Artykuły

Chłopcy zabili Iwonę w Katowicach

"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Attili Keresztesa w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

(...)

Attila Keresztes, rumuński reżyser pracujący na Węgrzech, bezkompromisowo wszedł w artystyczny zespół Teatru Śląskiego i jak wytrawny dyrygent poprowadził aktorów według własnego uznania, tempa i wizji.

Keresztes zaczyna swoją "Iwonę..." przewrotnie - od finału. Dworzanie od pierwszej sceny są odziani w żałobną czerń, a beztroskie zdanie "cudowny zachód słońca" rozpoczynające sztukę wypowiedziane jest z grozą (nie sposób zignorować krwawej łuny na horyzoncie). W świecie Keresztesa nie ma nadziei. Reżyser na podobieństwo Trumana Capote'a z zimną krwią rekonstruuje zbrodnię. Pokazuje, że decyzja o morderstwie zrodziła się na długo przed tym, zanim na dworze pojawiła się Iwona (Agnieszka Radzikowska z Teatru Nowego w Zabrzu). Nie pyta, czy człowiek może być zły, ale śledzi, jak zło w nim kiełkuje.

Zwykle inscenizacje sztuki Gombrowicza to próby odpowiedzi na pytanie, kim jest milcząca Iwona. Tymczasem w katowickim spektaklu Iwona jest bohaterką przezroczystą, zaś cała intryga skupia się na mężczyznach. Keresztes stworzył spektakl o męskiej niedojrzałości i nieudanym buncie. W centrum uwagi jest książę Filip (świetna i autorska kreacja Michała Rolnickiego). Walczą w nim dwie szekspirowskie osobowości. Najpierw odkrywa on w sobie dystans wobec dworu i zachowuje się niczym obłąkany Hamlet. Jego bunt przeciwko rodzicom i konwenansom nie trwa jednak długo. Ponosi fiasko z chwilą, gdy Filip wkłada na głowę koronę ojca i poddaje się porządkowi tyranii. Staje się Makbetem i jak szkocki bohater ponosi klęskę w scenie zbrodni. Tchórzostwo odziedziczył przecież po ojcu (kolejna udana rola Grzegorza Przybyła). Jego Ignacy jest władcą zdziecinniałym, który karykaturalnie plącze się w królewskich szatach jak chłopiec w za dużym kostiumie.

Tylko jeden mężczyzna w tym infantylnym świecie mógłby wziąć odpowiedzialność za popełniane czyny. Ale Szambelan (Jerzy Głybin) jest zbyt inteligentny i zepsuty jednocześnie, by zamienić hazardową grę, gdzie stawką są ludzkie istnienia, na moralność. W czarno-białym świecie to właśnie on nosi królewską purpurę. Jest królem i królową w jednym, co doskonale podkreśla jego damsko-męski kostium, jedna z mistrzowskich szat autorstwa Bianki Jeremias. Jest też najgroźniejszym rywalem Iwony. Głybin doskonały w swojej biseksualnej roli ocala zepsuty świat chłopięcych tyranów uzależnionych od zabaw z kobietami. Wśród nich szczególnie warto wyróżnić obok tytułowej Iwony kreację Barbary Lubos jako Izy.

I gdyby Keresztes na tym poprzestał, spektakl byłby doskonały. Tymczasem niepotrzebnie wplątał w intrygę kolejne zagadki. Na przykład na początku każdego aktu demoniczna Joanna Wawrzyńska szepcze niezrozumiałe zdania. Zaklina? Przeklina? Ten świat mógłby śmiało obyć się bez modlitwy i magii. Nie do końca jasna jest też postawa Iwony. Nie wiedzieć czemu, raz potrafi prowadzić normalny dialog, a innym razem cedzi słowa, jakby nie potrafiła rozmawiać z innymi.

W tym misternie skomponowanym świecie raz po raz pojawia się szczelina, niewyjaśniony i niekonsekwentny wyłom, drobny fałsz. Oglądając spektakl Keresztesa, przypominałam sobie spójną wizję Artura Tyszkiewicza, który swoją "Iwonę..." pokazał kilka lat temu podczas katowickich Interpretacji. Keresztes na tej samej scenie zaintrygował, sprowokował u aktorów niebanalne role, obrócił Gombrowiczowską groteskę w grozę, ale nie zachwycił w pełni.

Całość w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji