Artykuły

Kobieta z morza

Krzysztof Babicki jeszcze przed kilku laty uważany był za młodego-zdolnego polskiego teatru. Dziś Jest reżyserem o poważnym dorobku, dyrektorem artystycznym Teatru Wybrzeże w Gdańsku i autorem wielu znaczących, niekiedy kontrowersyjnych, przedstawień.

Podobnie jak zmienił się Babicki, zmienił się również teatr. Odeszli jego wielcy sternicy - Zygmunt Huebner, Stanisław Hebanowski, Marek Okopiński. Odeszło wielu wybitnych aktorów, by wymienić Cybulskiego, Kobielę, Szalawskiego czy Igara. Babicki pracuje z zespołem, którego filarami są nadal znakomici "weterani": Halina Winiarska, Jerzy Kiszkis czy Jerzy Łapiński, lecz o jego codziennym obliczu stanowi jednak "młodzież", na czele z fenomenalną Dorotą Kolak.

Ale wielką gwiazdą "Kobiety z morza" Henryka Ibsena nie jest Kolak (grająca tu, skądinąd znakomicie, Bolettę) lecz odtwórczyni roli tytułowej Joanna Bogacka. Kameralne, skromne przedstawienie zapomnianego dramatu Ibsena stało się za sprawą Babickiego i Bogackiej wydarzeniem na miarę międzynarodową. Spektakl, pokazany jesienią ubiegłego roku na festiwalu ibsenowskim w Oslo (a więc w ojczyźnie autora) spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Krytycy i widzowie podkreślali - powtarzam to za Lechem Sokołem, teatrologiem, a obecnie polskim ambasadorem w Oslo - iż spektakl jest "bardziej norweski", niż to, co robią sami Norwegowie.

Zaiste niezwykły to komplement dla aktorów Babickiego: dla Bogackiej (Ellida Wangel), Jerzego Kiszkisą (doktor Wangel), Doroty Kolak i innych. Reżyser rozgrywa dramat kameralnie lecz drapieżnie. Dramat kobiety, która jest wewnętrznie rozdwojona - nie potrafi być tylko mieszczańską żoną i matką. Rozpaczliwie i neurotycznie tęskni do wolności, w której mogłaby się spełnić jej kobiecość. To teatr serio, w którym mówi się brutalnie o sprawach zasadniczych.

Aktorzy sprostali tej szczególnej psychodramie, do której namawia ich reżyser. Trzeba czegoś więcej niż tak zwany profesjonalizm, by zapomniany tekst Ibsena znów nabrał życia.

Ale też udało się Babickiemu zbudować zespół. Przekonał grupę aktorów, że warto pracować razem, że warto czasem podejmować nawet ryzykowne przedsięwzięcia. Były nimi wielkie spektakle, jakich nie brak w dorobku tego reżysera: "Kordian", "Irydion", "Termopile polskie", dramaty Szekspira, ale były też spektakle kameralne, często odwołujące się do literatury skandynawskiej ("Sonata widm" i "Panna Julia" Strindberga, "Z życia glist" Per Olofa Enquista).

Te ostatnie - "Kobieta z morza" nie jest tu wyjątkiem - z perspektywy czasu zdają się błyszczeć wyjątkową teatralną urodą. Babicki brutalizuje, jest niepokorny i konsekwentny w swym pesymistycznym widzeniu świata. Ale coś łączy go z tradycjami Wybrzeża. Niedawno Czarnej Sali tego teatru nadano imię Stanisława Hebanowskiego. Babicki, młodszy o pokolenie, osiąga w swych "małych" przedstawieniach napięcie godne wielkiego poprzednika - mistrza teatru kameralnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji