wielu miło wspomina je.

A wracając do Gienia. Stała się rzecz nieprawdopodobna. Po latach dowiedziałem się, że ktoś posądził go, że oszukuje w kartach. Gienio zarzekał się na wszystkie świętości, że to nieprawda, że nie, ale nie uwierzono To wbił sobie nóż w wątrobę i wykrwawił się. Który hazardzista dziś ma taki honor?

Super Express nr 50

***

Wykradałem jedzenie ze szkolnej stołówki

Mieliśmy w domu taką sepiową książeczkę, która mnie fascynowała, "Skarbczyk Matejki", z portretami królów i książąt polskich. Najlepszym prezentem dla mnie były ołówki i papier, żebym mógł rysować. Więc gdy przyszło do wyboru szkoły, mama zdecydowała, niech będzie to liceum plastyczne. Niestety, szkołę w Warszawie miałem daleko, a podróż przez miasto była niebezpieczna. Winogrona ludzi wiszące na tramwajach, nie było dnia, by ktoś nie stracił nogi. Rozwiązaniem była szkoła z internatem. Za namową nauczycielki Jadwigi Bochonko-Chwalińskiej mama wysłała mnie do Bolkowa na Dolnym Śląsku. Proszę sobie wyobrazić, że ja, 13-letnie dziecko, mając po drodze 3 przesiadki, pojechałem tam sam. Ale wtedy, szybciej dojrzewaliśmy.

Bolków, cudowne miasteczko ze wspaniałym zamkiem. Wśród uczniów byłem najmniejszy. Część kolegów trafiła tu z partyzantki. Mieli po 20-21 lat i zupełnie co innego w głowie. Pamiętam, jak sprowadzali dziewczyny do internatu. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. To znaczy już opuszczając Pragę, wiedziałem, że dzieci nie przynosi bocian, ale mało znałem się na tych sprawach.

W Bolkowie jedzenie było takie sobie, powiedzmy średnie, ale jak ktoś boksował, dostawał więcej - więc ja zapisałem się do sekcji boksu. Koledzy też namówili mnie na sprytną rzecz, jako najmniejszy mieściłem się do okienka w kuchni. Więc nocą chłopaki wciskali mnie przez to okienko, a ja wszystkim nalewałem zupy. Kucharka niczego się nie domyślała, bo dolewałem taką samą ilość wody A potem to już w ogóle była łatwizna, bo na warsztatach dorobiłem sobie wytrych.

Pamiętam jeden smutny dzień. Chciałem jechać do domu na święta, ale gdy szedłem przez rynek, to zawadziłem o coś butem i urwałem podeszwę. Poszedłem do szewca, a on mówi: "Ja ci tego nie zrobię ani na dziś, ani na jutro. Ale jak jedziesz do mamy, to ja ci dam buty syna. Oddasz, jak wrócisz". Ludzie wtedy byli wspaniali.

Szkołę, Technikum Ceramiczne - z kierunkiem zdobnictwo - w Szczawnie, bo tam nasze liceum przeniesiono, skończyłem z wyróżnieniem. Dlatego bez egzaminów miałem wstęp do Akademii Górniczo-Hutniczej.

Byłem dobrym studentem, bo jak już coś robię, to na 100 procent. Był nawet pomysł, bym został na uczelni. Prof. Tomasz Kuros powiedział mi: "Niech pan idzie i spróbuje w tej operze, a jak się nie uda, to wróci pan i zrobimy doktorat". Wróciłem po ten doktorat po 48 latach. Dwa lata temu senat AGH przyznał mi tytuł doktora honoris causa. A w operze próbuję do dziś.

Super Express nr 51

***

W Bolkowie miałem kolegę z pięknym głosem. Zauważyłem, że gdy śpiewa, z dziewczynami coś się dzieje, oczy im mgłą zachodzą, intensywniej się w niego wpatrują. Doszedłem do wniosku, że to miłe i... będąc na studiach zacząłem śpiewać, choć pamiętałem, że w podstawówce nauczyciel bił mnie smyczkiem i wyrzucił z chóru za fałszowanie. A potem jako student zaśpiewałem "Feniculi, Fenicula", a koledzy zgodnie orzekli: "Ty musisz iść uczyć się śpiewać!".

I poszedłem do prof. Gustawa Serafina. Ale ile razy do niego zaszedłem, to trafiałem na innego ucznia - tenora, który tak wywijał tym głosem, że pomyślałem: "Co ja tu robię?!". No i w nogi. Ale pewnego razu profesor przyszedł do akademika i zabrał mnie siłą. Jego żona zasiadła [i przy fortepianie, a ja za- v śpiewałem "Santa Lucia" i zostałem. Ich dom stał się moim drugim domem.

Potem był konkurs Echa Krakowa, który wygrałem. Przyznam się, że napisałem do kilku teatrów, ale nie chcieli mnie przyjąć. Nie z powodu braku dyplomu- Pavarotti, Caruso przecież też ich nie mieli. Kiedy śpiewałem "Traviatę" w Teatrze Wielkim w Warszawie, dyr. Górzyński z teatru w Poznaniu pochwalił mnie, powiedział: "Wspaniale!". Wtedy wspomniałem mu, że pisałem do niego w sprawie pracy "A ja myślałem, że jakiś wariat pisze. Dostaję tyle listów od tenorów, a potem okazuje się, że nie potrafią śpiewać" - powiedział. Ale wtedy, gdy pisałem te listy, dyr. Górzyński nie dał mi pracy, bo nie miał etatu. Dlatego trafiłem do Bytomia i to była dla mnie wspaniała akademia, szkoła bycia na scenie. Śpiewałem trzy sezony, dziewięć oper, nigdy więcej tego nie powtórzyłem.

Niestety, w Bytomiu mieszkałem w służbowym mieszkaniu, w pokoju przejściowym. Miałem kolegów, którzy powiedzmy... aktywnie pracowali nad zwiększeniem liczebności społeczeństwa. Nie bardzo mi się to podobało, bo była już ze mną moja pani Krystyna (późniejsza żona- przyp. red.). Prosiłem o mieszkanie służbowe, ale o tym nie było mowy, więc wprowadziliśmy się do teściowej w Krakowie. Śpiewałem wciąż w Bytomiu, w Krakowie, wiadomość o mnie rozchodziła się po Polsce. W końcu dyrektor Bohdan Wodiczko (74 l.) zaprosił mnie do Teatru Wielkiego w Warszawie. Nie chciałem jechać do stolicy, bałem się. Nawet powiedziałem mu: "Tylu wspaniałych śpiewaków, ja tu zginę".

Super Express nr 53

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji