Artykuły

Polscy Barbarzyńcy w Dusseldorfie

" Noc" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maria Grudzińska w Foyer.

Polacy i Niemcy w wielkiej rodzinnej Europie nadal obwąchują się nieufnie. Po obu stronach granicy, która zaraz ma zniknąć, trwają uprzedzenia i pretensje, niektóre zakorzenione w prawdzie, inne tylko w urojeniach. Nadzieja w teatrze, który w coraz bardziej ożywionym wzajemnym dialogu ma szansę pomóc w porozumieniu albo - lepiej - w dogadaniu się i poznaniu. Mniejsze słowa są lepsze, bo nie wyznaczają celów bardzo odległych.

Dusseldorfer Schauspielhaus - ogromny teatr uznany w ubiegłym roku za najlepszą scenę Westfalii i Nadrenii - przygotował projekt, mający na celu zbliżenie z Europą Wschodnią "Nowa Europa. Czekanie na barbarzyńców". Zamówiono cztery sztuki, u pisarza ukraińskiego (Andruchowycz), węgierskiego (Zilahy), czeskiego (Topol) i polskiego. Barbarzyńcą z Polski jest Andrzej Stasiuk, który napisał sztukę "Noc", z podtytułem "Słowiańsko-germańska tragi-farsa medyczna", wyreżyserowaną przez Mikołaja Grabowskiego.

Doszło do współpracy z krakowskim Starym Teatrem, a w obsadzie pojawili się polscy aktorzy. Konsekwencją jest dwujęzyczność przedstawienia, charakterystyczna dla przygranicznej wieży Babel. Dwa światy dzieli przede wszystkim stosunek do własności prywatnej. Bohaterami polskimi sztuki są mężczyźni tworzący, w ich mniemaniu romantyczny, gang złodziei samochodów. W Niemczech zaś jest jubiler, który ma samochód do ukradzenia i głęboką Ost-fobię. W Niemczech są też lekarze, którzy mają przeszczepić serce jubilerowi. Pomiędzy mężczyznami krąży chór kobiet: polskich i niemieckich, te znacznie szybciej porozumiały się niż ich wojownicy i tworzą wspólnotę kobiet pokrzywdzonych.

Intryga sztuki jest prawie jak z filmu Almodovara. Jubiler śmiertelnie postrzelił jednego ze złodziei, nie przypuszczając, że jego ofiara będzie dawcą serca. Ale tonacja sztuki nie ma nic wspólnego z Almodovarem. To raczej wybuchowa mieszanka niemieckiej logiki i polskiej niefrasobliwości, okraszona po obu stronach przekonaniem, że to ja jestem lepszy.

Zastrzelony złodziej (Oskar Hamerski) odbędzie długą rozmowę ze swą duszą (Roma Gąsiorowska), która daleka jest od wyobrażeń o niewinnych duszyczkach. Lekko wyuzdana, zarzuca złodzieja, czyli swoje byłe ciało, pretensjami, że nigdy jej nie słuchał, ogłuszony rykiem głośnikóww samochodzie. Finał perypetii jest mocno zaskakujący. Jubiler z przeszczepionym polskim sercem nabiera cech swego dawcy.

Intryga sztuki skłania do komediowej interpretacji i tym tropem poszedł Grabowski, budując wesoły i ogromnie przez to przykry moralitet. W pustej przestrzeni sceny tworzy wielkie efekty teatralne. Kiedy zmasakrowane złodziejskie bmw uderza w spory mur z cegieł, które walą się na karoserię, brawura reżysera osiąga granicę wytrzymałości, ale jej nie przekracza, a cały spektakl nabiera ostrości. Równie bezlitośnie potraktował on Polaków i Niemców, tak że nikt nie jest tu święty. Głównym grzechem naszym jest głupota, niemieckim - zadufanie w sobie.

Lekko potraktowana sztuka ujawnia jednak całą swoją grozę. Wizja Stasiuka, według której Wschód będzie dostarczycielem organów do przeszczepów dla bogatego Zachodu, jest przerażająca i, niestety, dość realna. Proceder handlu organami nabiera rozmachu. Wobec życia największe nawet pieniądze stają się bezwartościowymi paciorkami.

Spotkanie Stasiuka z Grabowskim powoduje, że nagle w teatrze zaczynamy robić to, czego już dawno nie robiliśmy: śmiejemy się, sami z siebie się śmiejemy. Może to nas trochę odmieni na lepsze?

W Niemczech przedstawienie bardzo się podobało. Ciekawe, jak zostanie przyjęte w Krakowie, gdzie można będzie je oglądać od 3 do 5 lutego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji