Artykuły

Po drugiej stronie lustra

JEDEN ze znanych krytyków filmowych wyznał, że przed napisaniem recenzji zdarza mu się oglądać dzieło kilka a nawet kilkanaście razy, bo dopiero wówczas jest w stanie poddać je wnikliwej analizie i uczciwie ocenić. Bardzo wątpię, czy kilkanaście wieczorów spędzonych na przedstawieniach "Balkonu" Jeana Geneta rozwiałoby te wszystkie wątpliwości i niejasności, z jakimi zapewne większość widzów opuszczała Teatr "Wybrzeże" po spektaklu premierowym. Wszelkie pytania, interpretacyjne meandry pułapki nie świadczą bynajmniej źle o inscenizacji Ryszarda Majora. Z Genetem bowiem inaczej być nie może, jego wyjątkowa twórczość - zaskakujące, efektowna i wieloznaczna - fascynuje tym właśnie, że daje wprost niezliczone możliwości odczytania, odnajdywania wciąż nowego sensu. I tak jak bardzo trudno byłoby odpowiedzieć na dziecinne pytanie "o czym mówią dramaty Geneta", tak też wcale niełatwo określić konwencje jego pisarstwa. Poradzili sobie z tym co prawda krytycy, którzy uznawszy Geneta za przedstawiciela teatru absurdu, uszeregowali go na równi z Beckettem i Ionesco, lecz pozostali w gruncie rzeczy bezradni wobec czytelnych związków jego sztuk z teatrem różnych epok, stylów, kanonów.

"Balkon" jest pod tym względem utworem nie mniej błyskotliwym od innych dramatów Geneta i podobnie jak one bulwersującym, chociaż pojęcia o tym co gorszące, skandaliczne czy niemoralne są współcześnie zgoła inne, bardziej liberalne niż w chwili prapremiery. Dzisiejsza publiczność ani się tym upaja, ani podnieca, ani gorszy. Chichot-śmieszek przebiegający przez sale w najmniej oczekiwanych momentach wynika raczej z zaskoczenia, z nieprzygotowania na spotkanie z tego typu teatrem.

A przecież teatr ten, burzący logikę przyczyn i skutków, nowatorski pod względem formalnym, przywołuje treści od stuleci obecne w filozofii i sztuce wzbogacone jedynie doświadczeniami najnowszej historii i cywilizacji. Genet nie jest pierwszym, który stara się nam uzmysłowić, że jesteśmy tylko marionetkami w teatrze dziejów, że wszystko co robimy jest grą a nasza egzystencja - to ciąg ról, póz, kostiumów - zniewalających, pozbawiających człowieczeństwa. Nie on pierwszy wpisuje też w swą sztukę pytanie o to, jacy jesteśmy naprawdę, jak mają się do rzeczywistości nasze własne o sobie wyobrażenia i marzenia, na ile przystają do niej cudze, obiektywne odczucia. "Jesteśmy tacy, jak myślą o nas inni, jest się takim jak miejsce, w którym się jest" - przypominają się mimo woli słowa Nałkowskiej. A miejsce wybiera Genet wyjątkowo podłe - dom publiczny. Każda schadzka zamienia się tu w mały teatralny spektakl, będący projekcją marzeń i tęsknoty klientów, kompensujący im życiowe niepowodzenia i klęski. Dzięki inwencji właścicielki domu. Irmy i dziewczętom spełniającym najdawniejsze życzenia, klienci przeżywają tu nie tylko rozkosz fizyczną, lecz przede wszystkim dostępują iluzorycznego szczęścia, stają się kimś innym. "Teatr w teatrze" objawia nam względność spraw tego świata. Prostytutka przyjmuje na prośbę gościa rolę niewinnego dziewczęcia, czy nawet jakiejś świętej i taka dla niego właśnie jest. Tak jak dla własnego dziecka pozostaje księżniczką z bajki. Względność i marność: bo oto w finale Irma, która z królowej przeistacza się na powrót w pospolitą szefową burdelu, wysyła nas do domów, zapewniając, że jest tam o wiele więcej fałszu. A więc znowu myśl wcale nienowa, świat jako kloaka, gigantyczne śmietnisko, wytrzymujący porównanie tylko z domem publicznym, ale od niego gorszy...

Słowa wypowiadane na zakończenie przez Irmę przejmujący monolog Carmen w I akcie, kiedy ta prostytutka jest po prostu zwykłym, tragicznie przez los doświadczonym człowiekiem i scenę, w której fotografowie wykonują zdjęcia Biskupa, Sędziego i Generała, można by potraktować jako kluczowe przy próbie interpretacji sztuki, w której jest miejsce na tragizm, groteskę, absurd, śmiałą społeczną satyrę, surowy osąd świata. Te epizody mocno też zapadają w pamięć.

O "Balkonie" w gdańskiej inscenizacji nie sposób zresztą myśleć inaczej jak właśnie scenami i obrazami. Ma bowiem ten długi (bite trzy godziny!) spektakl znakomitą oprawę scenograficzną Jana Banuchy, "w klimacie" Geneta, efektowną, ale nie przytłaczającą pozwalającą na wydobycie nowych znaczeń, z symbolicznym lustrem stojącym z boku, ukazującym odbity obraz bohaterów. Ma muzykę Andrzeja Głowińskiego, która wspaniale przemawia np. w finale I aktu, w lirycznej rozmowie Chantal (Małgorzata Ząbkowska) i Rogera (Ryszard Ronczewski). Ma też (niestety) dłużyzny. Ryszard Major prowadzi spektakl bardzo konsekwentnie i sprawnie, ale w pewnym momencie wyraźnie zaczyna go "celebrować", ulega formie, a treść schodzi jakby na plan dalszy. Żal mi nie tyle widza, który w końcówce poddany zostaje naprawdę ciężkiej próbie, ale tekstu który w tym wszystkim oczywiście się gubi. Jest on żeś wyborny; oszałamiający trafnością skojarzeń i konstatacji, podawanych ze sceny w doskonałej interpretacjj.

"Balkon" w Teatrze "Wybrzeże" - to aktorstwo bez wyjątku dobre. Ale są dwie role wspaniałe i kilka bardzo dobrych. A więc Henryk Bista jako Komendant Policji - żałosny mały człowieczek, któremu marzy się wielkość i Joanna Bogacka, dzięki której Carmen - to niemal kwintesencja człowieczeństwa - od szlachetności i wzniosłości do moralnego upadku. Dalej niezapomniana trójka: Biskup, Sędzia i Generał czyli Jerzy Łapiński, Henryk Sakowicz i Stanisław Michalski - postaci programowo teatralne, koturnowe, a jednocześnie karykaturalne, którym autor daje szansę spełnienia, demaskując konwencjonalizm, sztuczność i niemożność, w jaką wszyscy jesteśmy uwikłani. Stanisława Michalskiego obchodzącego właśnie jubileusz 30-lecia pracy artystycznej oglądamy w kolejnym "mundurowym" wcieleniu, żałując trochę, że ta rola w gruncie rzeczy niewielka, nie pozwali aktorowi wypowiedzieć się pełniej. Szkoda także, że Nina Grudnik występuje Irma-Królowa wypada w tej trudnej, dźwigające, właściwie ciężar całego przedstawienia roli dosyć nierówno w finale po prostu - słabo.

W sumie jest jednak "Balkon" realizacją udaną, co wcale jej nie gwarantuje powodzenia u publiczności. Dotychczasowe nie tak znowu liczne doświadczenia z Genetem na naszych scenach, miały na ogół żywot zachwyty krytyki rozlegały się przy pustawych widowniach..

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji