Artykuły

Śmiech nieskrępowany

TEATR "Wybrzeże" zaprezentował niedawno długo zapowiadaną sztukę ALANA AYCKBOURNA pod intrygującym tytułem "JAK SIĘ KOCHAJĄ W NIŻSZYCH SFERACH". Rzecz tę pokazał ubiegłej jesieni Stołeczny Teatr Współczesny (była to polska prapremiera) i to z takim skutkiem, że przez Warszawę dosłownie przetoczyła się fala śmiechu. Teraz dotarła ona do Gdańska, skąd prawdopodobnie popłynie dalej, kiedy inne teatry sięgną po komedię Ayckbourna. Autor ten (rocznik 1939) należy do dramaturgów niezwykle płodnych, celujących we współczesnej komedii sytuacyjnej. Cieszy się ogromną popularnością w swoim ojczystym kraju, w Wielkiej Brytanii, odnosi też coraz większe sukcesy na świecie, "Jak się kochają" napisał w 1970 r.i przez 2 lata komedia ta nie schodziła w Londynie z afisza.

U nas także może ona liczyć na ogromne powodzenie. Wypełnia po pierwsze wyraźną lukę w teatralnych repertuarach którym brakuje rzeczy dowcipnych i bezpretensjonalnych, utrzymanych w niezłym guście i osadzonych we współczesnych realiach. Po drugie zaś reprezentuje ciekawe połączenie typowego angielskiego humoru z humorem uniwersalnym odwołującym się do klasycznych kanonów komediowych. Zawiera więc zarówno elementy satyry obyczajowej jak i komedii charakterów, ale przede wszystkim eksploatuje - do granic możliwości - motyw perypetii: niespodzianek, nagromadzenia rozmaitych konfliktów, różnorodnych sytuacyjnych powikłań oraz intryg powstających w wyniku celowych działań poszczególnych postaci. Tych komplikacji ma w "Jak się kochają" tak dużo, że każda próba streszczenia sztuki wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Jest ona i bardziej karkołomna, że Ayckboum, uciekając się do symultanizmu czasowo-przestrzennego, dokonuje zmian miejsca i czasu na oczach widzów, potęgując tym wrażenie oszołomienia, zaskoczenia, zawrotnego tempa, w jakim wszystko się dzieje.

A dzieje się naprawdę dużo, chociaż na początku niewiele na to wskazuje. Dwie małżeńskie pary: Forsterowie (JOANNA BOGACKA i HENRYK BISTA) oraz Phillipsowie (ELŻBIETA GOETEL i ZBIGNIEW OLSZEWSKI) spędzają zwyczajny poranek w swoich domach. Rutynowe czynności, zdawkowe uwagi, z trudem tłumione zniecierpliwienie i potworna nuda królują niepodzielnie w obu mieszkaniach. Foresterowie przeżyli razem sporo lat i nic już sobie nie mają do powiedzenia. Młodsi małżeńskim stażem Phillipsowie - to z kolei jeden z tych duetów, w których żona, czując się źle w roli kucharki i niańki dziecka nieustannie zrzędzi, narzeka i wyładowuje swoje nastroje na mężu. A ten znajduje oczywiście pocieszenie u innej. Oba znudzone i zrezygnowane stadła za sprawą przypadku znajdują sobie znakomity parawan dla własnych grzeszków i wyśmienity sposób na doskwierającą im monotonię. Tym lekarstwem będzie trzecia małżeńska para: William Featherstone i jego Mary (JERZY ŁAPIŃSKI, DOROTA KOLAK). Dzięki nim, stojącym znacznie niżej w hierarchii społecznej od Fosterów a nawet od Phillipsów, dość pospolite sceny z życia małżeńskiego nabierają zupełnie nowego zabarwienia.

SZTUKA Ayckbourna jest historyjką błahą a nawet głupią, ale i w tej zabawnej, chwilami absurdalnej opowiastce kryje się smutna prawda o ludziach - "strasznych mieszczanach", którzy szukają podniet w życiu innych osób, spieszą im z "życzliwą" pomocą, burząc w końcu cudzy spokój i szczęście... "Jak się kochają w niższych sferach" nosi zatem, jak widać, nieco przewrotny, dezorientujący widza tytuł, będący sygnałem zabawy, którą autor zdaje się świadomie prowadzić z publicznością. Igra on sobie z widzem w sposób oczywisty i jawny, raz po raz zmierzając do zakończenia, które jednakże wbrew logice zdarzeń nie następuje. Czekamy na nie z pewną obawą, że repertuar komicznych sytuacji wyczerpie się, że zaczną się one powtarzać. Nic podobnego na szczęście nie ma miejsca. Dopiero po blisko trzech godzinach szalonej zabawy niebezpiecznie balansującej na granicy prymitywnego dowcipu docieramy do finału.

Czas trwania spektaklu można by - z pożytkiem dla całości - troch skrócić i jest to bodaj jedyna uwaga pod adresem KRZYSZTOFA BUKOWSKIEGO, reżysera gdańskiego przedstawienia. Zrealizowane ono zostało lekko, błyskotliwie i niemal z perfekcją. Ta inscenizacja ma wiele atutów - trafną obsadę, znakomite aktorstwo i świetną scenografię MAŁGORZATY ŻAK-ISZORO. Wystrój sceny spełnia wymogi czasowo-przestrzennej jedności, będąc zarazem nośnikiem informacji o bohaterach, styku ich życia, środowisku, do którego należą.

Wśród tych trzech istnieją bohaterowie, nad którymi zdecydowanie góruje Frank Foster. Postaci tej kreowanej przez Henryka Bistę przypada rola szczególna - na poły metafizyczna. Foster - to jak by spiritus movens większości wydarzeń. Prowokuje je niby nieświadomie swoją nudną dociekliwością, żywo przypominającą indagacje telewizyjnego porucznika Columbo. Przy całej dobroduszności i łagodności ten bohater ma w sobie coś chytrego, przebiegłego a nawet diabolicznego. W ciągu paru sekund przechodzi zaskakujące metamorfozy, przeistaczając się przy pomocy gestów, spojrzenia, ruchu, mimiki w kogoś zupełnie innego. Nic dziwnego, że ta pełna ekspresji, niezwykle plastyczna i żywiołowa interpretacja dość zagadkowej postaci przez cały wieczór skupia naszą uwagę, poczynając od pierwszej sceny do ostatniej. Zaskoczeniem okazuje się także najnowsza rola Doroty Kolak. W zmienionej na skutek charakteryzacji aktorce z trudem rozpoznajemy odtwórczynię Antygony czy Felice z "Pułapki". Mary Featherston jest w jej wykonaniu typową gąską z nizin, świadomą swych braków i uległą we wszystkim mężowi. Z tego pogrążonego w jakimś dziwnym transie czy półśnie zahukanego stworzenia przeistacza się jednak w przedsiębiorczą, energiczną kobietkę. Podoba się również Elżbieta Goetel, bardzo sugestywna w roli dość prymitywnej, niechlujnej, znużonej, choć przecież młodej "kury domowej" oraz Jerzy Łapiński umiejętnie podkreślający wszystkie komiczne rysy wybitnie charakterystycznej postaci Wiliama. Joannie Bogackiej i Zbigniewowi Olszewskiemu przypadły tym razem w udziale role trochę skromniejsze, w których obydwoje odnaleźli się jednak wybornie.

WIĘCEJ o "Jak się kochają? powiedzieć już nie sposób. Trzeba po prostu pójść i zobaczyć, nie wstydząc się własnej radości. Bo jak napisał kiedyś jeden z recenzentów "trzeba tu i wolno tylko jedno - śmiać się!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji